poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Jeden.

Wizja ponad trzymiesięcznych wakacji dodawała mi skrzydeł. Zaraz po zakończeniu roku akademickiego spakowałam walizkę i swoim garbusem ruszyłam w drogę do rodzinnego miasteczka. Gdy tylko opuściłam moje podkarpackie miasto zaczęła się prawdziwa katorga. Istna podróż – męczarnia. Blisko trzydzieści stopni w cieniu i brak klimatyzacji w moim żółtym Garbim na pewno nie umilało mi kilku godzin spędzonych za kółkiem.  Miejscowe wgłębienia w rozgrzanym do czerwoności asfalcie, zwane potocznie dziurami, nie poprawiały mojego samopoczucia, a tym bardziej nie ułatwiały jazdy nie-dzielnemu kierowcy. Dla mnie samochód był ostatecznością. Jechałam tylko gdy musiałam.

Poprawiłam oparte na nosie okulary, których tak bardzo nie znosiłam i gdy tylko mogłam zastępowałam je soczewkami. Zacisnęłam mocniej gumkę na mojej ognistoczerwonej kitce i zaciskając mocno dłoń na rączce walizki weszłam po schodkach na ganek rodzinnego domu. Drzwi jak zwykle były otwarte i gotowe aby przywitać każdego zabłąkanego podróżnika, a tym bardziej złodzieja.
- już jestem! – krzyknęłam z korytarza, a mój głos echem rozniósł się po całym budynku.
- cicho! Dopiero co uśpiłam Lenkę – moja siostra właśnie schodziła po schodach  - miło mi Cię znowu widzieć.
Przytuliłyśmy się na powitanie. Cecylia praktycznie w ogóle się nie zmieniła. Jej marchewkowe włosy związane były w niechlujnego koka, a luźna koszulką idealnie zakrywała „pozostałości” po ciąży.
- Iśka, nawet nie wiesz jak się cieszę, że już przyjechałaś – westchnęła moja siostra – Tomek w delegacji, a ja już sobie nie daje rady. Tylko sklep, Lenka, kuchnia, sklep, Lenka, kuchnia i tak w kółko. Dobrze, że dzisiaj niedziela i chociaż sklep jest zamknięty.
- widzę iż liczysz na to, ze przejmę część Twoich obowiązków ? – zaśmiałam się – tylko wiesz.. dziecka bawić nie umiem.
- wiem. Dlatego będziesz obsługiwać klientów. Chodź nauczę Cię wszystkiego zanim Mała się obudzi – CeCe pociągnęła mnie za rękę w kierunku drzwi prowadzących do małego sklepiku, który odziedziczyła po rodzicach.
Całe popołudnie spędziłam na nauce kodów produktów, aby móc wbijać je na kasę fiskalną. Całe szczęście, że moja siostra jest na tyle roztropna i pracowita, że na każdym produkcie ponaklejała ceny, a na niektórych znajdowały się też wyżej wymienione kody. Dzięki temu moja praca stanie się łatwiejsza. Chwała jej za to!

Rano obudził mnie płacz siostrzenicy. Leniwie spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu, a jasne światło bijące od niego uniemożliwiało mi odczytanie godziny.
- Aga, przynieś mi mleko! - krzyknęła z pokoju obok Cecylia.
Leniwie podniosłam się z łóżka i poczłapałam do kuchni. Tamtejsze zegarek wiszący na ścianie wskazywał mniej więcej piątą czterdzieści pięć. Dzisiejszy dzień zaczyna się chyba zbyt cudownie. 

Moją pierwszą klientką okazała się nasza sąsiadka - niezastąpiona i najbardziej poinformowana kobieta w miasteczku - pani Stasia.
- Aguuuusia! - no i się zaczęło - jak ja Cię dawno dziecino nie widziałam. Ostatnio chyba na pogrzebie Twoich rodziców.. ale mniejsza o to.. Jak tam Ci się żyje kochaniutka? Masz już jakiegoś narzeczonego?
Cała pani Stanisława. Plotkara jakich mało. Musi wiedzieć wszystko o wszystkich, bo inaczej wpada w swoją wyimaginowaną chorobę charakteryzującą się bólem wszystkiego. 
Po dwudziestokrotnym opowiedzeniu pani Stasi i jej kumoszkom ostatniego roku swojego życia i stokrotnym zapewnieniu, że w najbliższym czasie żadnego wesela, ba! nawet zaręczyn nie mam w planach mogłam zrobić sobie przerwę, ponieważ ruch ustał. Ranne ptaszki miały śniadaniowe zakupy, a na leni ciągle musiałam czekać. 
Usiadłam w kuchni i  popijając kawę obserwowałam jak Cecylia usypia Lenkę przy dźwiękach meczu naszych siatkarzy wychodzących z telewizora. Nigdy nie pasjonowałam się tym sportem. Ja nawet nie znam nazwisk czołowych zawodników naszej kadry. Ja nawet na ulicy bym ich nie rozpoznała. Dla mnie sport jak sport, bo co trudnego może być w przebiciu piłki na drugą stronę siatki? Raczej NIC, a nadzwyczajny, ponad dwumetrowy wzrost jeszcze ułatwia siatkarzom to  zadanie.

Po południu CeCe z Leną wybrały się na spacer zostawiając cały sklep na mojej głowie. Układałam właśnie nowy towar na półkach podśpiewując pod nosem piosenkę lecącą z radia, gdy po całym domu rozniósł się charakterystyczny dźwięk, informujący o tym, że ktoś przekroczył próg sklepu. Odwróciłam się na pięcie i z przyklejonym do twarzy uśmiechem wypowiedziałam wyuczoną na pamięć formułkę "Czym mogę służyć?".


Tak więc Witam ponownie od nowa :)
Nowe opowiadania.. nowy zapał do pisania.. no z tym drugim to może trochę mniej..
Zapraszam tych, którzy chcą być informowani do zakładki "INFORMOWANI" umieszczonej na pasku zaraz pod zdjęciem. 
Miłego czytania moich wypocin.  <3 

1 komentarz:

  1. Ciekawie się zaczyna..
    Czekam na więcej.
    Pozdrawiam. ; )

    OdpowiedzUsuń