piątek, 26 kwietnia 2013

Dwa.

- mogłabyś mi podać swój numer - odpowiedział wysoki, dobrze zbudowany brunet opierając się łokciami o ladę.
- przestań już - trochę niższy mężczyzna klepnął go w plecy i wepchał się w kolejkę przed swojego kolegę - to co zawsze Cecylio - odparł nawet nie zaszczycając mnie swoim spojrzeniem.
- tyle tylko, że ja nie jestem Cecylia - westchnęłam.
Dopiero wtedy mężczyzna przeniósł wzrok z dłoni na której odliczał sumę do zapłaty na mnie.
- a no faktycznie - przybił sobie młodzieżowego facepalma - a więc..
- nie zaczyna się zdania od "a więc" - upomniał go ten wyższy w zamian za co otrzymał mrożące krew w żyłach spojrzenie od kolegi.
Zaczęli się kłócić, nie szczędząc sobie koleżeńskich epitetów. Na kilometr widać, że są wspaniałymi przyjaciółmi, którzy muszę ze sobą przebywać całymi dniami. Oboje ubrani byli w czerwone polówki z białym orzełkiem na prawej piersi i czarne spodenki. Czyżby jacyś sportowcy? O zgrozo! Ten, tam na górze, chyba mnie nie lubi, inaczej nie wystawiałby moich nerwów na tak wielkie próby. A wierzcie mi na słowo, że rudzielce mają nadzwyczajnie wybuchowy charakter. A dodatkowo, u mnie występuję jeszcze wstręt to wszelakiego rodzaju sportowców i dyscyplin, które uprawiają. Ale to chyba taki "mały" uraz z dzieciństwa.
Gdy w końcu moi klienci ustalili między sobą, czy można zaczynać zdanie od a więc, a ja obgryzłam już z tych niepowtarzalnych emocji towarzyszących przy ich wymianie zdań wszystkie paznokcie, mogłam przyjąć to nieszczęsne zamówienie.
- pudełeczko batoników zbożowych z czekoladowymi kuleczkami, żelki kwaśne i te miśki (...)  - zaczął wymieniać niższy ze sportowców.
- weź jeszcze redbulla - dorzucił wyższy sięgając po stojące na jednej z wyższych półek napoje energetyzujące.
Obładowani ekologicznymi torbami zapłacili za zakupy o zaczęli zmierzać ku wyjściu.
- to co z tym numerem ? - w ostatniej chwili, na ostatniej prostej do przeszklonych drzwi, odwrócił się Mięśniak, o! to chyba idealne określenie dla tego pana.
- przepraszam, ale nieznajomym takich informacji nie udzielam - odpowiedziałam dyplomatycznie zgniatając paragon, którego owi sportowcy łaskawie nie zabrali.
Aż przypomniało mi się to hasło, co często przewijało się w telewizji. Jak to było.. Aa! Nie bądź jeleń, weź paragon. 
- to najwyższy czas się poznać - mrugnął do mnie okiem.
Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale jego kolega włączył opcje upierdliwego faceta, który spieszy się nie wiadomo gdzie i sportowcy szybko zniknęli mi z pola widzenia,. a wyższy z nich krzyknął jeszcze coś w stylu: do zobaczenia jutro.
Postukałam się w głowę, chyba po to aby jak najszybciej wyrzucić obrazek tych dwóch klientów z mojej głowy. Dodatkowo do moja buzia jakby czekała na stado much, przygotowując wewnątrz paradę na cześć tych zgryźliwych owadów. Był zdziwiona zachowaniem Mięśniaka. Jak ktoś w ogóle chciał mnie poznać? Niezły żart. Jakoś przez ostatnie kilka lat nikomu nie śpieszyło się do rozmowy z niską, rudą okularnicą, a tu proszę jedne dzień i już ktoś chce mój numer telefonu. Tylko szkoda, że tym kimś okazał się sportowiec.
Zapamiętajcie sobie sportowcy to zło. Zło wcielone. A najgorszą opcją jest mieć w rodzinie sportowca, którego praktycznie w ogóle nie ma w domu. Czekasz na jego występ przed telewizorem, co jakiś czas wyczekujesz siedząc na parapecie jego powrotu. I tęsknisz, cholernie tęsknisz. A ja, Agnieszka Misztal, coś o tym wiem. Więc wierzcie mi na słowo, może i być sportowcem jest łatwo, ale za to życie ze sportowcem jest katorgą przede wszystkim dla psychiki. Widywać się z Nim raz na ruski rok ? Przecież to bez sensu! A ja to przeżyłam. Całe moje dzieciństwo kręciło się w okół czekania, czekania i czekania pomieszanego z tęsknotą. Dlatego tak znienawidziłam sport. Zawsze kojarzył mi się z tatą, który praktycznie mnie nie wychowywał bo ciągle go nie było. Mecz tu, mecz tam, ciągłe rozjazdy. A to wszystko przez okrągłą piłkę i kilkunastu zawodników, którzy do znudzenia mogą wsłuchiwać się w piszczenie adidasów, a zapach potu w ogóle im nie przeszkadza.
Znienawidziłam sport przez pasję mojego ojca.
Znienawidziłam sport przez pracę mojego ojca.
Znienawidziłam sport przez siatkówkę.

2 komentarze:

  1. Hmmmm :)) Robi się coraz ciekawiej :))) Ciekawa fabuła i ogólnie wszystko :))) Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału o którym możesz mnie informować :) Tymczasem zapraszam do siebie :)) Mam nadzieję że pozostawisz po sobie jakieś znaki :3 http://4volleyball44.blogspot.com/ http://sercezawszewielepiej14.blogspot.com/

    Pozdrawiam gorąco!! :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się co raz ciekawiej:D Ja obstawiam , że tym facetem jest Zbyszek ( po redbullu ^^) Czekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie na nowy na http://gdymyslalaszewiesz.blogspot.com
    Pozdrawiam Luna :D

    OdpowiedzUsuń