środa, 29 maja 2013

Osiem.

Po długim spacerze wreszcie dotarliśmy pod mój hotel. Według mnie powinniśmy się tutaj rozstać (i już nigdy nie spotkać!). Ale Kurek twardo stawiał krok za krokiem podążając ze mną w stronę windy. Wysiadł na tym samym pietrze co ja i z bananem na twarzy wszedł do najbliższego pokoju. I wszystko byłoby w porządku gdyby mój pokój nie znajdował się trzy drzwi dalej.
Wysyłam na niewielki balkonik i usiadłam na nagrzanych płytkach. Przyszedł czas na przemyślenie sobie tego dziwnego spaceru z siatkarskim Uszatkiem. Założenia były proste i jasne do zrozumienia.  Miałam być wredna, oschła, niemiła i arogancka. Jak zwykle wyszło inaczej. Ten chłopak ma coś w sobie. To poczucie humoru. Ten uśmiech, który zmiękcza kolana największym feministkom.
Słońce niemiłosiernie karciło Katowice swoimi promieniami. Rzadkością stał się lekki powiew chłodnego wiatru. Kremowe płytki zaczęły już parzyć moje cztery litery i bose stopy. Wyklinając pod nosem kochaną babkę Słońce powłóczając nogami wróciłam do swojego pokoju.
Jakież było moje zaskoczenie gdy przechodząc przez balkonowy próg moim oczom ukazał się wchodzący do mojego królestwa ów Mięśniak. Stanęliśmy na przeciwko siebie z minami niczym przy spotkaniu z duchem.
- a Ciebie matka nie nauczyła, że trzeba pukać zanim się wejdzie ? - ocknęłam się z amoku szoku i włączyłam tryb nieprzyjemnego rudzielca.
- myślałem, że tu stacjonuje Kurek i Jarosz - nerwowo podrapał się po karku - ale miło mi się widzieć Agnieszko.
- a mi Ciebie wręcz przeciwnie, nieznajomy - założyłam ręce na klatce piersiowej i czekałam na jego reakcje. Przecież nie powiem mu wprost, że nie wiem jak się nazywa. To byłyby mój koniec.
- jaki nieznajomy mów mi po imieniu - odparł zadziornie się uśmiechając.
No to masz babo placek. Trzeba wcielić w życie plan B, czyli Iśka udaje że zna imię tego siatkarza i próbuje jak najszybciej wywalić go z pokoju.
- jaaaasne - fuknęłam - przepraszam Cię bardzo ale musisz opuścić mój pokój. Chciałabym przygotować się do kolacji.
- ach tak kolacja! - uroczo zaklaskał - więc widzimy się w restauracji, Maleńka - cmoknął w powietrzu.
Pozostał po nim tylko zapach intensywnych męskich perfum, dudniące w uszach trzaśnięcie drzwiami i ciche przepraszam z jego strony. I oczywiście pozostawił po sobie kołaczące w głowie jego słodkie, aż do obrzydzenia "Maleńka".
Potrząsnęłam głową, jakby to miało pomóc mi pozbyć się jego obecności, która tylko zaśmiecała mi umysł.
Wzięłam szybki prysznic, aby odświeżyć "przegrzane" ciało. Przyłożyłam do siebie kwiecistą sukienkę, ale błyskawicznie wrzuciłam ją z powrotem do walizki. Nie lubię sukienek. A może lepiej zabrzmi stwierdzenie : nie lubię siebie w sukienkach. Wygrzebałam z torby krótkie szorty i luźną, prześwitującą koszule w trochę neonowym kolorze. Oparłam na nosie okulary i zasiadłam przed laptopem.
Czas wziąć się za naukę.
Otworzyłam pierwszą lepszą stronę o naszej reprezentacji w piłce siatkowej mężczyzn. Każdy zawodnik zrobione miał zdjęcie w stroju reprezentacyjnym. Poniżej fotografii znajdowała się krótka prezentacja każdego z siatkarzy. Wyjęłam z torebki notes i spisałam ich dane, po czym przez dłuższą chwilę przypatrywałam się zdjęciom.
W końcu ruszyłam w stronę restauracji. Niezauważalnie przeszłam korytarzem, w windzie dopadała mnie Cecylia i Tomek, więc razem zjechaliśmy na parter. Niestety oni wybierali się do restauracji w centrum miasta, na romantyczną kolację, dlatego też nasze drogi się rozeszły.
Wchodząc do obszernego pomieszczenia zapełnionego stolikami i krzesłami wpadłam na wysokiego mężczyznę. Jak się pewnie domyślacie był do jeden z naszych reprezentantów. Zadarłam głowę do góry aby spojrzeć na twarz owego zawodnika. Jak na złość nie mogłam sobie przypomnieć jak się on nazywa. Przeleciałam wzrokiem po jego koszulce, na której, na prawej piersi widniała malutka dwójka. Tak bardzo chciałam wyjąć zgiętą na pół kartkę, którą włożyłam do tylnej kieszeni, ale wtedy zbłaźniłabym się już maksymalnie.
- dlaczego tak na mnie patrzysz? - siatkarz zwrócił mi uwagę, a ja wiedziałam, że właśnie spaliłam buraka.
- a to już nie można?  - fuknęłam prostując zagięty róg mojej koszuli.
- można, można.. a na mnie nawet trzeba! - odparł dumnie, przeczesując przy okazji swoje przydługie włosy.
- Misiek, nie flirtuj! - jak grom z jasnego nieba obok nas pojawił się.. Krzysztof? Tak, jemy chyba było na imię Krzysiek - to laska Bartmana.
Gdybym właśnie coś piła, owa ciecz wylądowałabym na koszulce tego z dwójką. Na sto procent tak by było.
- a no chyba, że tak - Misiek uniósł ręce w geście poddania się.
- żartowałem - Krzysiek zaniósł się śmiechem, czym spowodował oderwanie się od posiłku reszty zawodników.
No, Iśka, teraz to już na pewni nie ogarniesz który to który. 

czwartek, 23 maja 2013

Siedem.

I ja niby mam powodzenie u faceta, który właśnie leży się przede mną dupą do góry? No dziękuje bardzo. To ja już wolę zostać starą panną z siedmioma kotami, mieszkającą w zakichanej kawalerce wymiarów dwa na dwa.
- fuckingdżizas, ja pierdole, kurwa mać. Bartman pojebało Cię już? - Uszaty wstał i strzepał kurz ze spodni. 
- ja bym radził Ci nie pierdolić, no chyba, że familie chcesz powiększyć - tuż obok mnie pojawił się ten pamiętny Mięśniak.
Nasza skóra na rękach dotknęła się, a mnie jakoś tak dziwnie.. trzepnęło? To było coś jakby delikatne porażenie prądem, o! To najwłaściwsze porównanie.
- weź skończ - warknął poszkodowany.
Stałam tak bezczynnie i przysłuchiwałam się ich sprzeczce. Zresztą nie tylko ja to robiłam. Większość kibiców, tych najbliżej stojących, również przyglądała się wymianie zdań swoich idoli. Odnalazłam wzrokiem Cecylie i dyskretnie dałam jej do zrozumienia, że chce już iść. Z lekkim grymasem niezadowolenia pożegnała się z tym całym Ignaczakiem i wyszłyśmy z Galerii. Oczywiście nie obyło się małego spięcia pomiędzy mną a CeCe. Ale która z Was nie byłaby zdenerwowana, gdyby wasza siostra zapomniała gdzie dokładnie zaparkowała samochód? Ja nie chcę nic mówić, ale lepiej byłoby gdyby Cecylia jednak urodziła się blondynką. Wtedy winę można byłoby zrzucić na stereotypy.
W końcu udało nam się odnaleźć tomkowe auto i mogłyśmy wrócić do hotelu. Co z tego, że jak zwykle stałyśmy w kilkudziesięciu metrowym korku na światłach.. Dla Cecylii było to wspaniałe doświadczenie, bo zaraz obok nas zatrzymał się autokar naszych siatkarzy. Rozumiem jakby widziała ich pierwszy raz w życiu, no ale ona przecież widuje się z nimi niemal codziennie, a przed chwilą zakończyła nawet rozmowę z jednym z nich.
Z niewielkim poślizgiem czasowym udało nam się dotrzeć do miejsca docelowego. Pomogłam wnieść nowe nabytki mojej siostry, po czym zamknęłam się w swoim pokoju i aż do kolacji nie zamierzałam go opuszczać. Coś jednak podkusiło mnie aby udać się na krótką krajoznawczą wycieczkę po okolicy. Niby bywało się w stolicy górnego śląska nie raz nie dwa, ale zawsze była to jakaś służbowa, papierkowa wizyta. Ponownie dzisiejszego dnia zabrałam swoją torebkę i opuściłam budynek hotelu. Nasunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne i głęboko odetchnęłam ciepłym powietrzem.
- wiedziałem, że kiedyś wyjdziesz! - przede mną niczym z podziemi wyrósł wysoki mężczyzna.
Zadarłam głowę do góry i zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do ucha Uszatego.
- przepraszam pana, ale chciałabym przejść - odparłam znudzona jego dziecinnym zachowaniem. Gdy tylko ruszyłam się w którąś stronę, on skutecznie blokował mi przejście.
- jaki tam pan, przecież wiesz jak się nazywam, więc mówmy sobie po imieniu - machnął ręką.
- sęk tkwi w tym, że nie mam pojęcia jak się nazywasz - odparłam całkiem poważnie. I nie moi drodzy, nie okłamałam go.. przecież już chyba wspominałam, że nie lubię sportu, a persony siatkarzy to dla mnie czysta magia, której nawet w Hogwardzie nie wbiją mi do głowy.
Mój rozmówca był widocznie zdziwiony. Idę o dychę albo dwie, że zaraz wyminie mnie i już w życiu się do mnie nie odezwie. I co? I kurde przegrałam! Uszaty wyciągnął w moim kierunku prawą dłoń i z wypisaną na twarzy dumą przedstawił się.
- Kurek, Bartosz Kurek - puścił w moim kierunku oczko. Za pewne próbował być jak James Bond. Szczerze? Nie wyszło mu to w ogóle!
- Agnieszka Misztal - uścisnęłam wyciągniętą dłoń.
- pozwolisz, że przespaceruję się z Tobą po tych malowniczych Katowicach  - zaproponował pół żartem, pół serio.
- nie mam zamiaru skorzystać z Twojej propozycji - brawo Iśka! pamiętaj rude to wredne! 
- Szczerze?  - kiwnęłam głową na potwierdzenie - nie interesuje mnie Twoje zdanie i tak pójdę z Tobą na ten spacer.
Zmierzyłam go wzrokiem i nie zwracając na niego uwagi ruszyłam prosto przed siebie. O dziwo, siatkarz nie zamierzał odpuścić i twardo dotrzymywał mi kroku, co chwilę wtrącając jakieś anegdoty na temat popularnych miejsc, które akurat mijaliśmy. Starałam zachowywać się tak jakby nie było go obok, ale co jakiś czas musiałam zawtórować mu śmiechem, gdy tylko opowiedział o śmiesznej sytuacji z udziałem reszty siatkarzy. Kilka razy, Bartek musiał zatrzymać się, by rozdać autograf, czy zapozować do zdjęcia. Właśnie wtedy próbowałam go zgubić, ale jego sokoli wzrok obserwował każdy mój krok i szybko mógł mnie z powrotem namierzyć.

sobota, 18 maja 2013

Sześć.

Przebierałam nogami, aby choć trochę nadążyć za moją siostrą, która jak zwykle nie próżnowała i w rękach dzierżyła już kilka toreb z markami najmodniejszych sklepów.
Kilka razy próbowała mi wcisnąć "idealnie leżącą na mnie sukienkę" czy "bluzkę z wzorem popularnym w tym sezonie".
- Boże, Iśka! Zakupy z tobą są gorsze niż natarczywe opowieści wojenne pana Staszka - podsumowała CeCepłacąc za kolejną parę dżinsów. Co z tego, że w szafie miała niemal identyczne spodnie...
- nikt Ci nie kazał mnie zabierać - mruknęłam włócząc nogami do pobliskiej kawiarenki.
Byłam zmęczona. Morderczy bieg między szafkami w pogoni za zbzikowaną Cecylią, to na pewno nie jest to co Agnieszki lubią najbardziej. 
Sączyłam powoli jakiś nowy szejk pobliskiej lodziarni obserwując jak CeCe przechodzi już po raz bodajże trzeci przez próg tego samego sklepu. 
Wkurzona siłą wyciągnęłam ją z przebieralni i wręcz zmusiłam do opuszczenia Centrum Handlowego. I wszystko byłoby dobrze, gdyby na jednym z większych, opustoszałych miejsc, nie zgromadził się tłum piszczących i skandujących męskie imiona ludzi, a w szczególności osobników płci pięknej. Z daleka dało się ujrzeć górujące nad tłumem głowy kilkunastu rozpoznawalnych niemal w każdym zakątku Polski mężczyzn. Kij z tym, że większość ludzi, "niby" kibiców, nawet nie wiedziała jak się nazywają ( nie oszukujmy się jak też nie wiem ), ale podążyli za resztą. Siatkarze zdobywają złoto - trzeba im kibicować.  To niepozornie wyglądające zdanie stało się mottem tych "wiernych fanów". 
Totalnym zaskoczeniem były dla mnie sylwetki Mięśniaka i Uszatego, które w czerwonych koszulkach z orzełkiem na piersi podpisywali kartki, karteczki, fotki i plakaty. 
Ciągnięta przez siostrę dotarłam pod same barierki za którymi stali siatkarze. Założyłam kaptur na głowę i próbowałam wyrwać nadgarstek z dłoni Cecylia. Na próżno. Nawet nie wiem kiedy koło nas pojawił się jeden z najmniejszych zawodników. Ten sam, który odwiedził mnie razem z Mięśniakiem w sklepie.
- moja ulubiona pani ekspedientka ! - krzyknął uradowany ów mężczyzna, po czym mocno uściskał CeCe.
- mi Ciebie też bardzo miło widzieć, Ignaczak - wtrąciła wyswobadzając się z ramion siatkarza - moją siostrę już chyba poznałeś.
- można tak powiedzieć. Krzysztof, jestem - wyciągnął w moim kierunku swoją prawą dłoń.
- Agnieszka - skinęłam i uścisnęłam jego kończynę.
- idę się przywitać z Gumą ! - powiadomiła nas Cecylia i szybko oddaliła się w stronę niejakiego Gumy, kimkolwiek ten człowiek był.
Stałam tak twarzą w twarz z tym całym Ignaczakiem, a ciszę panującą między nami zagłuszały tylko co chwilę podchodzące fanki, które błagalnym, jednakże pełnym podekscytowania głosem prosiły o autograf czy zdjęcie.
- zdradzę Ci tajemnicę - Krzysztof poruszył znacząco brwiami i odsuwając jedną z barierek wciągnął do strefy VIP.
Myślicie, że byłam mega zadowolona, a ciekawość aż zżerała mnie od środka? Jeżeli tak to się grubo mylicie. Leniwie włóczyłam się za siatkarzem, który szukał jakiegoś cichego miejsca... jakby jeszcze dało się znaleźć jakieś spokojne miejsc w Centrum Handlowym naszpikowanym po brzegi siatkarzami i ich fanami.
- zamieniam się w słuch - odparłam, gdy wreszcie raczyliśmy się zatrzymać.
- jest u nas takich dwóch, którym się podobasz - oznajmił uradowany. Ubaw po pachy.
I co ? Czas skakać z radości pod sam sufit Galerii ? Czas wyrywać sobie z głowy rude włosy, przy zastanawianiu się, które z owych dwóch wybrać? No chyba nie. Puściłam jego "tajemnicę" mimo uszu i żegnając się z siatkarzem ruszyłam na poszukiwanie mojej siostry.
O dziwo znalazłam ją bardzo szybko. Tylko, że nie stała sama, a w towarzystwie trójki ubranych w czerwone polówki mężczyzn.
- ooo, poznajcie moją siostrę, Agnieszkę! - wyciągnęła w moją stronę rękę, po czym szybko zarzuciła mi ją na ramiona.
- my się już chyba znamy  - odwróciłam się w stronę z której dobiegał głos.
No tak pan myślę, że masz dziecko Uszaty najwidoczniej mnie poznał.
Łupie mnie w kościach, co oznacza, że ten wyjazd nie będzie należał do tych normalnych. 

sobota, 11 maja 2013

Pięć.

Nie wiem jakim cudem dałam się im na to namówić, ale właśnie wysiadam ze srebrnego audi zaparkowanego przed jednym z katowickich hoteli.
Tak, zrobiłam coś czego nigdy byście się po mnie nie spodziewali. Przyjechałam dopingować nasze Orzełki, Gwiazdeczki polskiej siatkówki, naszą chlubę narodową, podczas ich zmaga w Lidze Światowej.
Jakbym, kurde, nie miała nic innego do roboty... bo ktoś przecież musi skosić trawnik za domem. Jeszcze kilka dni, a trawa będzie po kolana.
- ty masz własny pokój, a ja z Tomkiem drugi - poinformowała mnie Cecylia przerywając moje rozkminy na temat wysokości trawy w ogródku, po chwili w mojej ręce znajdowała się już karta do otwierania pokojowych drzwi.
Pewnie zastanawiacie się co zrobiliśmy z Lenką, zgadłam ? Mała została z dziadkami, to jest rodzicami Tomasza. Moja siostra nie chciała narażać swojej córki na możliwość utraty słuchu. Nie oszukujmy się, hałas panujący na hali podczas meczu nie jest odpowiednim dźwiękiem dla małej Lenki. Tutaj raczej wrze jak w pszczelim ulu. Zresztą, który normalny rodzic zabierze dziecko na mecz, na którym aż od się od napalonych fanek, które lgną do siatkarzy jak muchy do lepu, nie zwracając uwagi na to kogo taranują, czy przypadkiem szturchają.
Z impetem wskoczyłam na hotelowe łóżko i nie miałam najmniejszej ochoty z niego wychodzić. Bo po bo? Jak już tu przyjechałam to trzeba jakoś wykorzystać ten czas wolny na leniuchowanie.
Tylko niestety nie wszyscy potrafią uszanować moją decyzje.
- Iśkaa! - do pokoju wpadła Cecylia - idziemy na zakupy! - zapiszczała mi wprost o ucha, niczym nastolatka, która właśnie spotkała swojego idola, po czym pomachała mi przed nosem tomkową kartą kredytową.
- przecież wiesz, że nie lubię zakupów - jęknęłam nawet nie podnosząc wzroku na moją rozmówczynię.
- oj no chodź.. będzie fajnie! Tak dawno nie byłyśmy razem na zakupach - wyszczerzyła się i jak gdyby nigdy nic chwyciła moją torebkę, a następnie siłą wyciągnęła mnie z łóżka.
Czasem zastanawiam się czy Cecylia na prawdę jest moją starszą siostrą. Bo to, że w ogóle jesteśmy spokrewnione nie ulega wątpliwości; te same lekko pokręcone rude włosy, dołeczki w policzkach pojawiające się podczas uśmiechania, specyficzne oczy niezidentyfikowanego koloru i  główna cecha łącząca niemal wszystkich rudzielców - upartość. Jednak z tym, że to Cecylia ma te dwa lata więcej mogłabym się nie zgodzić. Zdarza się, że swoją inteligencją nie przewyższa małej Lenki, a Tomek już nie raz powtarzał jej, że lepiej byłoby gdyby urodziła się blondynką. Poziomem swojego IQ dorównuje nastolatce podnieconej widokiem jakie umięśnionego fagasa bez koszulki. Ale nie mam jej tego za złe. Ani ja. Ani Tomek Jest wyjątkowa i to właśnie to pokochał w niej mój szwagier.
W mgnieniu oka znalazłyśmy się przed hotelem. Cecylia zlokalizowała wzrokiem tomkowe audi.
- wsiadaj, noo!  -  krzyknęła, gdy ja ciągle stałam przed samochodem i wpatrywałam się w wychodzących z n a s z e g o hotelu mężczyzn.
Szybko się ocknęłam i już po chwili zapinałam czarny pas. CeCe wręcz zmusiła mnie do wspólnego odśpiewania jej ulubionych piosenek, które czy tego chciała, czy nie i tak puściła.
- jazda samochodem bez słuchania tej piosenki to już nie jest ta sama jazda samochodem - oznajmiła dość zawiłym językiem, przy okazji pokrętłem zwiększając głośność.
W taki to oto sposób został zmuszona wysłuchać kilku klasyków grupy Jeden Osiem L.
- Nocami myślę, ciemność porusza wyobraźnię... - jak głupie próbowałyśmy dorównać wokaliście, co oczywiście nie bardzo nam wychodziło. No przynajmniej mi.

~*~
Przyjechali tu walczyć o złote medale. Przyjechali tu, aby po raz kolejny rzucić Brazylijczyków na kolana. Przyjechali tu by grać. Ale niestety przeliczyli się, bo zamiast zapierniczać na spodkowej hali oni wsiadają do autokaru, który ma zawieść ich na spotkanie z kibicami.
- chciałem sobie popykać w piłeczkę - marudził Jarosz i raczej nie bardzo obchodziło go to, że zaraz obok stoi prezes PZPS.
Nawet nie zraził się bazyliszkowym wzrokiem Przedpełskiego. Chęć dotknięcia niebiesko-żółtej Mikasy była silniejsza. Ale kto by nie chciał wreszcie wejść na boisko, po trzech dniach przerwy od treningów?
A dla tych wyrośniętych facetów, to boisko, ta piłka i ta siatka to pasja, miłość, praca i całe życie.
- Kurek, a ty co się tak odstawiłeś?  - zagaił Ignaczak widząc idealnie zaczesane włosy Bartka.
- nigdy nie wiesz, gdzie możesz spotkać kobietę swojego życia - odpowiedział tajemniczo przyjmujący.
I niby dla innych te słowa nie były dość jasne, ale sam Bartosz dokładnie przemyślał to co powiedział. Bo wzrok ma jeszcze dobry i raczej nie pomylił się co do widoku ze swojego hotelowego okna.

poniedziałek, 6 maja 2013

Cztery.

Przez następne kilka dni nie spotkałam ani Uszatego, ani Mięśniaka. Rankiem nie budził mnie rytmiczne fałszowanie przebiegających pod moim oknem siatkarzy. I tak szczerze, z ręką na sercu, cholernie mi tego brakowało.
Późnym popołudniem Tomek wrócił z delegacji i już na samym wejściu ogłosił, że ma dla nas niespodziankę, przez co prawie obudził Lenkę. Zaraz po tym jak zebrał niezły opieprz od swojej kochanej żonki kazał nam rozsiąść się na kanapie, a sam zaczął grzebać w swojej torbie. Rozpromieniony wszedł do salonu i rzucił na stolik do kawy białą kopertę.
- uuu przywiozłeś wypłatę, fajnie - zaśmiałam się sarkastycznie, na co Tomasz zmroził mnie swoim lodowatym spojrzeniem.
Uwielbiam kłócić się i dogryzać mojemu szwagrowi. Wytykanie sobie wzajemnie błędów to już taka nasza mała rodzinna tradycja. A tradycji trzeba dotrzymywać i je pielęgnować, o!
- otwórzcie - polecił nam, po czym usiadł na wolnym fotelu i włączył telewizor. Chciałoby się rzec - prawdziwy mężczyzna.
Cecylia przejęła kopertę i z wypisanym na twarzy podekscytowaniem powoli rozerwała biały papier. Z uśmiechu, kłosy automatycznie pojawił się na jej twarzy mogłam wróżyć tylko coś dobrego, leczy gdy zobaczyłam co kryje wnętrze koperty nie podzielałam radości swojej siostry.

~*~

Jako dewizę życiową postawił sobie, że nigdy nie powoli opętać się jakiejkolwiek kobiecie. Nawet jeśli miała by czym oddychać i na czym siedzieć. Nawet jeśli byłaby światowej sławy top modelką. On postanowił, że nigdy nie uzależni się od przedstawicielki płci pięknej. Bo przecież On jest mężczyzną; niezależnym, wyprostowanym, przystojnym mężczyzną. Przez kobiety określany wdzięcznym mianem boga seksu. To Jemu powinny być podległe wszystkie partnerki, a nie On im. I tak było. Ale wszystko zmieniło się  tego pamiętnego popołudnia kiedy to razem z wszędobylskim libero zawitał do jednego z waszych ulubionych spalskich sklepików spożywczych, kiedy to zza lady nie wyłoniła się drobniutka ognistowłosa. I niby nigdy nie lubił rudych dziewczyn, ta miała w sobie TO COŚ. Może to był jej uśmiech, błysk w oku, czy tworzące się podczas uśmiechu kuszące dołeczki w policzkach. A może to jej wewnętrzny nieodparty urok? Nie potrafił teraz na to odpowiedź. Czuł się jak pod działaniem jakiego czaru, miłosnego eliksiru, czy innej takiej dziwnej, magicznej substancji.
Był zły na samego siebie, że podpadł trenerowi i musiał dłużej zostać popołudniowym treningu, przez co nie mógł pójść na spotkanie z Agnieszką. Był zły na swojego reprezentacyjnego kolegę, który jak bardzo komplementował Jego Agę, który godzinami opowiadał o tym jak przypadkowo spotkał ją na ulicy. Był zszokowany słysząc jak ów siatkarz powiedział że Iśka była na spacerze z małym dzieckiem.
Dziś razem z resztą siatkarzy siatkarzy wsiadł do autokaru i ruszył na w kierunku Katowic, gdzie w najbliższych dniach czeka go batalia między innymi z siatkarką legendą - wielką Brazylią. Zrobiło mu się przykro gdy przyjeżdżał koło domu Agnieszki. Coś zakłuł go pod lewą piersią i to niewątpliwie było serce.
- Stary tyś się chyba zakochał - skomentował Jego zachowanie najlepszy przyjaciel, który jak zwykle widzi o wiele więcej niż pozostali, bo złożył swoje może okularki, które wybrała mu ukochana.
No właśnie, niejaka miłość. Niby najwspanialsze uczucie, a jednak często zawodzi i zamiast cieszyć, smuci.
I właśnie taka jest Jego miłość, bo według Niego samego zakochał się od pierwszego wejrzenia. I jest w stanie złamać swoje wszystkie dewizy, motta, postanowienia i regułki byleby tylko Jego wybranka odwzajemniła to wspaniałe uczucie. A takie zachowanie do Niego nie jest w ogóle podobne.
Bo kto z Was jest w stanie wyobrazić sobie romantycznego, zakochanego po uszy, wiernego Zbigniewa Bartmana? Ja jakoś nie mogę. Ale spokojnie kolejną zbysiową dewizą jest stare powiedzonko- pożyjemy zobaczymy. 

środa, 1 maja 2013

Trzy.

Dzień dłużył się w nieskończoność. W podświadomości cieszyłam się na spotkanie z Mięśniakiem. Już nawet nie przeszkadzało mi to, że jest tym cholernym sportowcem. Po prostu brakuje mi kogoś do kogo mogłabym tak na co dzień otworzyć gębę i wygadać się.
Tak trochę, tak minimalnie, zabolało mnie serce gdy siedziałam jak głupia i czekałam na to obiecane spotkanie. Spotkanie które nie doszło do skutku. Tego się przecież mogłam spodziewać. Bo kto by chciał kumplować się z takim bezdusznym rudzielcem jakim jestem. Za pewne rzucił tekstem spotkania żeby nie zrobiło mi się przykro. Ale kurde nie pomyślał, że jeśli nie przyjdzie to będzie mi przykro sto razy bardziej.
Leżąc już zakopana w letniej pościeli postanowiłam, że od dziś utwierdzę wszystkich w przekonaniu, że rude jest wredne. Udowodnię to albo nie nazywam się, Agnieszka Misztal.
Budząc się do życia Spała zapiera dech w piersiach. Mgła powoli opadała odsłaniając pobliski Ośrodek Przygotowań Olimpijskich. Już od samego rana sportowcy zaczynali swoje treningi. W około stadionu roiło się od biegaczy wylewających siódme poty na pomarańczowej bieżni. Niczym wojskowa kolumna przebiegło właśnie kogo mojego okna stado sportowców na czele ze swoim trenerem. Brakowało tylko żeby podśpiewywali jakieś marszowe pioseneczki. Ktoś tu chyba czyta mi w myślach, bo już po chwili przez otwarte okno do mojego pokoju wpadły dzięki wydobywające się z ust sportowców.
- My jesteśmy siatkarzami. W Spale swoje kąty mamy, więc meczu nie przegramy. Złote medale przywieziemy. Na to ciężko pracujemy.
Widząc że kilku z tych od siedmiu boleści piosenkarzy wlepia wzrok w moje okno poczułam jak moje policzki momentalnie robią się czerwone. Jak poparzona odkleiłam swój pyszczek od szyby i zasłaniając ją firanką odsunęłam się na kilka kroków.
Przed południem zdecydowałam się wyjść ze swoją siostrzenicą na spacer. Pogoda była idealna do podziwiania spalskich krajobrazów. Po upewnieniu się, że w promieniu kilkuset metrów nie kręcą się żadni sportowcy delikatnie włożyłam Lenkę do wózka i nasuwając na oczy okulary przeciwsłoneczne wyszłam z domu. Lena usnęła, a ja nucąc pod nosem sławne radiowe przeboje pchałam wózek po spalskich uliczkach. Zerknęłam na siostrzenicę i w tym czasie poczułam jak uderzam wózkiem w coś dużego.
- przepraszam - powiedziałam odruchowo.
Spojrzałam na poszkodowanego i o mało co znów nie spłonęłam ze wstydu. Przede mną stał nikt inny jak jeden z tych fałszujących siatkarzynek, którzy rano tępo wpatrywali się w moje okno.
- ach to ty - zauważył rozbawiony.
- nie wiem o czym pan mówi - odparłam sucho poprawiając kocyk przykrywający Lenkę.
- nie udawaj, że nie pamiętasz - machnął ręką ukazując swoje zęby - chcieliśmy Ci pomachać ale uciekłaś jakbyśmy byli co najmniej jakimiś paszczurami, które chcą Cię zjeść.
- nie martw się. Wyglądacie o wiele gorzej - oznajmiłam pokrzepiająco, a naszemu siatkarzynie okrąglutka minka zrzedła, a jego nad wyraz odstające uszy przybrały lekko purpurową barwę - przepraszam śpieszę się.
Popchnęłam wózek przejeżdżając kółkami po stopach Uszatego. To się nazwa pech. Wszystko co złe spotyka właśnie Jego, ale cóż takie jest życie. Usłyszałam tylko jęk wydobywający się z ust siatkarza, który całkowicie stłumił mój donośny śmiech. Bo przecież jak tu się nie śmiać z dwumetrowego faceta trzymającego się za obolałą stopę i przemierzającego najbliższe centymetry w podskokach ledwo utrzymując przy tym równowagę.
- to się nazywa pech - mruknęłam uśmiechając się pod nosem.
- ładną masz córkę - odparł zerkając mi przez ramię.
Nie zdążyłam zaprzeczyć, bo nim się odwróciłam Uszaty był już kilkaset metrów dalej.
No to masz babo placek. Chciałam być wredna, a okazało się, że ostatnie słowo i tak należy do sportowca.