poniedziałek, 22 lipca 2013

Dwadzieścia.

Stanęli na przeciw siebie chwilowo trwając w dość krępującej ciszy. W końcu Kurek wziął głęboki oddech i...
- Co łączy Cię z Agą? - spytał nie spuszczając wzroku z atakującego - nie chce aby ktoś ją skrzywdził, a w szczególności ty.
- No to gramy w tej samej drużynie - Zibi delikatnie się uśmiechnął chcąc rozluźnić napiętą atmosferę.
- Bartman powiedz mi co ty tak na prawdę od niej chcesz? - Bartek był już na prawdę zdenerwowany, a późna godzina i kilka procentów we krwi na pewno nie pomagało.
- Podoba mi się i chyba się w niej zakochałem - westchnął ciężko i usiadł na podłodze opierając się o jedną ze ścian.
- Kurwa Zibi nie dopuszcze do tego - przyjmujący uderzył pięścią w czerwoną skrzynkę z wężem przeciwpożarniczym.
- Bartek proszę Cię daj nam chociaż spróbować - poprosił już prawie błagalnie.
- Nie dam jej skrzywdzić - wręcz wysyczał i zniknął za rogiem.

~*~

Znów przed moim oknem przebiegła kolumna siatkarzy. Stanęłam przy uchylonym oknie i wsłuchiwałam się w ich pomruki.
- My jesteśmy siatkarzami. W
Spale swoje kąty mamy, więc
meczu nie przegramy. Złote
medale przywieziemy. Na to
ciężko pracujemy.
To nie było już rytmiczne wykrzykiwanie poszczególnych sylab. Po wczorajszej imprezie ledwo żyli. Już nie biegli równym krokiem, tylko włóczyli się każdy w inną stronę.
- Aguś, Aguś, kochanie weź Lenkę na spacer - do mojego pokoju wpadła Cecylia, a widząc jak wyglądam przez okno puściła swój firmowy uśmiech.
- Ty to robisz specjalnie - wymierzyłam w jej stronę palcem.
- Pośpiesz się, bo Ci uciekną - zaśmiała się - idę już ubierać Lenkę.
I Ona jest przeciwko mnie? Poprawiłam firankę i zabierając po drodze ubrania zniknęłam w łazience. 
Szłam nowo położonym chodnikiem w przeciwnym kierunku niż siatkarze. Dalej postanowiłam ich unikać i nie wtrącać się w ich sportowe życie.  Bo próba zaakceptowania utrzymywania jakichkolwiek, choć nawet i minimalnych, stosunków z Bartkiem i Zbyszkiem jest dla mnie swego rodzaju wyzwaniem.
Pchałam wózek i co chwilę zabawiałam siostrzenicę, gdy zza rogu uliczki wyłonili się siatkarze. Że też wcześniej nie pomyślałam, że oni okrążają Spałe dookoła.

~*~

- Ty nie mówiłeś, że Aga ma dziecko - zszokowany Kubiak szturchnął Bartmana łokciem.
- Bo to nie jej pacanie - mruknął zrezygnowanie atakujący.
- Ja ci tam kuźwa pacana - burknął Misiek - zapomnij o czekoladowych ciasteczkach!
- Kupię sobie swoje - Zibi wystawił język w stone przyjaciela.
- Agunia da Ci rabat? - naśmiewał się.
- Misiu weź skończ już udawać Debila - westchnął Zbyszek kończąc ich nader dziwną wymianę zdań.

Kurek jako pierwszy wyminął prowadzącego grupę Możdżonka i podbiegł do rudowłosej.
- Cześć - przywitał się obdarowując jej policzek całusem - zaczerwieniłaś się.
- Co to w ogóle miało być? - oburzyła się.
Bartek zrobił to po części umyślnie. Dobrze wiedział, że Bartman będzie ich obserwował. Chciał aby Zbyszek to widział, żeby był zazdrosny. Bo zazdrosny Zbyszek to zły Zbyszek, a tym może zaminusować u Agnieszki.
- To tak po przyjacielsku, no - mruknął umyślnie przeczesując włosy.
Każdym swoim gestem chciał podsycić zazdrość konkurenta i wychodziło mu to doskonale.
Zbyszek rejestrował każdy choć najmniejszy szczegół i nie miał zamiaru czekać bezczynnie. Odpędził od siebie markotnego Kubiaka i zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku tej dwójki.
On również ucałował policzek rudowłosej, który i tym razem oblał się rumieńcem.
- Ty też? - westchnęła zrezygnowana próbując ukryć swoje czerwone policzki.
- Uważaj, bo zaraz reszta po kolei przyjdzie się tak przywitać - zaśmiał się delikatnie łaskącząc małą Lenkę - a Igła Cię pewnie nawet przytuli w pakiecie.
Teraz to Bartek czuł zazdrość i nie wiedział co ze sobą, a przed wszystkim ze Zbyszkiem zrobić.
- Wy chyba powinniście biegać - dyskretnie wskazała głową na zniecierpliwionego kapitana drużyny.
- Bieganie nie zająć nie ucieknie - Kurek próbował jakoś wkręcić się do rozmowy, ale to Zibi przejął inicjatywę i zachowywał się jak rasowy atakujący.
- Pójdziemy biegać, jak ty przyjdziesz na nasz trening - rzucił Bartman, a Kuraś... Kurasia już totalnie zmiotło z linii ataku, także teraz musiał głęboko zakopać się w linii obrony.
- To jest szantaż - fuknęła oburzona przykrywając siostrzenicę kocykiem, który ona jak na złość cały czas zrzuacła.
- Bystra i ładna. Cóż za połączenie - zaśmiał się Zibi kręcąc z niedowierzaniem głową.

~*~

Odstawiłam Lenę mamie, a sama przez chwilę strąciłam Tomka ze stanowiska rodzinnego kucharza. Dokończyłam piec naleśniki, po czym zawołałam pochłonięte sobą małżeństwo na obiad.
Nawet nie spostrzegłam kiedy przez palce przeleciało mi to kilka godzin, a do drzwi dobijał się już on.

piątek, 19 lipca 2013

Dziewiętnaście.

Miło, doprawdy miło.
Usiadł obok mnie i chwilę milczał. Zbierał myśli? Możliwe.
To co powiedział kilka sekund później zbiło mnie z tropu. Zaskoczyło mnie.
- Przepraszam - wyszeptał z nieopisaną skruchą.
Na prawdę żałował. Widać było to po jego twarzy. Nie gościł już na niej uśmiech. Wargi wygięły się w podkowe, a oczy już nie miały tego blasku co wcześniej. Tak jakby uszło z niego życie.
- Chciałem jakoś zwrócić na siebie Twoją uwagę - zaczął próbując złapać ze mną jakikolwiek kontakt wzrokowy.
Unikałam tego jak ognia. Dlaczego ? Sama nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie. Barierą, której nie mogłam przełamać był ten cholerny sport.
- Boli mnie fakt, że przyjaźnisz się z Bartkiem, a mnie tak po prostu olewasz - kontynuował łapiąc mnie za dłoń.
Serce biło mi coraz szybciej, a ja nie mogłam go opanować. Jego dotyk znowu sprawił, że na moich rękach pojawiła się gęsia skórka.
- Dasz mi szansę i spróbujesz choć trochę mnie polubisz?
Jego zielone oczy wierciły dziure w mojej twarzy.
Każda decyzyja, każda odpowiedź niosła ze sobą zarówno 'za' jak i 'przeciw', a ja nie miałam wystarczająco dużo czasu. Ba! Ja tego czasu nie miałam w ogóle, bo Zbyszek bezgłośnie pośpieszał mnie do udzielenia odpowiedzi.
Miałabym się drugi raz przełamać i teraz oprócz Kurkowi miałabym zaufać również Bartmanowi?

~*~

Gdy tylko ścisnął jej dłoń poczuł się pewniej. Spojrzał w jej oczy i już wiedział, że to ta jedyna. Przy niej tracił zdolność racjonalnego myślenia. Przy niej stawał się bezbronnym dzieckiem. Przy niej czuł się normalnym facetem, a nie Zbigniewem Bartmanem atakującym reprezentacji Polski.
Cierpliwie czekał na odpowiedź, choć nie można ukryć faktu, że najlepiej wolałby ją uzyskać już teraz, w tej chwili. Postanowił jednak nie naciskać. I chyba mu się to opłacało, bo po kilkunastu minutach Agnieszka zgodziła się dać szansę ich znajomości, ich przyjaźni, która ku jego przekonaniom powinna się powoli rozwijać. 
- Dziękuje. Obiecuje, że zrobie wszystko abyś była szczęśliwa - przysunął się do niej jeszcze bliżej, a serca obojga z nich biły nienaturalnym rytmem - pójdziesz ze mną do ośrodka?
- Abyś mógł się wszystkim pochwalić, że nie jesteś już moim wrogiem? - zaśmiała się, ale zrobiła to tak melodyjnie, że Zbyszek mógłby słuchać tego cały dzień.
- Chce abyś zobaczyła jak wygląda nasza praca - szybko wytłumaczył i z miną zbitego pieska spojrzał na jej zmieszaną twarz.
- Wasza praca po godzinach ? - zdziwiona uniosła do góry brwi.
- No można tak powiedzieć - podrapał się po karku - to idziemy?

W dość krępujacym milczeniu wyszli z jej domu i udali się w stronę spalskiego ośrodka. Drogę dzielącą te dwa miejsca pokonali raptem w kilka minut.

~*~

- Nie mówiłeś, że macie ognisko - fuknęłam widząc, że zmierzamy w kierunku palcącego się ognia.
- Najwidoczniej zapomniałem - uśmiechnął się przepraszająco.
Czułam się w jego towarzystwie całkiem inaczej niż w czasie przebywania z Bartkiem. Każdy z nich inaczej się zachowywał, poruszał inne tematy, ale obojgu z nich postanowiłam zaufać. I borykałam się z myślą czy oby na pewno dobrze zrobiłam.
- Podpowiadaj mi chociaż ich imiona - szepnęłam gdy dochodziliśmy już do grupki mężczyzn.
- Patrzcie kogo przyprowadziłem - oznajmił ochoczo Zibi.
- Aga ! - wszyscy ucieszyli się na mój widok, co nie powiem ogromnie mnie zdziwiło.
- Nie przeszkadzam? - spytałam niepewnie.
- No jasne, że nie. Zapraszamy. Siadaj z nami - jeden z tych najwyższych z brodą (Zbyszek podpowiada mi, że to Marcin) wskazał na pień powalonego zaraz obok ogniska konar drzewa.
Usiedliśmy w kółku i piekliśmy kiełbaski. Co chwilę któryś z siatkarzy rzucał jakiś zarazem ciekawy jak i śmieszny komentarz. Ni stąd ni zowąd między mnie, a siedzącego obok Piotrka wbił się chłopak z gitarą.
- To Andrzej - szepnął Bartman - mam nadzieję, że umiesz śpiewać.
- Ta jasne... ostatnio wygrałam nawet konkurs - zaironizowałam.
- To bardzo dobrze - zaśmiał się podając mi przypieczony chleb.
Andrzej zaczął koncert. Grał na prawdę świetnie, a ja nawet podśpiewywałam z nim kilka piosenek, choć talentu wokalnego raczej nie posiadam.

~*~

Siedział z dala od Agnieszka i Zbyszka. Wybrał miejsce, z którego dokładnie mógł ich obserwować. Kilkakrotnie złapał się na uczuciu zazdrości widząc jak rudowłosa dobrze bawi się w towarzystwie atakującego. Nie chciał zwracać na siebie uwagi, więc próbował zachowywać się naturalnie. I dobrze mu to wychodziło.

- Odprowadzę Cię - zaproponował nakrywając dziewczynę swoją bluzą.
Pomógł jej podnieść się z pnia, po czym ramię w ramię ruszyli w strone jej domu. Było już bardzo późno i dość zimno. Mimo to im wcale się nie śpieszyło.
- Dzięki Zibi - uśmiechnęła się promiennie gdy stali już na ganku.
- Polecam się na przyszłość. Widzę Cię jutro na naszym popołudniowym treningu o 15 - zastrzegł - śpij dobrze.
Ucałował jej policzek, po czym zniknął za furtką.
Otępiała stała na schodkach trzymając dłoń na policzku. Analizowała wszystko i doszła do wniosku, że teraz jej policzek chyba uzależni się od faktury warg atakującego.

Wrócił do ośrodka cały w skowronkach. Na ustach cały czas czuł delikatną skórę jej policzka.
Wchodził po schodach gdy zaczepił go jeden z reprezentacyjnych kolegów.
- Musimy pogadać - oznajmił srogim tonem i odciągnął Zbyszka w kąt.

środa, 17 lipca 2013

Osiemnaście.

- Przyszłabyś kiedyś na nasz trening - Bartek z błagalną miną spojrzał w moim kierunku obsypując moje plecy piaskiem.
- Nie mam zamiaru patrzec jak spoceni latacie za piłką - mruknęłam
- No weź mi tego nie rób - obraził się - czemu nie chcesz przyjść.
- Wiesz jakie mam podejście do sportów - westchnęłam zsypując z siebie piach.
Nawet On mnie nie rozumie? Straciłam ojca na rzecz sportu i nadal nie mogę sobie z tym poradzić. Zazdroszczę Cecyli, że tak szybko się z tym uporała.
- Jeżeli nie chce to zrozumiem. Wiedz tylko, że bardzo mi zależy na tym żebyś przyszła. Im pewnie też - skinął głową na szalejących w wodzie siatkarzy.
Mój towarzysz po chwili mnie opuścił i dołączył do swoich kolegów. Włożyłam słuchawki do uszu i rozkoszowałam się promieniami słonecznymi nagrzewającymi moje ciało.
Wzdrygnęłam się gdy na skórze moich pleców poczułam zimne krople wody. Po chwili mokry Zbyszek położył się obok mnie kręcąc swoją głową na wszystkie strony. Krople wody z jego włosów znalazły się na mojej skórze przez co miałam ochotę go zabić.
- Mógłbyś mnie nie moczyć? - mruknęłam wycierając się ręcznikiem.
- Moglabyś wreszcie się uśmiechnąć? Świeci słońce. Jesteś nad wodą i to w dodatku z nami. Powinnaś skakać z radości.
- Widzę, że macie wysoką samoocenę - prychnęłam - za dużo nastolatek do Was wzdycha?
- Nastolatk? Do nas wzdychają kobiety - poprawił mnie.
- Jasne. Trzynastoletnia córka mojej sąsiadki ma w pokoju porozwieszane wasze plakaty i gdyby mogła codziennie wznosiłaby do was modły i wystawiła wam ołtarzyk.
- Żartujesz? - wytrzeszczył ze zdziwienia oczy.
- Czy wyglądam jakbym żartowała? Widziałam to na własne oczy jak robiłam raz za jej niańke..
- A gdzie ty w ogóle mieszkasz? - przerwał mi.
Polska jest duża. Na pewno mieszkamy w dwóch innych zakątkach.
- W Rzeszowie - odparłam modląc się, że on stacjonuje sobie gdzieś nad morzem.
- Cóż za zbieg okoliczności. Ja też mieszkam w Rzeszowie. Dziwne, że jeszcze się nie spotkaliśmy. 
- Zazwyczaj nie przebywam w okolicach hali.
- Domyślam się - zaśmiał się - spotkamy się kiedyś w Rzeszowie?
Wbiło mnie w ten cholerny piasek, który miałam już chyba wszędzie. Chodziło mu o niezobowiązujące spotkanie na kawie na które mogłabym się zgodzić, czy o randkę, na którą oczywiście, że bym się nie zgodziła?
- Idziecie pływać? - z kłopotliwej sytuacji wyrwało mnie pytanie Bartka, który nieoczekiwanie zjawił się koło nas.
Wyciągnął rękę i pomógł mi podnieść się z plażowego ręcznika.

~*~

Westchnął zrezygnowany. Kurek znów mu wszystko popsół, co zaczęło go już irytować.
- Idziesz z nami? - Aga wróciła się i stanęła obok atakującego.
Zdziwił się. Nie spodziewał się tego po niej. Bez wahania wstał z koca i ramię w ramię z rudowłosą ruszył w strone jeziora.
Patrzył jak Agnieszka nie pewnie wchodzi do wody. Jednym ruchem podniósł ją do góry i posadził sobie na barkach.
Znów mógł dotykać jej miękkiej skóry, wdychać jej zapach i cieszyć się jej bliskością. Znowu jego serce dziwnie przyśpieszyło.
Przypomniał sobie słowa Michała, że musi atakować. Stało się to jego mottem przewodnim, dewizą życiową i czekał tylko na odpowiedni moment aby w końcu swoim atakiem doprowadzić do celu, do wygranej.

~*~

Wreszcie górowałam nad tymi olbrzymami. Fajnie było tak spoglądać na nich z góry. Jednak nie trwało to długo. Piotrek pływał na dmuchanym materacu, a Zbyszkowi umyślało się sprawić mi psikusa i już po chwili przygniotłam całym swoim ciężarem biednego Piotrusia.
- Pojebało Cię? - krzyknęliśmy niemal równocześnie z blondynem.
- Ja chce mieć wszystkie kończyny całe - dodał siatkarz.
Zeszłam z materaca i dość niezgrabnie popłynęłam w stronę brzegu. Wytrłam się ręcznikiem i zaczęłam zbierać się do domu. Byłam lekko oburzona zachowaniem Zbyszka. Myślałam, że jest choć w jakimś stopniu dojrzały, a tak na prawdę ciągle był dzieciakiem w gimnazjum tylko trochę wyrośniętym.
- Zbierasz się już? - ni stąd mi zowąd obok mnie zjawił się Bartek.
- Już późno, a obiecałam Cecyli jeszcze wyjść na spacer z Lenką - sztukę kłamania opanowałam już chyba doskonale.
- Odprowadze Cię.
Nie dał mi nawet dojść do słowa. Szybko zabrał swoje rzeczy, a ja pomachałam reszcie siatkarzy i ruszyliśmy w drogę powrotną.
- Wkurzyłaś się na Zibiego? - zagaił, gdy wyszliśmy już na główną drogę.
- Jakoś przeżyłam też skok, ale to, że rzucił mnie na Piotra, to było już chyba za dużo - westchnęłam zrezygnowana poprawiając pasek torby.
- On już taki jest. Najpierw robi, później myśli.
- Czyli tak jak wszyscy faceci - zaśmiałam się obrażając przy tym towarzyszącego mi siatkarza.
- To było nie fair. Przecież odprowadzam Cię do domu - odparł nadąsany jak pięciolatek.
- Przecież nie musisz - wyruszyłam ramionami otwierając furtkę prowadzącą do drzwi wejściowych mojego rodzinnego domu - ale dzięki.
Posłałam w jego kierunku szeroki uśmiech i wbiegłam po kilku schodkach na górę.
Resztę dnia przeleżałam przed telewizorem co jakiś czas zabawiając grymaszącą Lene.
Zaraz po kolacji zniknęłam w swoim pokoju i z laptopem na kolanach przeglądałam strony internetowe. Przerwała mi CeCe informując mnie, że ktoś do mnie przyszedł i już wchodzi po schodach aby się ze mną zobaczyć.
- Cześć - niepewnie wychylił się zza drzwi.
Głęboko westchnęłam i uderzyłam głową o ścianę o którą się opierałam.

wtorek, 16 lipca 2013

Siedemnaście.

Zabolało? Piotrek potrafi Ją poderwać, a On nie? Coś tu nie gra. Zawsze przecież było na odwrót.
Chłopaki z otwartymi mordkami obserwowali tą dwójkę. Byli zaskoczeni. Iśka śmiała się z dowcipów Pita, który przecież w ogóle nie potrafił ich opowiadać. Nawet pozwoliła mu się nasmarować olejkiem!
- Musimy tam podejść - oznajmił Bartman, którego ta sytuacja już na prawdę irytowała. Piotrek poderwał ją za pierwszym razem, a On już kombinuje od kilku dni - trzeba to przerwać - dodał już ciszej, tak, że tylko stojący obok niego Kubiak mógł to usłyszeć.
Siatkarze żwawym krokiem ruszyli w kierunku śmiejącej się w najlepsze pary. 
- Cześć Aga - przywitali się niemal jednocześnie zajmując najbliższe miejsca na nagrzanym piasku.
- Widzę, że poznałaś naszego Piotrusia - Winiarski przeczochrał jasne włosy środkowego.
- Tak, to na prawdę fajny facet - zaczęła go komplementować, choć tak na prawdę nie wiele o nim wiedziała.
- Nie tak fajny jak my ! - Dziku wziął sprawy domniemanej miłości Bartmana w swoje ręce.
Nastała cisza, która zakłócały tylko piski nastolatek.

~*~

- To może popływamy ! - Bartek ściągnął swoją koszulkę prezentując jakże wypracowaną klate.
- Chcesz dotchnąć ? - ta cała Szpilka charakterystycznid poruszył brwiami.
- Nie dzięki. Dotykałam kaloryfera Piotrka -  uśmiechnęłam się chytro.
Wkręciłam się w to wkręcanie.
- Ale Bartek ma lepszą - nalegał mały karzeł wśród morza olbrzymów.
- Zibi ma najlepszą. Zaprezentuj - krzyknął któryś tam z nich. Ta taka misiowa mordka.
Nieśmiak zdjął swoją koszulkę, a moim oczom ukazała się na prawdę zadbana, wyrzeźbiona klata. Wręcz zrobiło mi się słabo.
- No to chodźmy pływać. Aguuuś ? - Bartek spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
- Nie ma mowy - kategorycznie odmówiłam i zza ciemnych szkiełek okularów obserwowałam jak kolejni siatkarze pozbywali się swoich koszulek.
- Pituś powiedz jej coś. Maszna nią taki dobry wpływ - zaproponował z chytrym uśmiechem mały Gaduła.
Do diaska! Muszę się w końcu nauczyć ich imion.
- Jak nie chce to przecież nie będę jej zmuszał - Piotrek próbował mnie jakoś bronić. Niestety nie udało mu się.
Zbyszek złapał mnie w pasie i przerzucił mnie sobie przez ramię. Jego dłonie delikatnie dotykały mojej skóry powodując takie dziwne uczucie, którego jeszcze chyba nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Przeszły mnie takie przyjemne dreszcze.
Pobiegł ze mną w stronę jeziora i już miał mnie do niegdyś wrzucić gdy zaczęłam piszczeć i wyć jak syrena strażacka.
- Nie wrzucaj mnie tam ! - krzyknęłam mu prosto do ucha.
- Co z tego będę miał ? - nie widziałam jego twarzy ale idę o stówe, że buńczucznie się uśmiechnął.
Jestem z tych którzy szybko się denerwują i przejmują się pierdołami, więc i teraz niemal już wychodziłam z siebie.
Na szczęście Zibi nie wrzucił mnie do wody, tylko dalej biegł po plaży ze mną przerzuconą sobie przez bark. Zatrzymał się dopiero przy skarpie.
- Twój Piotruś Cię nie uratuje ? - zapytał sarkaztycznie. No przyłoże mu kiedyś! Niech sobie te dreszcze towarzyszące dotykowi jego rąk wsadzi w.. wsadzi gdzieś!
- Co ty od niego chcesz? - fuknęłam kręcąc się na wszystkie strony byleby tylko uwolnić się z jego uścisku.
- Co chce? Od niego nic. Ale od Ciebie coś by się znalazło.
Postawił mnie na ziemi tuż przed sobą. Dzieliło nas kilka milimetrów. Czułam jego oddech na swojej twarzy, a ręce znów objęły moje ciało. "Przykleił" mnie do siebie. Przylegałam do niego każda częścią ciała i znów poczułam te przerażające dreszcze. Złapał mnie za biodra i podniósł do góry. Instynkownie okoliłam jego miednice nogami.
- Zarzuć ręce na szyje i mocno mnie trzymaj - polecił.
- No chyba sobie kpisz. Może jeszcze mam się z Tobą przelizać ? - warknęłam oburzona.
- Szybka jesteś - zaśmiał się - ale przełóżmy to na inny termin. Teraz skaczemy.
Oderwał się od ziemi i już po chwili spadaliśmy ze skarpy. Objęłam mocno jego szyję, a głowę przyłożyłam do klatki piersiowej. Jego serce pod wpływem adrenaliny biło jak oszalałe. Krzyczałam zdzierając sobie gardło.
Skok trwał kilka sekund, które dla mnie dłużyły się niemiłosiernie. W końcu przebiliśmy tafle wody i znaleźliśmy się pod jej powierzchnią. Nie wypuścił mnie ze swojego uścisku nawet na moment. Wypłynął na powierzchnie gdzie mogłam wreszcie porządnie odetchnąć.
- Nie było tak źle - wyszczerzył się w moim kierunku.
- Teraz możesz mnie już puścić - mruknęłam strącając ze swojego ciała jego ręce.

~*~

Co kryło się w głowie Bartmana?
Z wielką delikatnością dotykał jej skóry. Bał się, że każdy mocniejszy nacisk może ją zranić. Motyle latały w jego brzuchu, a serce łomotało jak szalone. I tak też było. Oszalał. Zbigniew Bartman oszalał na punkcie rudowłosej Agnieszki i z miłą chęcią by ją wtedy pocałował ale nie chciał jej spłoszyć. Chciał poprowadzić ich znajomość w naturalny sposób.
Jego serce nie biło z powodu wzrastającej adrenaliny. Jego serce biło z powodu Iśki przytulonej do jego torsu.

Siatkarze na drugim brzegu z uśmiechem na ustach obserwowali całą tą sytuację. Dogryzali Piotrkowi, że Zibi odbił mu dziewczynę.
Jedynie Bartek miał może i bezpodstawne obawy co do rozwijania się znajomości atakującego i Agi.
Miał rację?

piątek, 12 lipca 2013

Szesnaście.

Gdy tylko dojechaliśmy do domu rzuciłam się łapczywie na łóżko i zapomnimając o całym bożym świecie usnęłam.
Rano obudziły mnie promienie słońca, które wtargnęły do bezkarnie do mojej sypialni. Przetarłam zaspaną twarz i powoli zrzuciłam nogi z łóżka. Po całym porannym ogarnięciu zeszłam na śniadanie. W kuchni urzędowała już cała rodzinka.
- Dzień dobry - przywitałam się delikatnie łaskotając leżąca w wózku siostrzenicę.
- Gutek kiedy ty się takiej dorobisz ? - zagadnął rozbawiony Tomek.
- Najpierw muszę mieć kogoś z kim sobie bym mogła zrobić, nie pomyślałeś? - wytknęłam w jego stronę język i zabrałam się za przygotowywanie kanapek.
- Najwyższy czas kogoś takiego sobie znaleźć - drążył temat, który dla mnie zakończył się w momencie mojej poprzedniej wypowiedzi.
- Nikt nie poleci na moje rude kudły i kilka piegów na nosie - westchnęłam smarując kanapkę masłem. I masz Ci los. Musiała mi upaść na podłogę.
- Tomek na mnie poleciał - wtrąciła się Cecylia, która cały ten czas czuwa przy czajniku. Czy ona sądzi, że jeżeli będzie tam stać to woda szybciej się ugotuje?
- A na Ciebie poleciała połowa siatkarzy naszej reprezentacji - Tomek ciągle chciał mnie przekonać, że to on ma rację. W marzeniach, szwagrze, w marzeniach.
- Mówisz o tych wyrośniętyci dzieciakach inteligencji krzesła, którzy jak napaleńcy latają za jedną piłką? - sprecyzowałam moją własną definicje siatkarza. Może wyśle ją do opublikowania w internetowej encyklopedii?
- To są na prawdę spoko ludzie - CeCe położyła dłonie na moich ramionach - młoda, nie możesz żyć tylko przeszłością.
- Nie martw się poradzę sobie -obróciłam głowę i uśmiechnęłam się w jej stronę.
- Dzisiaj otwierają to nasze kąpielisko. Nie masz ochoty się tam wybrać? - zagaiła zalewając herbatę.
- A powiem Ci, że z przyjemnością - wyszczerzyłam się do plasterka mojej ulubionej szynki.
- Przynajmniej trochę się opalisz, bo wyglądasz co najmniej jak wampir - dogryzał mi dalej Tomek, ale Cecylia oddelegowała go do sklepu, w celu obsłużenia pani Stasi.

Zaraz po śniadaniu spakowałam potrzebne rzeczy i razem z tomem nowej książki udałam się nad kąpielisko. Słońce cudownie przygrzewało w moje ciało, gdy rozkładąłam na piasku niebieski ręcznik plażowy, który porwałam z szafki siostry. Ściągnęłam letnią sukienkę prezentując zebranym mój strój kąpielowy. Ludzi nie było dużo. Grupka nastolatek opalała się na drugim brzegu, a ich koledzy skakali z niewielkiej skarpy.
Obróciłam się na brzuch i wysmarowana olejkiem zaczytałam się w książkę.

~*~

Siatkarze również dotarli już do Spały. Ignaczak załatwił wszystko z trenerem i ku niezadowoleniu swoich kolegów kazał im - i tu cytuje - "wbijać ich seksowne cztery litery w kąpielówki, bo przecie kochaneg ciałka nigdy nie za wiele". Pół godziny później cała ekipa była już najedzona i gotowa do drogi. Bartek chciał przy okazji wpaść jeszcze do sklepu i zapytać, czy może Aga nie chciała by z nimi iść ale Igła jakoś wybił mu ten pomysł z głowy.
Przeszli piaszczystą drogą i już im oczom ukazała się tafla wody oraz...
- Chłopaki! Czy to nie jest Aga? - wykrzyknął Krysiu udając swoje zdziwienie na jej widok.
Tak na prawdę to wszystko było zaplanowane, ale najlepiej by było gdyby Agnieszka nigdy się o tym nie dowiedziała.
- O w morde! Ale trafiliśmy - Nowakowski przeczesał swoją blond czuprynę i ruszył na podryw.
- Przyjmuje zakłady! Kto stawia, że Iśka odprawi go z kwitkiem? - Kubiak spełniał swoje marzenia i postanowił zabawić się w buchmachera.
Wszyscy reprezentanci podnieśli ręce do góry. Czyli Pituś nie ma na co liczyć, a szkoda.

~*~

Z lektury oderwały mnie czyjeś śmiechy i wrzaski. Podniosłam głowę do góry i przyłożyłam brzeg dłoni do czoła. Dziś jest chyba mój pechowy dzień. Siatkarze stali w grupce i żwawo o czymś dyskutowali.
Powoli zaczynałam mieć ich dość. Gdziekolwiek bym się nie zjawiła, któryś z nich musi mi towarzyszyć. Mam podstawy aby twierdzić, że przyczepili mi gdzieś GPS, żeby łatwiej mnie odnaleźć. Bo chyba te wszystkie spotkania nie są ukartowane?
- Cześć - któryś z tych gwiazdorów od siedmiu boleści musiał się przypałętać - mogę?
Kiwnął na piasek obok mnie, ale nie widząc żadnej reakcji z mo jej strony rozlożył swój ręcznik. No tak! Przecież u faceta brak odpowiedzi oznacza zgodę, że też teraz o tym zapomniałam.
- Piotrek jestem - posłał w moją stronę słodki uśmiech - i potrzebuje Twojej pomocy.
- Ale ja nie mam ochoty Ci pomóc - mruknęłam szukając w torebce mojego telefonu.
- Bóg kazał pomagać - zaśmiał się łapiąc mój nadgarstek.
- Jeżeli to jest coś głupiego, to obiecuje, że tego nie przeżyjesz Piotrze - pomachałam mu palcem wskazującym przed twarzą.
- Ci tam - dyskretnie wskazał na swoich kolegów - myślą, że nie potrafię poderwać dziewczyny. Możesz chociaż udawać, że mnie troszkę lubisz? - jego niebieskie oczy patrzyły na mnie błagalnie, a ja mam słabość do miny kota ze Shreka.
Spojrzałam na siatkarzy, którzy stali jak kołki i obserwowali co robimy.
No to co? Czas ich trochę podenerwować. Widok min zszokowanych mutantów - bezcenne.
- Zgoda - uścisnęłam wyciągniętą dłoń Piotrka.

wtorek, 9 lipca 2013

Piętnaście.

Zaraz po ostatnim wygranym przez Polaków spotkaniu spakowałam wszystkie swoje rzeczy do walizki i w holu czekałam na przyjście mojej siostry.
Wracaliśmy do Spały nocą, aby ominąć jutrzejsze korki i ten skwar lejący się z nieba.
- Och, och już wyjeżdzasz ? - przed moimi oczami wyrósł kurdupel naszej reprezentacji.
- A nie widać? - wskazałam ręką na stojącą tuż obok mojej prawej stopy walizkę.
- A no widać, widać - westchnął - tak więc widzimy się dopiero jutro w Spale.
- Niezmiernie się cieszę - ciekawe czy wyczuł ten sarkazm.
- Wpadniemy do Ciebie po zapasy - zaśmiał się i tyle go widziałam.
- Zapraszam serdecznie - powiedziałam już sama do siebie i ciągnąc moją czarną walize za sobą wyszłam przed hotel.
Kilku siatkarzy wyjmowało jeszcze z bagażnika autokaru swoje bagaże. Jak na złość musieli mnie zauważyć.
- Wyjeżdzasz już? - obok mnie zjawił się Mięśniak i zdecydowanym ruchem przejął moją walizkę.
- Tak, panie Batman - uhuhu, Iś zaraz Ci się oberwie.
- Nazywam się Bartman. Ale jeśli chcesz to mogę być nawet Twoim super bohaterem - posłał w moją stronę swój firmowy uśmiech, który za pewne godzinami ćwiczy przed lustrem w łazience.
- Nie dzięki, nie trzeba - mruknęłam rozglądając się dookoła.
- Szukasz Kurka? - zagaił widząc jak obserwuje otoczenie.
- Szukam mojej siostry i jej męża - +100 do radości z dnia. Zibi znowu nie miał racji.
- Chyba jeszcze nie wychodzili - zacisnął dłoń na rączce mojej walizka - zaciągnę Ci ją do samochodu.
- Nie trzeba. Dam sobie radę - żaden facet nie będzie mnie wyręczał w tak błahych zadaniach, a tym bardziej siatkarz.
- przecież jestem Batman. Pomaganie mam we krwi - zaśmiał się i ruszył w stronę parkingu.
- Dlaczego sądzisz, że coś mnie łączy z Kurkiem? - wypaliłam, gdy dochodziliśmy do tomkowego auta.
- Nic takiego przecież nie powiedziałem.
- Ale pomyślałeś, że czekam na niego. On jest tylko moim kumplem.
Żałowałam, że zaczęłam ten temat. Przecież nie muszę się z niczego tłumaczyć, a w szczególności nie jemu. Jeszcze pomyśli, że mi zależy. A przecież nie zależy, prawda?

~* ~

Patrzył jak wsiada do samochodu, który chwilę później z piskiem opon odjechał spod budynku katowickiego hotelu.
W głowie huczały mu tylko słowa, o jej stosunkach z Bartkiem.
Musiał się otrząsnąć i to jak najszybciej. Nie mógł okazać chłopakom swojej słabości. Wystarczy, że Kubiak o wszystkim wie.

Cały wieczór pakowali się aby na następny dzień z samego rana wyruszyć w podróż do swojego drugiego domu.
- Siurak nie mogę znaleźć mojego telefonu - lamentował Jarosz, który już od dobrej godziny szukał podstawowego środka komunikacji.
- Może poszukaj w tym wazonie, w którym schowałeś klucze do pokoju Iśki - westchnął przyjmujący i zaczął wrzucać do torby pokaźną kolekcje swoich T-shirtów.
- Dobry pomysł. Tylko który to był wazon? - atakujący nerwowo postukał sobie pięścią w głowę.
- Ten granatowy, koło pokoju Pita.
- Ten ze słonecznikami? - upewnił się rudzielec, a widząc jak jego współlokator potakuje twierdząco głową wybiegł jak strzała z pokoju - a słuchawki moje widziałeś? - zadarł się chyba z drugiego końca korytarza.
- Co się stało? - zaspany Zagumny wyszedł ze swojej kwatery prezentując wszystkim zebranym swoje nowe bokserki w żółto-niebieskie Mikasy.
- Ciele oknem wyleciało - zaśmiał się Kuba i ze swoim telefonem w ręku zabarykadował się w swoim pokoju - zawsze chciałem zgasić Gumę.
- Uważaj żeby on w końcu nie zgasił tej Twojej rudej czupryny - prychnął Kurek zasuwając swoją torbę - Ja już spakowany. Idę do Agi.
- Agnieszka już pojechała do Spały. Nie widziałeś jak Zibi taszczył jej walizkę?
Wdech. Wydech. Oddychaj panie Kurosławie.
Bartek obiecał sobie, że nie da nikomu skrzywdzić Misztalki. Postanowił, że będzie trzymał ją daleko od Bartmana, który w jego mniemaniu zawróci jej tylko w głowie, wykorzysta i zostawi.

Zaraz po bardzo wczesnym śniadaniu kwiat polskiego volleyball'a usadowił swoje wyprostowane tyłki na o dziwo! miękkich fotelach i reprezentacyjnego autokaru.
- Wszystko zabraliście? Ostrzegam, że wracać się nie będziemy ! - oznajmił trener, po czym przeleciał po swoich podopiecznych bystrym spojrzeniem - Jarosz wziąłeś wszystko?
- Tak trenerze - odparł pokornie Kuba, który znany był ze swojej mani do zapominania.
- Nowość. Jak wy to mówicie : trzeba w kalendarzu zapisać - zaśmiał się Andrea i usiadł na swoim stałym miejscu na samiutkim przodzie autokaru.
Siatkarzy jak zwykle rozpierała energia. Mogliby góry przenosić, ale w autobusie to nie jest możliwe, choć co ja tam wiem... oni mogą przecież wszystko.
- Zrobiłbym coś szalonego - Winiarski mruknął znad niecenzuralnej gazetki, którą właśnie oglądał.
Dobrze, że oto pisemko jeszcze nie wybuchła jakaś wojna.
- Coś szalonego, powiadasz? - Nowakowski zadumał się chwilę, po czym chyba wpadł na pomysł, bo ogniki w jego oczach aż się zaświeciły - nie podpuszczam Cię, ale nie naciśniesz tego czerwonego guzika nad Twoją głową.
Michał potrzebował chwili na zastanowienie, którą przerwał mu dźwięk telefonu. Komuś przyszedł sms. Wszyscy spojrzeli na ostatnie siedzenie, gdzie urzędował Ignaczak. Źrenice mu się rozszerzyły, gdy tylko wziął komórkę do ręki. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Co Krzychu, Iwona wysłała Ci swoją fotkę w całej okazałości, tak jak ją Pan Bóg stworzył - zażartował Ruciak, ale szybko stłumił swój śmiech gdy napotkał surowe spojrzenie strasznego libero.
- Winiar chciał zrobić coś szalonego, więc mam pomysł. Jedźmy dzisiaj nad jezioro - zaproponował szybko wystukując coś na ekranie dotykowego telefonu, który później schował do kieszeni plecaka.
W duchu dziękował Cecyli za tak ważną informacje.

sobota, 6 lipca 2013

Czternaście.

Bartek czuł niezwykłą radość, gdy Agnieszka się przed nim otworzyła i opowiedziała o swoim ojcu - sportowcu, który w domu był dwa razy w roku: na Wielkanoc i Boże Narodzenie. Uśmiechał się sam do siebie, gdy dziewczyna oparła się o jego tors i usnęła. Dotykał ją z jak największą delikatnością, jakby była wykonana z najkruchszego szkła i każdy nieprzemyślany ruch mógł ją potłuc. W końcu sam usnął znudzony nakręcaniem pasm jej rudych włosów na palce.

Natomiast reszta reprezentacji już od dłuższej chwili zastanawiała się nad tym co Kurek robi u Agi i jak by tu ich podejść i wejść do jej pokoju.
Większy problem miał jednak Bartman, który wręcz modlił się o to aby między tą dwójką nic nie zaszło. To by oznaczało dla niego koniec, a do tego dopuścić nie może. Czuje, że Iśka jest kobietą jego życia i zrobi wszystko, aby z nią być.
Jarosz skutecznie ukrył fakt, że klucz do pokoju rudowłosej jest ukryty głęboko w jego skarpecie. Miał sporo szczęścia, że Ruciak wybrał prawą stopę, a nie lewą... wtedy miałby już przechlapane, a Kurek za pewne by go ukatrupił gołymi rękami.
- no to co przeszkadzamy im, czy pozwalamy dzieciakom nacieszyć się sobą? - Ignaczak zadał podstawowe pytanie, które od dłuższego czasu każdemu z nich zawracało głowę.
Ostatecznie, ku niezadowoleniu Zibiego, postanowili im nie przeszkadzać. Zresztą przecież nawet by tam nie weszli, bo Jarski już szukał nowej kryjówki dla klucza.

~*~

Przestraszyłam się nie na żarty, gdy otwierając rano oczy ujrzałam obok siebie rozpromienioną twarz Kurka. Miała ochotę krzyknąć, ale siatkarz to wyczuł i zatkał mi usta dłonią. Chwilę zajęło mi przetworzenie wczorajszego wieczoru, ale gdy tylko sobie go przypominałam delikatny uśmiech wkradł się na moją twarz. Nie wiem dlaczego. Może to przez tą nagłą potrzebę posiadania przy sobie kogoś na prawdę godnego zaufania, który nie nosiłby by równocześnie miana mojego przyjaciela i siostry.
- no dobra to ja się już zmywam.. Kuba za pewne się za mną stęsknił - zaśmiał się wstając z łóżka.
- widzimy się na śniadaniu? - sama nie wierzyłam, że zadałam to pytanie. Miałam być niezależna, a jedno jego słowo potrafi złamać mnie jak suchą gałązkę.
- oczywiście - posłał w moja stronę swój firmowy uśmiech niczym z reklamy Monte, po czym nacisnął metalową klamkę.
Drzwi ani drgnęły. Myślałam, że robi sobie jakieś żarty, więc sama spróbowałam je otworzyć. Niestety.
- Jarski ma klucz! - Bartek uderzył się otwartą dłonią w sam środek czoła, po czym szybko zadwonił do swojego przyjaciela.
W czasie rozmowy grymas niezadowolenia wkradł się na twarz siatkarza co nie wróżyło nic dobrego i tak też było.
- też Debil schował klucz i nie pamięta gdzie ! - zdenerwowany złożył telefon do kieszeni dresów.
- czyli stąd nie wyjdziemy?
- wyjdziemy, wyjdziemy.
Siatkarz - Boże, jak ja nie lubię używać tego słowa - wyszedł na balkon i chyba znalazł sposób na wydostanie się z pokoju.
- tu jest drabinka pożarowa - wychylił się zza balkonowych drzwi przywołując mnie ręką do siebie.
- serio? - stanęłam na palcach i zerknęłam przez jego ramię marszcząc przy tym czoło.
- serio, serio, Księżniczko. Zejdę przodem jeśli powolisz.
Patrzyłam jak Kurek zwinnie schodzi szczebelek po szczebelku. W końcu na moje nieszczęście przyszła pora na mnie.
- no Księżniczko nie mów, że się boisz - zadrwił ze mnie.
O nie! Tej satysfakcji mu nie dam. Zacisnęłam zęby i powoli zaczęłam schodzić na dół. Głęboko oddychałam pojmując kolejne metalowe rureczki. Byłam już przy samym końcu, zostało mi może kilka stopni, gdy jak to zawsze musi się zdarzyć, poślizgnęłam się i prawie zaliczyłam glebę, prawie połamałam kości, ale nie.. jak to zawsze bywa zostałam w ostatniej chwili uratowana. Jak się domyślacie moim wybawicielem był Kurek.
- teraz będziesz mi się musiała jakoś odwdzięczyć - oznajmił trzymając mnie mocno w ramionach.
- jestem Ci dozgonnie wdzięczna - westchnęłam teatralnie.
- co się tu dzieje? - na dźwięk jego głosu momentalnie odskoczyłam od Bartka.
Nie myślcie sobie, że w jakimś tam stopniu zależy mi na tym całym Bartmanie. Po prostu wróciłam to tak odruchowo.
- nie bądź zazdrosny Zbyszek - mruknął Kurek - Aga, idziemy już? Bo jeszcze musimy znaleźć te klucze.
Kiwnęłam twierdząco głową, po czym ruszyliśmy w stronę wejścia do hotelu zostawiając zdenerwowanego Bartmana na środku parkingu.

~*~

Patrzył jak odchodzą i czuł taki dziwny ucisk w sercu. Jego reprezentacyjny kolega miał rację. Był cholernie zazdrosny, bo przecież Agnieszka miała być z nim.
- Zibi, idziesz? Już znalazłem tą rozpiskę co ją Pit wyrzucił - Kubiak szturchnął w ramię osłupiałego atakującego.
- tak tak. Idziemy - westchnął otrząsając się z wszystkich negatywnych emocji.
- nie martw się Zbychu. Jeszcze wszystko się ułoży. Tylko musisz być rasowym atakującym, takim jakim jesteś za boisku. Dziewczyny to lubią - polecił mu, gdy wchodzili już do restauracji.
- a ty Kubi niby skąd to wiesz?
- przerabiało się to tu i ówdzie - odparł zwięźle i zaczął nakładać sobie warzywa ze szweckiego stołu.
- chyba wolę nie wiedzieć - spasował widząc jak przyjmujący głupio uśmiecha się sam do siebie za pewne przeżywając teraz ekscesy z jakąś partnerką, którą złapał na "podryw na atakującego".
- mogę Ci opowiedzieć jak kiedyś wspólnie z Weroniką, no wiesz tą blondyną spod piątki, która ma czym oddychać i na czym usiąść robiliśmy to na stole...
- Kubiak skończ - atakujący warknął w jego stronę zabierając Michałowi z talerza ostatni kawałek ich ulubionego białego sera - powiedz mi tylko czy my tym stole nie jedliśmy ostatnio kolacji, gdy byłem u Ciebie?
- ale owszem Bartman, ależ owszem.

środa, 3 lipca 2013

Trzynaście.

I znów przywitałam katowicki Spodek ze znikomym uśmiechem na twarzy. Oczywiście byłby on minimalnie większy, gdyby kilkunastu dwumetrowych dryblasów nie zepsuło mi chwilę wcześniej humoru. Oni są wręcz stworzenie do denerwowania ludzi. Dostali to za pewne w pakiecie razem ze wzrostem. Tylko dlaczego chociaż połowa z nich nie stanęła w kolejce po rozum?
Po raz kolejny hala oszalała. Kibice krzyczeli, wiwatowali, dziękowali. Dyskretnie dałam Cecyli znać, że na mnie już pora. Nie lubie takiego zamieszania, zgiełku, wrzawy. Wyeksmitowałam się stamtąd w ekspresowym tempie, zanim to całe tabuny kibiców nie wpadły na ten sam pomysł co ja.

Przybycie siatkarzy do hotelu równało się wielkiemu hałasowi panującemu na korytarzu. Dlatego właśnie żałowałam, że muszę z nimi mieszkać na jednym piętrze.
- o przepraszam, chyba pomyliłem pokój - przestroga na przyszłość: pamiętaj o zamykaniu tych cholernych drzwi, bo w każdym momencie któryś z siatkarzyków może pomylić numerki na drzwiach.
- tak też mi się wydaje - mruknęłam z powrotem przykrywając się kołdrą.
- a może jednak nie pomyliłem - wszedł w głąb pokoju i zapalając lampkę nocną usiadł obok mnie na łóżku.
- tam jest taki drewniany prostokąt zwany potocznie drzwiami, gdybyś mógł otworzyć go i zamknąć z drugiej strony byłoby mi bardzo miło - posłałam uśmiech w stylu słodkiej idiotki, który zazwyczaj załatwiał sprawę.
Ten tylko wyjął z kieszeni swoich czerwonych dresów telefon komórkowy i wystukał na nim krótką wiadomość tekstowć jak mniemam.
- gotowe - wyszczerzył się niemiłosiernie, a w tym samym czasie tajemnicza ręka wysunęła się zza drzwi, wzięła klucz... a później było już słychać tylko dwukrotne przekręcenie go w zamku - mam od tego ludzi.
- przywale Ci kiedyś... Kurek! - uderzyłam pięścią w jego ramię, ale uwaga! uwaga! nie przyniosło to żadnego efektu.
- miło, że już pamiętasz jak się nazywam.. no ale po nazwisku to po pysku - potarł złowieszczo dłońmi.
- śmiało. Wal. Wolisz prawy, czy lewy policzek ? - uhuhu Iśka zgrywa hardcora, to może się źle skończyć.
- prawy i możesz zamknąć oczy jak chcesz.
A teraz wszyscy wstają i "standing ovation" dla błyszczącej inteligencją Agnieszki. Nastawiłam policzek, bo przecież teraz nie mogę stchórzyć. Takiej satysfakcji mu nie dam, oj nie. Trochę popiecze i po bólu, a może nawet nie zaboli, bo przecież kobiet się nie bije. Przymknęłam oczy i już czułam to uderzenie, a raczej go nie czułam. Zamiast uderzenia, poczułam odciśnięte na policzku... usta.
- zaczerwieniłaś się - rozbawiony pstryknął mnie w nos - chce Cię poznać. Nie musisz się mnie bać.
- nie boję się Ciebie - zaprzeczyłam poprawiając swoją siedzącą pozycję.
- no to się przede mną otwórz. Opowiedz mi o sobie - szturchnął mnie łokciem w bok.
- ale po co Ci to wiedzieć? I tak o mnie zapomnisz.
- bo chce się zaprzyjaźnić? I nie martw się. O Tobie nie da się zapomnieć.
Czy on mnie podrywa? O nie, nie, nie! Żebym tylko nie zrobiła się czerwona jak burak.
- no to jak będzie?
Zmusił mnie do głębokiego spojrzenia w jego niebieskie oczy.
Zgodziłam się. Ale czy dobrze zrobiłam?

~*~

Reszta siatkarzy już od godziny grzali swe tyłki w jednym z pokojów. Gnieździli się przed małym ekranem laptopa i wypłakiwali oczy oglądając drugą część hiszpańskiego melodramatu. Jak to zwykle bywa w grupowym... oglądaniu filmów każdy musiał dorzucić coś od siebie. Piotrkowi nie pasowała nowa bohaterka, bo wolał aby Hache był z Babi, natomiast u Kosoka wszystko było na odwrót. Nikt nie zauważył nieobecności jednego z przyjmujących. Oczywiście do czasu...
- nie widzieliście gdzieś Kurka? - zagaił Ignaczak, gdyż liczba siedzących zawodników nie zgadzała mu się z ilością puszek piwa... bezalkoholowego, oczywiście!
- jest u... - wyrwał się Jarosz, ale w porę ugryzł się w język - nie wiem gdzie jest.
- Kubuś ty coś wiesz - Igła zaczął swoje podchody.
- nic nie wiem - zapierał się rudowłosy atakujący.
- a ja jednak uważam inaczej. Na tortury z nim - libero zaśmiał się złowieszczo, a to nie wróżyło nic dobrego.
Możdżonek wraz z Cichym Pitem złapali szamoczącego się w każdą stronę Jarskiego "pod pachę" i dowlekli do jednego z dwóch niezbyt ładnie zaścielanych łóżek, które bez cienia wątpliwości należy do Michała - wiecznego bałaganiarza - Kubiaka.
Zagumny przyniósł ze swojego pokoju pawie pióro, które trafiło w ręce Ignaczaka. Ruciak z ogromnym przerażeniem w oczach ściągnął skarpete z nogi Kuby. Atakujący zaczął wiercić się na wszystkie możliwe strony, ale trzymający go dwaj środkowi skutecznie uniemożliwili mu ucieczkę. Pióro poszło w ruch. Krzysiek wodził nim wzdłuż i wszerz stopy i BINGO! Jarosz śpiewał jak z nut.
- jest u Agi - ledwo co powstrzymał się od wybuchu śmiechu, a po wszystkim chwilę zajęło mu unormowanie oddechu.