sobota, 14 grudnia 2013

Trzydzieści siedem.

Byłam totalnie zaskoczona postawą Zbyszka na tych zakupach. Z wielką łatwością poruszał się między stojakami wybierając co rusz to nowe sukienki. Przymierzyłam już ich ponad dziesięć, ale żadna z nich nie miała – jak to określił Zibi – „tego czegoś”.
- Mam taką świetną propozycje – zagaiłam opadając na miękką kanapę w jednej z kawiarenek – może pójdziesz na to całe wesele sam? Nie będzie problemu z moją sukienką.
Popatrzył na mnie z mordem w oczach. Co uświadomiło mi, że to był głupi pomysł i nigdy nie wcielimy go w życie.
- Aguś, nawet nie myśl sobie, że zostawię Cię w Rzeszowie i pojadę sam do Warszawy.
- Wesele jest w Warszawie? – zaskoczona, aż otwarłam usta.
- Nie mówiłem Ci? – zmarszczył czoło.
- Nie raczyłeś.
Wzruszył ramionami pytają co słodkiego życzę sobie na wzmocnienie przed kolejną dawką sukienek do przymierzenia. Zdecydowaliśmy się na szarlotkę z bitą śmietaną.
- Po takiej bombie kalorycznej to ja się już w nic nie zmieszczę – mruknęłam podsuwając Zbyszkowi kawałek mojego deseru.
- Przestań tak gadać. Sama skóra i kości – zaśmiał się – zaczynam się obawiać, że następnym razem jak Cię przytulę, to zostaniesz zgnieciona.
- Bardzo zabawne, Bartman! – sprzedałam mu kuksańca w bok – już od jakiegoś czasu planuje zrzucić kilka kilogramów, ale ciągle powtarzam sobie, że zacznę od jutra.
- Iśka, nie pierdol! – fuknął regulując rachunek – mam najzgrabniejszą i najpiękniejszą dziewczynę na świecie! – dodał chwytając mnie za rękę i splatając ze sobą nasze palce.
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Nazwał mnie swoją dziewczyną co wywołało u mnie niemałe palpitacje! Uśmiech sam wkradł mi się na usta. I pomyśleć, że przez swoją głupotę i przekonania mogłam to wszystko zaprzepaścić.
- Przyzwyczajaj się. Teraz będę Cię zabierać na wszystkie rodzinne spotkania – cmoknął w powietrzu podając mi kolejną sukienkę.
- W co ja się wpakowałam – mruknęłam do lustrzanego odbicia.
- Słyszałem to! – pokiwał z politowaniem głową zamykając drzwi przymierzalni.
Delikatnie włożyłam na siebie beżową sukienkę z grubymi ramiączkami, z bogato zdobionym gorsetem i zwiewnym dołem. Obróciłam się dookoła własnej osi wpuszczając do środka zniecierpliwionego już siatkarza.
- Chyba wreszcie znaleźliśmy idealną sukienkę – uśmiechnął się zawadiacko obejmując mnie od tyłu w pasie.
- Mi też się podoba – mruknęłam przeciągle czując wargi Zbyszka na moim ramieniu.
- Bierzemy ją? – zapytał patrząc przed siebie w lustro, w którym się odbijaliśmy.
- Jeżeli dzięki temu odwieziesz mnie do domu, to tak, bierzemy – obróciłam się i wbiłam palca między jego żebra, co nie wywołało u niego żadnej, nawet najmniejszej reakcji. Skubany, pakuje na siłowni.
- Jeszcze dokupimy dla mnie krawat – rzucił wychodząc z przebieralni.
Przebrałam się w swoje ubrania, a sukienkę powiesiłam na wieszaku. Zbyszek czekał już przy kasie z wyciągniętą na wierzch kartką kredytową. Po niemałej sprzeczce o to kto ma zapłacić, skapitulowałam i pozwoliłam mu zrealizować transakcje.
Zanim dokończyliśmy nasz maraton po sklepach, a okazało się, że Zbyszek potrzebuje jeszcze produktów do uzupełnienia lodówki, a ja kilku środków czystości i kosmetyków, na dworze zrobiło się już ciemno. Zamówiliśmy sobie chińszczyznę na wynos i wróciliśmy do samochodu.
Na dworze było całkiem ciepło. Mamy przecież początek wakacji.
- Zabiorę Cię w fajne miejsce – oznajmił odpalając silnik.
Po blisko piętnastu minutach znaleźliśmy się za miastem. Bartman skręcił w poczną, żwirową uliczkę prowadzącą na niewielkie wzgórze. Zaparkował auto na samym szczycie pagórka. Usiedliśmy na masce samochodu i zajadaliśmy się ryżem z warzywami i opiekaną piersią z kurczaka.
- Jestem najszczęśliwszym facetem w tej galaktyce – wręcz krzyknął pomagając mi zeskoczyć na ziemie, po czym mocno przytulił do swojego torsu.
- Zostańmy tu jeszcze – poprosiłam głęboko patrząc w jego zielone oczy.
- Jak sobie życzysz – uśmiechnął się szarmancko.
W czasie gdy Zbyszek chował puste pudełka po naszej kolacji ja usiadłam na trawie i wpatrywałam się w uśpione miasto. Chwilę później Zibi położył się obok mnie podkładając ręce pod głowę. Po jego długich namowach w końcu mu uległam i ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej. Wbiliśmy wzrok w rozgwieżdżone niebo.
- Pomyśl życzenie – wskazał na spadającą gwiazdę – ale nie mów na głos, bo się nie spełni.
- Ja już. Teraz Twoja kolej – wskazał na kolejne lecące do ziemi światełko.
Zamyśliłam się. Zaczęłam się zastanawiać czego tak naprawdę chcę od życia.
Pieniędzy? Szczęścia? Zdrowia? Miłości? Rodziny?
Ewidentnie od życia najbardziej pragnę miłości. I choć trudno w to uwierzyć naprawdę tak jest. Pragnę miłości, tej która daje nieopisane szczęście i radość. Pragnę codziennie budzić się i zasypiać obok osoby, którą darze nadzwyczajnie silnym uczuciem. Obok niejakiego Zbyszka Bartmana, który teraz zakręca moje rude pukle włosów wokół swojego palca.
Życzę sobie, aby uczucie, które narodziło się między mną, a Zbyszkiem nigdy nie wygasło.

~~*~~
A czego on chce od życia? Czego on tak naprawdę pragnie i o czym marzy?
Pragnie Jej, tak bardzo jak niczego innego na świecie. Bardziej niż kontraktu z najlepszym klubem świata i złotego medalu olimpijskiego. Bardziej niż zaproszenia do telewizji śniadaniowej i poznania top modelek świata. Bardziej niż fortuny, której nigdy się nie dorobi. Pragnie jej ponad wszystko. Pragnie jej szczęścia, uśmiechu, bliskości. Kocha Ją i nic ani nikt tego nie zmieni.
Życzę sobie, aby uczucie, które narodziło się pomiędzy mną, a Agnieszką nigdy nie wygasło.
Podnieśli się do pozycji siedzącej. Uniósł do góry kąciki ust i układając swoje dłonie na obu policzkach dziewczyny przyciągnął jej twarz do siebie i wpił się w jej usta. Przeszłych ich dreszcze, które od samego początku towarzyszyły ich chociażby niewielkiemu zbliżeniu; dotknięciu dłoni, przypadkowym muśnięciu skóry opuszkiem palca.
- Kocham Cię – wyszeptał tuż nad jej uchem składając pocałunek na jego płatku.
- Ja Ciebie też, Zbyszku – przylgnęła do jego torsu, a on objął ja ramieniem.
Czuła się bezpiecznie.

A on wreszcie poczuł, że ma dla kogo żyć i walczyć o każdą piłkę. 

6 komentarzy:

  1. No nareszcie wróciłaś :) Rozdział fajny i tak sobie pomyślec że tak się broniła przed uczuciami do Zbyszka :) Pozdrawiam i do następnego Dooma :) .

    OdpowiedzUsuń
  2. Końcówka wspaniała i taka romantyczna. Juz sie nie mogę doczekać tego wesela. Pisz szybko ;)
    Pozdrawiam
    [faith-hope-volleyball.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział romantiko <3. Bardzo mi się podoba, ta część z zakupami też ;D Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  4. cudo *-*
    czekam na następny:)
    pozdr

    OdpowiedzUsuń
  5. Romantyczny taki rozdział, super :* Miłość kwitnie;)
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  6. rozdział fantastyczny... taki słodki :D

    zapraszam też do siebie http://love-volleyball-life.blogspot.com/2013/12/10.html

    OdpowiedzUsuń