Od samego poranka, a trzeba zaznaczyć fakt, że z łóżka
udało nam się wstać dopiero w okolicach godziny dziesiątej, rozpoczęliśmy
przygotowania do uroczystości.
Błyskawicznie udaliśmy się w szaloną pogoń, której
metą były łazienkowe drzwi. Podkładając Zbyszkowi nogę dotknęłam
dłonią metalowej klamki.
- Wygrałam! - wydałam z siebie okrzyk radości.
- To nie było fair! - oburzył się próbując odciągnąć mnie
od drzwi.
- Wszystko było fair, przecież
nie ustalaliśmy żadnych zasad - pokazałam mu język znikając w pomieszczeniu.
-Niech ja Cię tylko dorwę... - usłyszałam jeszcze
jego zdeterminowany głos, który później zagłuszył już szum obijającej
się o brodzik wody.
W łazience siedziałam już od dobrych dwudziestu minut
dosuszając moje jak zwykle rozwichrzone włosy, chociaż bardziej pasuje tutaj
stwierdzenie rude pukle.
- Aguuś, długo jeszcze? – dopytywał siatkarz dobijając
się do drzwi – chyba nie chcesz żebyśmy się spóźnili!
- Trzeba było wcześniej wstać! – burczę próbując ułożyć
grzywkę jednocześnie malując kreski na powiece.
- Iśka.. wpuść mnie, bo naprawdę się spóźnimy – nalegał,
a wręcz błagał.
Narzuciłam na siebie luźną koszulkę i przekręciłam
kluczyk wpuszczając Bartmana do środka. Siatkarz zmierzył mnie wzrokiem
zadziornie się uśmiechając. Prychnęłam pod nosem zdmuchując z czoła pasma
włosów.
-Nie patrz tak na
mnie – rzuciłam widząc w lustrze jego pełen pożądania wzrok - nie mogę się skupić.
Zibi tylko wzruszył ramionami i zniknął w kabinie
prysznicowej. Skupiona z wyciągniętym na wierzch koniuszkiem języka kończyłam
swój makijaż. Nie licząc tego, że dwa razy dobierałam cienie do powiek, efekt
był bardzo satysfakcjonujący. Z włosami było o wiele gorzej. Jak na złość nie
chciały się ułożyć tak jak sobie to wyobraziłam. Grzywka odstawała praktycznie
w każdą stronę, a reszta włosów, które miały swobodnie jako fale opadać na
ramiona, splątały się niczym supły.
Nawet nie zauważyłam kiedy Zbyszek zakończył swoją szybką
kąpiel i znalazł się tuż obok mnie. Wyszeptał mi do ucha, że pięknie wyglądam i pocałował w policzek
delikatnie obejmując w pasie. Uśmiechnęłam się promiennie widząc jak kąciki ust
mojego towarzysza również unoszą się do góry.
- Kocham Cię. Kocham Cię najmocniej na świecie –
obróciłam się przytykając swoje wargi do jego.
Kilkakrotnie muskał moją górną wargę, czasami subtelnie
ją przygryzając. Przejechał językiem po dolnej wardze, po czym zatopiliśmy się
w naszym intymnym tańcu. Naszym małym, osobistym świecie, w którym istniejemy
tylko i wyłącznie my.
- Zibi, chyba się śpieszyliśmy – zaśmiałam się, gdy jego
jeszcze mokra dłoń spoczęła na moim udzie.
W odpowiedzi usłyszałam tylko jego ciężkie westchnięcie,
po czym pomógł mi zeskoczyć z umywalki. Gdy wychodziliśmy z łazienki po domu
rozniósł się głos pani Jadwigi wzywającej nas na obiad. Ze splecionymi dłońmi
zbiegliśmy na dół i zasiedliśmy przy stole.
- Tylko patrzeć, a to wy staniecie na ślubnym kobiercu – westchnął
pan Leon – jak ten mój synek szybko dorasta.
- Tato, proszę Cię przestań – mruknął wyraźnie
zawstydzony Bartman.
- Ale Zbysiu, tata po prostu nie może wyjść z podziwu jak
szybko wymężniałeś i wyrosłeś. Pamiętam jakby to było wczoraj gdy biegałeś po
ogródku z stroju cowboya. Miałeś wtedy może jakieś pięć lat – Jadwiga sięgnęła
pamięcią do wspomnień z dzieciństwa syna.
- Przestańcie mnie kompromitować – domagał się siatkarz,
ale jego rodzice wcale nie odpuszczali.
Dlatego też w czasie obiadu dowiedziałam się kilku
ciekawostek z życia mojego chłopaka. W wieku siedmiu lat stracił swojego
mleczaka w bitwie o blondwłosą Jankę ze starszym kolegą. W ostatniej klasie
gimnazjum prawie wyrzucili go ze szkoły za kolejne bójki.
- Mamooo! - jęczał
atakujący tracąc powoli apetyt.
Pani Jadzia tylko szeroko się uśmiechnęła i zakończyła na
dziś swoje opowieści.
Na górę wróciłam z markotnym Bartmanem, który wcale nie
kipiał energią tak jak wcześniej. Był zażenowany faktem, że dowiedziałam się o
kilku rzeczach które on za pewne chciał przede mną ukryć. Z grobową wręcz miną
nakładał swój garnitur walcząc z zawiązaniem krawatu.
- Ubierz muchę będzie ładniej – wtrąciłam się w jego
walkę podając czarną „kokardę” – nie obrażaj się – dodałam muskając jego
policzek.
Włożyłam sukienkę, a stopy wsunęłam w czarne szpilki.
Kilkakrotnie patrzyłam na swoje lustrzane odbicie poprawiając każdą
niedoskonałość. W końcu gdy efekt był po części zadowalający zaczęłam wrzucać
najpotrzebniejsze rzeczy do kopertówki. Natrafiając na mój telefon komórkowy,
wręcz się przeraziłam. Na ekranie widniało dwadzieścia sześć nieodebranych
połączeń od Bartka.
- Iś, pośpiesz się, zaraz wyjeżdżamy – ponaglał mnie
Bartman podając żakiet.
Przez cały ten pośpiech totalnie zapomniałam o telefonach
od Kurka. Przypomniała mi dopiero melodia wypływająca z głośnika mojej komórki.
Automatycznie odebrałam połączenie.
- Aguś! Wreszcie!
– Bartosz jakby odetchnął z ulgą.
- Co się stało? Dzwoniłeś tyle razy, a ja miałam
wyciszony telefon – ponaglałam go widząc, że Zibi parkuje już pod kościołem.
- Gdzie jesteś?
- W Warszawie – odpowiadam szybko wychodząc już z
samochodu.
- Jak to Warszawie? - dziwi się – Z kim? Po co?
- Ze Zbyszkiem, na ślubie jego kuzynki. Bartek naprawdę nie
mogę teraz rozmawiać. Wchodzimy już do kościoła. Zadzwoń jutro! – cmoknęłam do
telefonu i wyciszając go schowałam do torebki.
***
O rety! Wreszcie mi się udało coś naskrobać.
Wybaczcie mi nieobecność... ale życie mi się trochę jebie.
Przynajmniej Iśka nie będzie miała złego humoru na ślubie, a z Bartkiem pogada później. Jestem ciekawa, co na weselu się będzie działo ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
ups, może nie być za ciekawie po weselu...
OdpowiedzUsuńno ale rozdział geniaaalny :) piszesz świetnie, stęskniłam się za Tobą :)
PS. wierzę w Ciebie, dasz radę! trzymaj się ciepło
/ Mała Mi.
Mina Kurka musi w chwili kiedy dowiedział się gdzie ona jest musiała być nieziemska...
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co stanie się na weselu...
Bo późniejsza rozmowa z Kurkiem do najprzyjemniejszych nie będzie należeć...
Czekam na next!
Cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny...
Pozdrawiam :)
Cudo cudo mam nadzieje ze nie bedziemy musieli tyle czekac na nastempny
OdpowiedzUsuń