Są sprawy o których nie chcemy mówić znajomym, a co dopiero nowo poznanym ludziom. Ten okres w moim życiu nie należał to najłatwiejszych. Dojrzewałam, buntowałam się, a obok mnie nie było najważniejszej dla mnie osoby. Nie było jej właśnie wtedy kiedy najbardziej potrzebowałam pomocy.
Siatkarze zrozumieli, że nic ode mnie nie wyciągną, więc powoli zaczęli zbierać się do wyjścia. Osobiście wyszłam z założenia, że pomęczę się z nimi jeszcze trochę w Spale, o ile ciągle będą nawiedzać sklep mojej siostry, a później
baj baj maszkary.
Mój pokój opuścili już prawie wszyscy. No właśnie p r a w i e. Na przeciwko mnie w fotelu ze skrzyżowanymi rękami siedział Uszaty. Ten olbrzym doprowadzi mnie kiedyś do wykończenia psychicznego. Wytrwale czekał, aż zacznę swoją opowieść, a rzeczą oczywistą jest, że nie miałam zamiaru jej rozpoczynać. Niech nawet nie myśli, że będzie moim przyjacielem. Jest sportowcem, a do sportowców bez czosnku i krzyża nie podchodź.
- jeżeli mi powiesz, to tobie ulży, a ja będę mógł Ci pomóc - nalegał, przekonywał... i co z tego? Przecież ja jestem nieugiętą, twardą, niezależną kobietą, więc nie będę streszczać swojego życiorysu rozkapryszonej gwiazdeczce siatkówki, bo takie ma widzimisię.
Oparł rękę o drewniane ramię fotelu i zaczął palcami wystukiwać o nią jakiś rytm.
- nie wyjdę stąd dopóki ze mną nie porozmawiasz - oznajmił i siedział.
Siedział, a czas płynął. Buł uparty, ale ja również. Twardo trzymał się swojego zdania, ale ja również. Charakterami dobraliśmy się idealnie. Do porozumienia nie dojdziemy nigdy.
W końcu postanowiłam go olać zimnym moczem. Oczywiście w przenośni. Wzięłam z walizki piżamę i zamknęłam się w łazience. Wyszłam z niej po dwudziestu minutach odświeżona, gotowa do spania i z nadzieją, że jego już nie będzie. Tam w Niebie, chyba mnie nie lubią. Bartosz ciągle siedział w fotelu i nie zamierzał ustąpić, ja zresztą też. Nie przejmując się nim przykryłam się kołdrą i zasnęłam. Oby rano go nie było. Nie przejmowałam się ewentualną niedyspozycją zawodnika na jutrzejszym meczu, miałam to głęboko w nosie. Bardziej drażnił mnie fakt, że on nie daje za wygraną i nie zamierza odpuścić. Zależy mu?
O, Niebiosa! O, Wszyscy Święci! Za jakie grzechy?
Klęłam pod nosem jak opętana widząc Uszatego drzemiącego w najlepsze w moim fotelu. Ludzie, trzymajcie mnie bo zaraz zrobię mu krzywdę. Zaznaczając fakt, że było to przez "przypadek" nadepnęłam na jego stopę. O taka po prostu, Aga - gapa.
- kurwaaa! - wydarł się i błyskawicznie złapał za stopę.
- gdzie? Jak ładna to pozdrów! - rzuciłam wchodząc do łazienki.
Obróciłam się jeszcze aby triumfalnie spojrzeć na zaskoczone, zdziwionego i zmieszanego siatkarza. Jeden : zero, panie Bartku!
Pan Bóg, chyba jednak ma sumienie, bo po porannej toalecie nie zastałam już go w pokoju. Została tylko karteczka wyrwana z mojego notatnika.
"Nie myśl, że dam Ci spokój.
Śpieszę się na trening, inaczej pomęczyłabyś się ze mną jeszcze dłużej".
Odczekałam mniej więcej godzinę, aby przypadkiem nie natknąć się na zgraje dwumetrowców w restauracji, po czym śpiesznym krokiem zeszłam na śniadanie. Dzisiejszy plan dnia nie przedstawiał się jakoś ciekawie. Pierwszym punktem było zlokalizowanie Cecylii i Tomka, co było błahostką, bo oni jak zwykle wylegiwali się na swoim pokojowym balkonie. Umówiliśmy się na wspólne pójście na halę. Do tego nieszczęsnego meczu zostało niestety jeszcze kilka godzin, więc zaopatrzona w książkę wyszłam z hotelu kierując się do pobliskiego parku.
~*~
Chciał dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Poznać każdy szczegół jej życia. Dzielić z nią wszystkie smutki i radości. Chciał być jej przyjacielem, a ona go odtrąciła. Nie czuł się z tym dobrze, bo która dziewczyna odrzuca przyjaźń Bartosza Kurka, TEGO Bartosza Kurka!
Ten drugi chciał czegoś innego. Chciał dotknąć jej delikatnego ciała, poczuć jej miękkie usta, zatopić swoją dłoń w jej rudych włosach. Chciał z nią być, tak po prostu na dobre i na złe. Nie prawdą byłoby stwierdzenie, że Zbigniew Bartman nie czuje nic do Agnieszki. Z minuty na minutę zauroczył się nią coraz bardziej, aż w końcu... pokochał.
Wracali z lekkiego treningu przed meczem. Mieli godzinę przerwy, a potem znów musieli stanąć ramię w ramię i walczyć o punkty. Ze skumulowanymi pokładami energii przemierzali park śmiejąc się wniebogłosy. Zwracali na siebie uwagę. Zadowolili kilku...dziesięciu kibiców autografem i zdjęciem.
- ta ruda laska to nie jest Aga ? - Kubiak dyskretnie szturchnął swojego przyjaciele wskazując głową jedną z ławeczek.
Zbysiowe serce chciało wręcz wyskoczyć z jego klatki piersiowej. Waliło jak opętane, a jego właściciel zastanawiał się czy nie potrzebuje egzorcysty.
Wpadł na pomysł. Teraz trzeba tylko pozbyć się kolegów, albo niezauważalnie podejść do Misztalówny. Musi się spieszyć, bo Kurek również buja gdzieś w obłokach.