wtorek, 25 czerwca 2013

Dwanaście.

Szedł jak na ścięcie. Serce łomotało mu jak biało-czerwona flaga na wietrze w czasie Euro 2012. Ale szedł do przodu nie oglądając się na gadatliwych  kolegów. Przecież on, Zbigniew Bartman, nie musi przejmować się jakimiś docinkami kierowanymi pod jego adresem.
"Z rudą się nie zadawaj" - ostrzegał Ruciak szczerząc się do Zagumnego jak mysz do sera.
"Rude to zło. Rude to dziecko szatana!" - dopowiadał Nowakowski wystrzegając się bazyliszkowych spojrzeń marchewkowej części reprezentacji.
Tylko Kurek stał z boku. Zamyślony. Zapatrzony gdzieś w bliżej nieokreślony punkt. Chciał zbliżyć się do Agnieszki, ale nie w sposób fizyczny, tylko psychiczny. Chciał ją poznać. Zaintrygowała go swoją osobą, charakterem. Nawet nie zauważył jak Bartman powoli zmierzał w stronę rudowłosej.

~*~

Zamyślona siedziałam na tej cholernej ławce, a jakiś wystający gwóźdź bezkarnie wbijał mi się w tyłek. Ptaszki śpiewały gdzieś na pobliskim drzewie i wszystko byłoby cacy, miód, malina gdyby nie ten zasrany dwumetrowiec, który jak gdyby nigdy nic usiadł obok mnie na ławce trącając przez zamierzony przypadek moje biodro.
Z moich ust wydobyło się jedno wielki : kuuurwa! 
- takie piękne kobiety nie powinny używać wulgaryzmów - zaśmiał się tak melodycznie, że te kurewskie ptaszyska powinny się schować.
- nie pytałam Cię o zdania.. - moment zawahania. Przeleciałam w myślach sylwetki wszystkich siatkarzy i... BINGO! - Zbyszku.
Bądź oschła. Dobrze Ci to idzie. Zaraz go spławisz. 
- czy wszystkie rudzielce muszą być takie... jakby to tak łagodnie powiedzieć : wkurwiające? - zapytał mierzwiąc lekko moje poskręcane włosy.
- nie pomagasz sobie - fuknęłam i próbowała wstać.
No właśnie : pró-bo-wa-łam.
Inteligencja tego Mięśniaka, równa jest inteligencji tostera, albo nie, bo toster chociaż tosty zrobi, a ten pewnie nawet tego nie potrafi. Ale wracając już do tego zerowego poziomu inteligencji... zamiast mnie tak po prostu zostawić w spokoju i nie denerwować swoją zbytnią pewnością siebie i tą wrodzoną siatkarczynnością, ten kretyn jakich mało, pociągnął mnie za nadgarstek.
Najpierw mnie obraża, a teraz za pewne będzie próbował przeprosić. Czy taki przebieg akcji stanie się już tradycją tych (super)sportowców? 
- taki mi się tylko wymsknęło, no.. - no mówiłam, że będzie się ratował? Chwytał ostatniej decki ratunku? Mówiłam!
- jaaaasne - mruknęłam poprawiając koszulkę, która pod wpływem powiewu wiatru trochę się podwinęła.
- jak słońce - dodał rozbawiony.
No cholera, gdybym mogła to obiłabym mu ten idealny, śnieżnobiały zgryz... ale zaraz, przecież nikt nie zabroni mi tego zrobić. Ale po tym rękoczynie, za pewne, napadłoby mnie tysiące zbysiowych fanek i rozszarpało niczym Reksio szynkę, po tygodniowej głodówce.Więc chyba wolę nie ryzykować.
- oo! Iśka! - ten pieprzony gaduła Szpilka, Igła, czy jak mu tam było przyszwędał się nie wiadomo skąd, a za nim jak kwoki za kogutem, lub pisklaki za kaczką kroczyli siatkarzyki. 
Panie Boże, Ty chyba w ogóle już mnie nie kochasz...
- Oo! ... - i znowu chwila zawahania. kurdeblaszka jak mu było na imię? 
- Krzysiek - szepnął siadający po mojej prawej stronie Uszatek - a ja to Bartek, gdybyś zapomniała.
- jasne, coś jeszcze? Ten robi ze mnie oschłą, wkurwiającą marchewkę, a ty sugerujesz, że mam jakąś amnezje - krzyknęłam oburzona.
- jeżeli mogę się wtrącić to ja uważam, że masz fajną dupę - ten przypominający z mordki małego niedźwiadka wyszczerzył się do mnie najszerzej jak tylko mógł.
- Kuuuubiak! - warknął Zbyszek mierząc Niedźwiadka wzrokiem godnym największego kryminalisty tego świata.







za dużo przeklinam -.- 

piątek, 14 czerwca 2013

Jedenaście.

Są sprawy o których nie chcemy mówić znajomym, a co dopiero nowo poznanym ludziom. Ten okres w moim życiu nie należał to najłatwiejszych. Dojrzewałam, buntowałam się, a obok mnie nie było najważniejszej dla mnie osoby. Nie było jej właśnie wtedy kiedy najbardziej potrzebowałam pomocy.

Siatkarze zrozumieli, że nic ode mnie nie wyciągną, więc powoli zaczęli zbierać się do wyjścia. Osobiście wyszłam z założenia, że pomęczę się z nimi jeszcze trochę w Spale, o ile ciągle będą nawiedzać sklep mojej siostry, a później baj baj maszkary. 
Mój pokój opuścili już prawie wszyscy. No właśnie p r a w i e. Na przeciwko mnie w fotelu ze skrzyżowanymi rękami siedział Uszaty. Ten olbrzym doprowadzi mnie kiedyś do wykończenia psychicznego.  Wytrwale czekał, aż zacznę swoją opowieść, a rzeczą oczywistą jest, że nie miałam zamiaru jej rozpoczynać. Niech nawet nie myśli, że będzie moim przyjacielem. Jest sportowcem, a do sportowców bez czosnku i krzyża nie podchodź.
- jeżeli mi powiesz, to tobie ulży, a ja będę mógł Ci pomóc - nalegał, przekonywał... i co z tego? Przecież ja jestem nieugiętą, twardą, niezależną kobietą, więc nie będę streszczać swojego życiorysu rozkapryszonej gwiazdeczce siatkówki, bo takie ma widzimisię.
Oparł rękę o  drewniane ramię fotelu i zaczął palcami wystukiwać o nią jakiś rytm.
- nie wyjdę stąd dopóki ze mną nie porozmawiasz - oznajmił i siedział.
Siedział, a czas płynął. Buł uparty, ale ja również. Twardo trzymał się swojego zdania, ale ja również. Charakterami dobraliśmy się idealnie. Do porozumienia nie dojdziemy nigdy.
W końcu postanowiłam go olać zimnym moczem. Oczywiście w przenośni. Wzięłam z walizki piżamę i zamknęłam się w łazience. Wyszłam z niej po dwudziestu minutach odświeżona, gotowa do spania i z nadzieją, że jego już nie będzie. Tam w Niebie, chyba mnie nie lubią. Bartosz ciągle siedział w fotelu i  nie zamierzał ustąpić, ja zresztą też. Nie przejmując się nim przykryłam się kołdrą i zasnęłam. Oby rano go nie było. Nie przejmowałam się ewentualną niedyspozycją zawodnika na jutrzejszym meczu, miałam to głęboko w nosie. Bardziej drażnił mnie fakt, że on nie daje za wygraną i nie zamierza odpuścić. Zależy mu?

O, Niebiosa! O, Wszyscy Święci! Za jakie grzechy?
Klęłam pod nosem jak opętana widząc Uszatego drzemiącego w najlepsze w moim fotelu. Ludzie, trzymajcie mnie bo zaraz zrobię mu krzywdę. Zaznaczając fakt, że było to przez "przypadek" nadepnęłam na jego stopę. O taka po prostu, Aga - gapa.
- kurwaaa! - wydarł się i błyskawicznie złapał za stopę.
- gdzie? Jak ładna to pozdrów! - rzuciłam wchodząc do łazienki.
Obróciłam się jeszcze aby triumfalnie spojrzeć na zaskoczone, zdziwionego i zmieszanego siatkarza. Jeden : zero, panie Bartku!
Pan Bóg, chyba jednak ma sumienie, bo po porannej toalecie nie zastałam już go w pokoju. Została tylko karteczka wyrwana z mojego notatnika.
 "Nie myśl, że dam Ci spokój. 
Śpieszę się na trening, inaczej pomęczyłabyś się ze mną jeszcze dłużej". 
Odczekałam mniej więcej godzinę, aby przypadkiem nie natknąć się na zgraje dwumetrowców w restauracji, po czym śpiesznym krokiem zeszłam na śniadanie. Dzisiejszy plan dnia nie przedstawiał się jakoś ciekawie. Pierwszym punktem było zlokalizowanie Cecylii i Tomka, co było błahostką, bo oni jak zwykle wylegiwali się na swoim pokojowym balkonie. Umówiliśmy się na wspólne pójście na halę. Do tego nieszczęsnego meczu zostało niestety jeszcze kilka godzin, więc zaopatrzona w książkę wyszłam z hotelu kierując się do pobliskiego parku. 

~*~ 

Chciał dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Poznać każdy szczegół jej życia. Dzielić z nią wszystkie smutki i radości. Chciał być jej przyjacielem, a ona go odtrąciła. Nie czuł się z tym dobrze, bo która dziewczyna odrzuca przyjaźń Bartosza Kurka, TEGO Bartosza Kurka! 

Ten drugi chciał czegoś innego. Chciał dotknąć jej delikatnego ciała, poczuć jej miękkie usta, zatopić swoją dłoń w jej rudych włosach. Chciał z nią być, tak po prostu na dobre i na złe. Nie prawdą byłoby stwierdzenie, że Zbigniew Bartman nie czuje nic do Agnieszki. Z minuty na minutę zauroczył się nią coraz bardziej, aż w końcu... pokochał. 

Wracali z lekkiego treningu przed meczem. Mieli godzinę przerwy, a potem znów musieli stanąć ramię w ramię i walczyć o punkty. Ze skumulowanymi pokładami energii przemierzali park śmiejąc się wniebogłosy. Zwracali na siebie uwagę. Zadowolili kilku...dziesięciu kibiców autografem i zdjęciem. 
- ta ruda laska to nie jest Aga ? - Kubiak dyskretnie szturchnął swojego przyjaciele wskazując głową jedną z ławeczek.
Zbysiowe serce chciało wręcz wyskoczyć z jego klatki piersiowej. Waliło jak opętane, a jego właściciel zastanawiał się czy nie potrzebuje egzorcysty. 
Wpadł na pomysł. Teraz trzeba tylko pozbyć się kolegów, albo niezauważalnie podejść do Misztalówny. Musi się spieszyć, bo Kurek również buja gdzieś w obłokach. 

sobota, 8 czerwca 2013

Dziesięć.

Tysiące gardeł krzyczało, piszczało i dopingowało. Nie bez podstawy polscy kibice są jednymi z najlepszych w swoim fachu. W około pełno podniesionych do góry biało-czerwonych szalików i narodowych flag. Nie czułam się tu w pełni jak pasujący puzzel. Siatkówka nie jest moją miłością, pasją. Ja jej wręcz nie lubie, a mimo to siedzieć na krzesełku w Spodku i czekam na rozpoczęcie meczu. Obiecałam kibicować. Gadatliwy siatkarz siłą wcisnął na mnie replikę swojej koszulki. Cecylia wręcz wywrzeszczała hymn Polski, a Tomek oczywiście nagrał wszystko swoją kamerą.
Po odśpiewaniu Mazurka Dąbrowskiego usiadłam na plastikowym krzesełku i tępo wpatrywałam się w boisko. Spiker wymieniał zawodników występujących w pierwszych składach, po czym zabrzmiał pierwszy gwizdek.
Piłka za piłką. Atak za atakiem. Obrona na obroną. Błąd za błędem. Blok za blokiem. 
Kibice wręcz nieśli zespół ku wyżyną wygranej.
Obserwowałam jak "kolekcjonerzy" zaraz po ostatniej akcji zebrali się przy bandach reklamowych i czyhali na nowe łupy.
Niepostrzeżenie wyszłam z hali zostawiając siostrę i szwagra w środku. Gdzieś tam głęboko, cząstka mnie cieszyła się z wygranej polskiej reprezentacji i to chyba bolało najbardziej. Nie chciałam znów wkręcać się o to sportowe życie. Nie miałam tak silnej psychiki jak CeCe i nie zdołałabym sobie znowu z tym poradzić. Wolałam więc trzymać się daleko od sportu. A jednak los chce zrobić mi na przekór i co rusz stawia na mej drodze któregoś z siatkarzy.
Droga powrotna do hotelu nie zajęła mi zbyt dużo czasu, o wiele gorsze było przeciskanie się przez tabun kibiców wewnątrz Spodka.
Po wykonaniu całej wieczornej toalety wyjęłam z torby jeden z kryminałów Agathy Christie i wygodnie usadzając się na łóżku zaczęłam czytać.
Właśnie kończyłam "wertować oczami" dwudziestą już kartkę z kolei, gdy w całym hotelu, a zaryzykuje nawet stwierdzenie, że w całych Katowicach rozległy się zwycięskie okrzyki polskich siatkarzy.
- pokonamy Brazylię, zwyciężymy Finlandię. Nie damy dupy, wyjdziemy z grupy! - recytowali, co chwilę wyklinając na cztery strony świata.
I nie myślcie, że na tym się skończyło, bo to był dopiero początek. Dokładnie słyszałam jak umawiali się tuż pod moimi drzwiami, który pierwsze wejdzie do mojego pokoju. Ostatecznie najpierw zobaczyłam uśmiechniętą gębę i odstające uszy Uszatego, a później przypałętali się jak po sznurku.
- a wy tu po co ? - założyłam ręce na torsie i marszcząc czoło mierzyłam wzrokiem każdego z osobna.
- nie rób takiej miny, bo dostaniesz zmarszczek -  oznajmił nie wiem, jak się ten ktoś  zwie, ale ma na koszulce numer 2. Ogarniacie tego potwora?
- Winiar przymknij tą jadaczkę - tak więc pan Winiar (to chyba ten od tych zup, mam rację?) dostał po plecach od szanownego obrońce uciśnionych Mięśniaka.
Fajnie się zaczyna, a ja jak zwykle nie mam popcornu. Ciekawe czy na koniec poleje się krew.
- doczekam się wreszcie odpowiedzi ? - krzyknęłam, aż strasznie wysoki mężczyzna z brodą podskoczył, uderzając przy tym głową o sufit. Niemożliwe? A jednak.
- o czytasz kryminały Christie! - pan od zup uradowany jak dzieciak na odpuście wskoczył na moje łóżku i wręcz wyrwał mi z rąk książkę.
Wyrwałam mu ją z powrotem i schowałam pod poduszkę, po czym wstałam i tupiąc rytmicznie prawą nogą czekałam na wyjaśnienia, których nie dostałam.
- nastaliście się? Więc możecie wyjść - zaczęłam zmierzać ku drzwiom, ale Kurek mnie zatrzymał.
- mamy dwie sprawy - powiedział szybko usadzając mnie z powrotem na łóżku.
- zamieniam się w słuch - mruknęłam.
- ale nie da się zamienić w słuch! - oburzył się jeden z dwóch siatkarzy, którzy dzielą ze mną męki tego samego koloru włosów.
- Kojot, idź na polowanie zapchać paszcze mięsiwem, albo się nie odzywaj - przykazuje mu niski Gaduła.
Przez chwilę zrobiło się poważnie. Panującą w pokoju zagęszczoną atmosferę można było kroić nożem i niczym tort podawać na przyjęciu. Żaden z zawodników nie pisnął ani słowem, a mnie już rozsadzało od środka.
- na początku chcieliśmy Cię za wszystko przeprosić - zaczął Uszaty - wszyscy razem i ja osobiście.
- a teraz druga sprawa - wciął mu się Mięśniak.
- dlaczego nie lubisz sportu i jesteś w stosunku do nas taka oschła i  niemiła?  - zapytał Bartek, a mnie zamurowało.
Nie chciałam nikomu o tym opowiedzieć. Nie chciałam dzielić się swoimi przeżyciami i uczuciami. Nie chciałam już wspominań.
Zawsze można odmówić składania wyjaśnień, ale czy warto?

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Dziewięć.

Mogliby chodzić z karteczkami z imieniem przyklejonymi na tych ich wyćwiczonych klatach, albo chociaż w tych koszulkach, w których grają mecze, tych z nazwiskami z tyłu. To by mi ułatwiło sprawę, bo teraz to nawet nie wiem, jak ma na imię ten najwyższy z brodą, a co dopiero mówić o tym na jakiej pozycji pogrywa.
- to ja może was zapoznam - zaproponował ochoczo ten najmniejszy, Krzysiek? Skleroza nie boli - tak więc to jest Agnieszka, siostra Cecyli z naszego sklepiku, Aga poznaj wszystkich.
- miło mi - odparłam nie pewnie. A raczej skłamałam.
Czułam się nieswojo w grupie aż tylu facetów. Facetów, których nie znałam, choć ich nazwiska powinnam znać z telewizji. Teraz zapewne siatkarska część Polski mnie zlinczuje. Dajecie, jestem gotowa. Wolicie prawy, czy lewy policzek?
- teraz Guma i Jarski mają nową rudą koleżankę - zachwycał się któryś z blondynów. Jak Wam powiem, że wysoki to ułatwi Wam to zadanie? Bo jeżeli taki to mówię.
- rudy naturalny? Czy rudy farbowany? - dopytywał kolejny.
- chłopaki dajcie jej spokój. Rude jest piękne. Oczywiście w tej żeńskiej wersji - Mięśniak stanął w mojej obronie.
- uuu Zibi dzielnie jak lew broni swej zdobyczy - i znów ten najmniejszy, wyglądający przy reszcie jak jakiś karzeł zabrał głos czy rozbawił całe towarzystwo - żartowałem - uniósł ręce w geście obronnym napotykając złowrogie spojrzenie Mięśniaka.
- Zibi wybawiciel rudych - zaśmiał się ten taki z wielkim nosem, kojarzycie? Nie martwcie się, ja też nie.
Ale za to w mojej szatańskiej głowie pojawił się pomysł na pozbycie się tych wyrośniętych chłopców. Czas wcielić go w życie. Oburzona wstałam z krzesełka na którym usadził mnie Gaduła z numerkiem 16 na prawej piersi.
- nie wiem co wy macie do mojego koloru włosów! Ja się nie nabijam z tego, że ten ma czarne czy blond włosy, a ten nosi aparat na zęby, a jeszcze ten wygląda jakby spalił się na solarium. Swoim zachowaniem podchodzicie pod miano rasistów. Przemyślcie swoje zachowanie, a wtedy może uda nam się dojrzale porozmawiać.
Dostałam brawa od dwóch siatkarzy, dzielących ze mną męki koloru włosów. Ukłoniłam się w ich stronę i odwracając się na pietrze wyszłam z restauracji, nie jedząc nawet kolacji, ale od czego ma się w pokoju batoniki.
Wtargnęłam do swojego lokum, po czym z torby wysypałam wszystkie smakołyki. Zdecydowałam się na zbożowe ciasteczka i już po chwili chrupałam je oglądając w telewizji wiadomości. Nawet nie usłyszałam pukania do drzwi. Zorientowałam się, że ktoś wszedł do środka gdy poczułam ugięcie się materaca pod ciężarem mojego gościa.
- co ty tutaj robisz ? - spytałam ze złością wypisaną na twarzy.
- siedzę, oddycham, rozmawiam z Tobą, jak głupi gestykuluje rękami i w ogóle tak sobie przyszedłem - odparł widocznie zadowolony ze swojej mini przemowy.
Biła od niego pewność siebie. Wiedział, że jest w stanie uwieść różne dziewczyny. Czuł jednak, że może im też ulec.
- nie zapraszałam Cię, Bartman - fuknęłam wgapiając się w zmieniające się obrazki na ekranie.
- wiem, że nas nie odróżniasz i w ogóle nie wiesz jak się nazywamy. Ale ja zwiem się Kurek, Bartek Kurek.
Po pomieszczeniu rozniósł się śmiech, a ja poczułam jak płonę ze wstydu. Ludzie dajcie gaśnice, bo hotel zaraz spłonie, a wśród ofiar będą też i te siatkarzyny. Ale i tak najbardziej szkoda będzie Wam tej rudej małpy Agnieszki, prawda?
- hej buraczku, spójrz na mnie - Bartosz sprzedał mi kuksańca.
Z mordem w oczach spojrzałam na Niego. Wiecie, gdybym miała moc zabijania wzrokiem ten facet leżałby już martwy zawinięty w ten geometryczny dywan, który właśnie mam pod nogami.
- czemu ty tu w ogóle nadal siedzisz? Kurek, Borowik, czy jak Ci tam - próbowałam się go jak najpredzej pozbyć.
Nie zbyt lubie przebywać w towarzystwie jakiegokolwiek mężczyzny, a co dopiero rozpoznawanego na całym świecie.
Tylko głupia Agnieszka Misztal nie potrafi rozróżnić naszych złotek, no ale cóż najwidoczniej tak jak moja siostra powinnam urodzić się stereotypową blondynką z zaniżonym poziomem inteligencji.
- zadziwiasz mnie kobieto - bajerancko się uśmiechnął, aż miękną kolana.. boże Iś ogranij dupe.
- o co Ci chodzi panie Gwiazda? - założyłam ręce na klatkę piersiową i tym razem zastosowałam spojrzenie "jesteś największym idiotą świata jaki kiedykolwiek się narodził i ciągle nie wiem o czym mówisz".
- czy ty na prawdę nie masz pojęcia kto ma jak na imię, czy masz jakieś nagłe zaniki pamięci?
Musicie sobie wyobrazić jak się wtedy czułam. Ze wstydu się już spaliłam, teraz pozostała tylko złość. A zła Aga to coś czego każdy powinien unikać.
- czego ty ode mnie w ogóle chcesz? - warknęłam niczym wściekły pies biegający nocą za ogrodzeniem jakieś wielkiemu firmy czy korporacji.
- chciałem Cię przeprosić za chłopaków.. - westchnął.
- no to teraz dodatkowo będziesz musiał przeprosić również za siebie!
Zebrałam w sobie wszystkie siły i wyrzuciłam Kurka z pokoju.
Zapamiętajcie sobie, nikt nie będzie obrażał Misztalówny. Nawet taki fajny, przyjaźnie wyglądający Uszatego. On na pewno nie. Jest siatkarzem. Sportowcem. A tacy ludzie to zło wcielone. Pewnie zastanawiacie się dlaczego nie trawie takich osób.. Żyłam ze sportowcem i wiem, że jest cholernie ciężko tak normalnie funkcjonować z taką osobą. Uwierzcie mi na słowo...