- Przepraszam – szepnęłam, czując, że ta cisza może nie wyjść nam na dobre.
Atakujący obrócił w moim kierunku głowę i spojrzał na mnie tymi swoimi przenikliwie zielonymi tęczówkami.
- To ja przepraszam – odparł okalając mnie swoimi silnymi ramionami – ja po prostu nie chcę Cię stracić, a wiem, że Bartek jest dla Ciebie kimś bliskim..
- Jest dla mnie przyjacielem. Tylko i wyłącznie przyjacielem – dobitnie podkreśliłam te słowa.
- Co nie zmienia faktu, że jestem o Ciebie chorobliwie zazdrosny – westchnął przyciskając usta do mojej skroni – Chodźmy, jeżeli chcesz wrócić dzisiaj do Rzeszowa to musimy się pośpieszyć.- Naprawdę, wrócimy dzisiaj? – uniosłam brwi do góry zaskoczona jego szybką przemianą.
- Jeżeli Ty tego chcesz to nie widzę przeciwskazań. Kocham Cię i zrobię dla Ciebie wszystko – musnął moje usta, po czym wstał i podał mi dłoń.
Pech chciał, że postawiłam nogę na spróchniałej desce, która automatycznie zarwała się, a ja wpadłam do wody. Szybko nabrałam do ust powietrza czując, że zaraz mogę zacząć się topić. Byłam przerażona, a w takiej sytuacji strach nie jest dobrym sprzymierzeńcem.
W końcu zaczęłam się wynurzać. Przyciśnięta do Zbyszkowej klatki piersiowej łapczywie pobierałam powietrze.
- Ty chyba masz jakiegoś pecha do przebywania nad wodą, ciągle się topisz – zaśmiał się holując mnie do brzegu.
- To nie jest śmieszne, Bartman – fuknęłam stawiając kolejne kroki na piasku.
- Wiesz ja tam mogę ratować Cię codziennie, Misztal – splótł nasze palce skradając mi pocałunek.
- W najbliższym czasie odpuszczę sobie takie przygody. To jak dla mnie za duża dawka adrenaliny – mruknęłam.
Przyciągaliśmy spojrzenia innych mieszkańców, czy przechodniów. Bo przecież niecodziennie widzi się całego mokrego Zbyszka Bartmana z dziewczyną, która również nie jest sucha. Było mi źle, z poczuciem, że wszyscy patrzą na nas pytającym wzrokiem.
- Nie ma jakiegoś skrótu? Musimy iść ulicą? – szepnęłam, nie mogąc już tego znieść.
- Wstydzisz się czegoś?
- Idziemy mokrzy. Wszyscy się na nas gapią. To nie jest komfortowe – syknęłam.
- Trzeba było nie wpadać do wody – zaśmiał się, ale widząc moje mordercze spojrzenie szybko się uspokoił – Aguś, głowa do góry. Nie masz się czego wstydzić. Jesteś piękną dziewczyną. Najpiękniejszą jaką kiedykolwiek widziałem. Ci ludzie za pewne mi Ciebie zazdroszczą.
- Nie chce wylądować na jakiejś stronce, która żywi się plotkami i ploteczkami.
- O to się martw. Moi sąsiedzi raczej nie wpieprzają się w życie innych. Dlatego lubię tutaj przyjeżdżać. Tutaj mogę być sobą, a nie atakującym reprezentacji Polski - wyjaśnił mi.
Zatrzymał się i stanął naprzeciwko mnie. Zadarłam głowę do góry, aby napotkać jego przyjazne tęczówki. Tak bardzo lubiłam w nich tonąć. Z uśmiechem na ustach pochylał się do mnie, aż w końcu zetknął nasze wargi, łącząc je w namiętnym pocałunku. Podarował mi zastrzyk odwagi. Ne wbijałam już wzroku w asfalt, ale rozglądałam się dookoła, uśmiechając się do odpoczywających w ogródkach ludzi.
- A teraz chodź, bo nie chce jechać po ciemku – znów złapał mnie za dłoń i poprowadził do rodzinnego domu.
Nie obyło się bez kazania pani Jadwigi, której nie spodobały się nasze przemoczone ubrania. Drugą porcję kazania usłyszeliśmy, gdy Zibi oznajmił jej, że dziś już wracamy. Sprzedał jej wymyśloną historię, w którą ona na szczęście uwierzyła.
Wbiegliśmy po schodach do góry i rzuciliśmy się do walizki. Znów na wyścigi dobiegliśmy do łazienki, lecz tym razem to siatkarz okazał się sprytniejszy.
- Wchodź pierwsza – westchnął widząc mój proszący wzrok.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się i cmoknęłam jego policzek.
Kilka kilometrów przed Rzeszowem postanowiłam zadzwonić do Bartka. Odebrał natychmiastowo.
- Aguś, proszę Cię tylko nie panikuj – usłyszałam jego zestresowany głos.
- Kurek, mów mi szybko co się stało. Panna młoda uciekła sprzed ołtarza, więc już wracamy, za chwilę powinniśmy być na miejscu.
- Przyjedźcie prosto pod Twoje mieszkanie – polecił mi.
- Możesz mi powiedzieć co się stało?
- Darek wszedł do Twojego mieszkania, chciał wykraść Ci wszystkie oszczędności, bo…
- Bo nie miał na prochy – dokończyłam – Zaraz tam będziemy – dodałam zakończając połącznie.
Zbyszek patrzył na mnie pytającym wzrokiem. Wyłączył radio i czekał, aż przekaże mu to czego dowiedziałam się od Bartka.
- Ja chyba naprawdę przynoszę pecha – podsumowałam zaciskając dłoń na siedzeniu.
- Słońce, mi przynosisz szczęście. Jesteś moim szczęściem – próbował mnie pocieszyć.
Tak naprawdę chyba nic nie było w stanie mnie rozweselić. Było już tak dobrze. Łudziłam się, że Darek dał sobie spokój ze mną i z narkotykami. W rzeczywistości była to tylko przykrywka do dalszych kłopotów.
Oho, wyczuwam kłopoty. Zobaczymy, jak sie akcja rozwinie. Słodka była ta scena na pomoście. Tylko to niezaplanowane pływanie już mniej ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
[faith-hope-volleyball.blogspot.com]
czytając to nieźle się uśmiałam, miałam taki sam przypadek (choć moim towarzyszem nie był Z.Bartman, ale to szczegół) musieliśmy iść przez całe miasto wczesną jesienią...
OdpowiedzUsuńah to były czasy :)
co do rozdziału to jest naprawdę świetny, chociaż czuję, że może być nieciekawie po powrocie Blanki do domu...
Wyobrażam sobie jak musieli wyglądać wracając cali mokrzy....
OdpowiedzUsuńRozdział świetny tylko szkoda że taki krótki...
Czekam na next!
Przepraszam, ale teraz nadrabiam poprzedni i ten rozdział :P. Coś mi się zdaję, że będzie się coś działo i to poważnego. Rozdział świetny tylko króciutki :/. Pozdrawiam i czekam na następny Dooma :).
OdpowiedzUsuń