wtorek, 1 kwietnia 2014

Czterdzieści pięć

Co jeśli to wszystko ma się skończyć właśnie tak? Co jeśli związek ze Zbyszkiem nie był pisany właśnie mi? Może po prostu to był zwykły, przelotny romans? Kilka skradzionych pocałunków? Może to Dariusz jest tym jedynym? Przecież o mnie walczy. Cały czas stara się mnie do siebie przekonać. Kocha mnie.
Boże, co się ze mną dzieje?

Jest mi zimno. Przez moje ciało przechodzi fala chłodu, która aż wzdryga mnie od środka. Jest źle. Zimne kafelki już totalnie wychłodziły moje ciało. Powoli, bardzo powoli wstaje i prostuje obolałe kości. Opieram się o umywalkę zrzucając z półki zawieszonej pod lustrem poustawiane kosmetyki, które z hukiem rozbijają się o posadzkę. Chciałam krzyczeć ale z mojego gardła nie mógł wydobyć się nawet najniższy, najkrótszy dźwięk. Byłam jakby sparaliżowana.
To koniec?

Zaczęłam rozglądać się po niewielkim pomieszczeniu, szukając jakieś rzeczy, którą mogłabym się obronić. Postanowiłam zawalczyć. Jeden impuls, jedna myśl dała mi nadzieje, że mam dla kogo walczyć. Przecież nie można poddać się bez jakiejkolwiek próby wybrnięcia z sytuacji, rozwiązania problemu. A mój problem można było określić mianem niezrównoważonego psychopaty goszczącego się gdzieś w moim domu. A ja miałam już plan. Pozornie prosty, choć wykonanie nie było już takie łatwe. Mój wzrok zatrzymał się na stojącym na pralce żelazku.
Uda się?
- Ile jeszcze zamierzasz się przede mną zamykać Kotku? – gdzieś z gębi mieszkania dobiegł mnie jego podniesiony głos.
Głos, który od razu wywołał u mnie odrazę, obrzydzenie i dreszcze. Z łomoczącym w nadludzkim tempie sercem przekroczyłam próg trzymając żelazko na wysokości swojego karku. Byłam gotowa na zadanie ostatecznego ciosu, na ogłuszenie Darka. Jak najciszej tylko potrafiłam zmierzałam do salonu, gdzie, jak zakładałam po usłyszeniu jego głosu, znajdował się Dariusz. Mój przyśpieszony oddech zapewne wypełniał całe pomieszczenie. Bałam się krzyczeć. Bałam się, że mnie usłyszy. Wchodząc do salonu zauważyłam jego pochyloną nad dywanem sylwetkę. Wokoło leżały porozrzucane zdjęcia. Nasze zdjęcia, które już nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego. Schowałam je głęboko na dnie pudełka w szafce pod telewizorem. Jeszcze wtedy łudziłam złudne nadzieje, że Darek się zmieni…
To Twoja jedyna szansa.
-Byliśmy tacy szczęśliwi – jego cichy, przesiąknięty goryczą szept sprawił, że żelazko z hukiem upadło na podłogę.
Jęknęłam z przerażenia. Nie tak miało być. Miałam mało czasu. Zbyt mało. Pędem ruszyłam w stronę kuchni i z umiejscowionej nad okapem szafki wyjęłam koszyk z lekarstwami. Wysypałam całą jego zawartość na blat i wręcz po omacku szukałam pęku zapasowych kluczy.
- Uciekasz? – nawet nie spostrzegłam kiedy Darek wszedł do kuchni i oparł się o przeciwległą ścianę.
Serce podskoczyło mi do gardła.
- A mam inne wyjście? Uroiłeś sobie, że jeszcze będziemy razem. A ja nie zamierzam się znowu plątać w te bagna. Jestem szczęśliwa. Rozumiesz? SZCZĘ-ŚLI-WA – zaakcentowałam ostatni wyraz rzucając na niego wymownym spojrzeniem – Nie możesz mnie tutaj trzymać na siłę.
- Chciałem z Tobą wyjechać. Założyć rodzinę. Ja też mam prawo być szczęśliwy! – krzyknął uderzając pięścią o stojący obok stolik.
- Przecież możesz być szczęśliwy, ale nie ze mną.
- Nie chcę nikogo innego. Chcę tylko Ciebie – powoli zaczął podążać w moim kierunku.
- To jest niemożliwe – zaprzeczyłam kategorycznie.
- Dlaczego taka jesteś? Byliśmy przecież tacy szczęśliwi, zakochani.. na tych zdjęciach…
- Zepsułeś wszystko. Twoje ćpanie zniszczyło wszystko co było między nami.
- Nie dam rady tego naprawić?
- Nie – pokręciłam przeczącą głową – proszę Cię opuść moje mieszkanie.
Wbiłam w niego lodowate, pełne determinacji i pewności siebie spojrzenie. Po chwili rzucił na stół klucze, którymi na samym początku zamknął mieszkanie. Zastygł w bezruchu, w bliskiej ode mnie odległości. Doskonale słyszałam nieunormowany rytm bicia jego serca i przyśpieszony oddech.
W jednej sekundzie jego usta przylgnęły do moich. Ułożył dłonie na moich policzkach nie chcąc dopuścić do tego abym przerwała pocałunek i wycofała się.
- Żegnaj – szepnął przykładając usta do mojego policzka, by później opuścić moje mieszkanie.
Odetchnęłam z ulgą. Musiałam ułożyć sobie to wszystko w głowie. Wystarczyła chwila i kilka zdjęć aby całkowicie zmienić jego tok myślenia? Wystarczyło wyjaśnić sobie pewne sprawy, aby ten koszmar wreszcie się zakończył?

Czym prędzej spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do walizki, która błyskawicznie wylądowała w bagażniku mojego samochodu. Nie mogłam dłużej znieść otaczających mnie ścian i tego miasta, w którym nie czułam się bezpiecznie.  

5 komentarzy:

  1. zostałaś nominowana do Libster Award przez http://taneczna-siatkowka.blogspot.com/
    Twój blog cudowny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurna ; o Co za psychopata.. nie ogarniam takich ludzi.. i nie wydaje mi sie, zeby odpuscil czy cos, ale to tylko moje glupie przypuszczenia..
    Rozdzial swietny, zreszta jak wszystkie ;) pozdrawiam serdecznie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Powinien się leczyć....
    Wydaje mi się też, że to dziwne, że tak nagle odpuścił, to jeszcze może być nie koniec....
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nomimowano cie do Libster Award. Pytania na love-volleyball-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Wczoraj przez przypadek natrafiłam na Twoje opowiadanie i tak mnie wciągnęło, że przeczytałam wszystkie rozdziały:) podoba mi się ta historia i na pewno będę tu zaglądać regularnie:)

    Jak masz ochotę to zapraszam również do siebie:)
    Pozdrawiam
    niedostepni-dla-siebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń