sobota, 3 stycznia 2015

czterdzieści osiem


Nigdy nie przypuszczałam, że dane mi będzie przeżyć coś podobnego. Ja – nieorientująca się w siatkówce dziewczyna nagle trafia w samo centrum siatkarskiego świata, ma możliwość życia z nimi na co dzień i uczestniczenia w dobrych i złych momentach życia.
Nie miałam pojęcia co robi typowy statystyk w reprezentacji polski, dlatego już od samego początku przydzielono mnie do drobniejszych zadań. Po tym jak zakwaterowaliśmy się w pokojach musiałam dostarczyć każdemu zawodnikowi do rąk własnych rozpiske treningów i przekazać informacje o czasie wolnym, który mieli przeznaczyć na zwiedzanie Londynu. Wieczorem miała odbyć się Ceremonia Otwarcia Igrzysk. Długo zajęło mi zlokalizowanie Kurka, którego odnalazłam dopiero w parku – centrum Olimpijskiej Wioski.
- Mam Ci przekazać plan treningów – podeszłam do niego niepewnie, badając jego nastrój.
- Dzięki – mruknął zabierając ode mnie kartki. Nawet na mnie nie spojrzał.
- Aa i jak chcesz to idziemy na miasto – dodałam lekko klepiąc go po plecach.
- Bawcie się dobrze – rzucił posępnie, wbijając wzrok w jakiś odległy punkt.
- Co Ci się dzieje Kurek? Zachowujesz się jakbyś zaraz miał dostać okresu – zażartowałam.
- Może właśnie mam! – krzyknął i błyskawicznie zerwał się z ławki.
Patrzyłam jak znika za pierwszymi budynkami. Naprawdę nie wiem co go ostatnio ugryzło. Zachowuje się co najmniej jak rozhisteryzowana baba w szóstym miesiącu ciąży, a przecież chyba ciąże można u niego wykluczyć? Z zasady wzruszyłam ramionami i wróciłam do swojego pokoju w celu przygotowania się do zwiedzania Londynu.
Dręczyłam się humorkami Bartka, przecież był chyba moim przyjacielem, prawda? Ciągle zastanawiałam się co mogło go tak zdenerwować. Myślałam, że jeżeli mój psychiczny były chłopak już odpuścił teraz będę mogła w spokoju zająć się pracą nad związkiem ze Zbyszkiem. Teraz doszły jeszcze problemy z Kurkiem, opryskliwym, złośliwym i tajemniczym Bartoszem.
Wykąpana i przebrana opadłam na łóżko. Po chwili dołączył do mnie Bartman z informacją, że ekipa już się powoli zbiera.
- Czym się martwisz? – zagaił głaszcząc kciukiem wnętrze mojej dłoni.
- Coraz bardziej denerwuje mnie zachowanie Bartka – westchnęłam opierając się na ramieniu atakującego – opryskliwie życzył nam dzisiaj dobrej zabawy na mieście.
- Podobno rozstał się ostatnio z jakąś dziewczyną – odparł.
- Faktycznie wspominał coś o jakiejś dziewczynie – spojrzałam zdzwionym wzrokiem na mojego rozmówce – Chyba miała już jakąś córeczkę.
Zibi wzruszył ramionami i już po chwili usłyszeliśmy głośne nawoływania z korytarza. To chyba Kubiak, zbierał ostatnich chętnych na krajoznawczą wycieczkę po Londynie.
- Nie dręcz się, zaraz mu przejdzie – pocałował mnie w policzek i splatając nasze dłonie poszliśmy szukać reszty grupy.
W sumie na wycieczkę zdecydowało się ośmiorga zawodników: latający z kamerą Krasnal, Piotrek, Łukasz, Michał o pięknych niebieskich oczach, wysoki zarośnięty Możdżon, Kubi i Zibi. Zaopatrzeni w wypełnione wodą i przekąskami plecaki ruszyliśmy na podbój Londynu. W cztery godziny udało nam się odwiedzić najpopularniejsze miejsca w mieście, wydać trochę pieniędzy z reprezentacyjnej karty kredytowej kapitana drużyny, namówić Kubiaka na przejażdżkę London Eye oraz pochłonięcie całych naszych zapasów jedzenia, które miały starczyć na co najmniej kilka dni pobytu. Krasnal uwieczniał wszystko swoją kamerą, przysparzającą sobie przy tym więcej kłopotów z kolegami z drużyny, którym nie bardzo widziało się oglądanie swoich twarzy w kolejnym odcinku videobloga.
- Urwijmy się gdzieś – szepnął konspiracyjnie Zbyszek.
- Chyba nie powinniśmy…
- Przestań być taką sztywniarą – mruknął ciągnąc mnie w przeciwną stronę niż podążała reszta grupy.
- Będą się martwić… - nalegałam na powrót.
- Chyba o to gdzie znaleźć najbliższy supermarket – siatkarz teatralnie przewrócił oczami – Chcę spędzić z Tobą trochę czasu, posiedzieć na ławce w parku, poskaradać buziaki, pozachowywać się jak typowa para…
- Myślałam, że nie bawisz się w romantyczne rzeczy, sprawiałeś całkiem inne wrażenie – niepewnie uniosłam głowę i skrzyżowałam nasze spojrzenia.
- Widzę, że Bartek już nieźle przeszkolił Cię na mój temat – zaśmiał się gorzko.
Pociągnął mnie na pobliską ławkę, po czym posadził sobie na kolanach. Zanurzył nos w zagłębieniu pomiędzy moim ramieniem a szyją i przez chwile milczał.
- Może i kiedyś tak było – szepnął w końcu – Nie byłem święty, zawsze lubiłem kobiety.
Prychnęłam. Właśnie takie sprawiał wrażenie. Ale mimo tego skradł moje serce. Mimo tego zaufałam Mu i dzięki kilku szczerym rozmowom z Kurkiem uświadomiłam sobie, że Zibi powoli przechodzi przemianę.
- Tak było dopóki pierwszy raz nie zobaczyłem Cię w sklepiku Cecylii – nieśmiało uśmiechnął się na to wspomnienie – Odtąd moje myśli zajmujesz już tylko Ty.
Uroczo pstryknął mnie w nos i złożył miękki pocałunek na moich ustach.
- Podoba mi się Twoja romantyczna wersja – uśmiechnęłam się słodko, zarzucając mu ręce na szyję.
- Mi podobasz się cała Ty. Kocham Cię.
I znów poczułam rozlewające się po całym moim ciele ciepło. Znów usłyszałam od niego te dwa magiczne słowa, które jeszcze bardziej umocniły mnie w przekonaniu, że mogę bezgranicznie zaufać temu facetowi i stworzyć lub przynajmniej spróbować stworzyć z nim prawdziwą rodzinę.
Ułożyłam dłonie na jego policzkach i wpiłam się w jego usta. Przygryzłam jego dolną wargę szeroko się uśmiechając. Przejechałam palcem po jego kilkudniowym zaroście. Wyglądał niezwykle seksownie!
Nieoczekiwanie rozdzwonił się jego telefon. Zbyszek niechętnie wyjął go z kieszeni jeansów i krzywiąc się odebrał połączenie. Pomruczał trochę, po czym z posępną miną oznajmił, że jeżeli chcemy zdążyć na Otwarcie Igrzysk powinniśmy już wracać do Wioski. Niechętnie podnieśliśmy się z ławeczki, zdając sobie sprawę, że naprawdę straciliśmy rachubę czasu.
W przydzielonym nam budynku panowała już wrzawa. Siatkarze w idealnie skrojonych białych garniturach nerwowe przechadzali się korytarzami machając biało-czerwonymi flagami.
- Kuraś podobno od kilku godzin siedzi w kiblu i zwraca obiad – zaśmiał się Ignaczak – próbowałem go nakręcić, ale Piter wyrzucił mnie z pokoju.
- Ktoś musi z nim zostać – trener podrapał się nerwowo po głowie.
- To ja się zgłaszam na ochotnika. Przynajmniej do czegoś się przydam – odparłam kątem oka zerkając na Zbyszka i jego reakcje.

Chyba się nie wkurzył. 

2 komentarze:

  1. Oj oj Bartuś nie ładnie !!! Nie mogę się doczekać następnego :* Pozdrawiam Dooma :)
    PS. Zapraszam do mnie na rozdział 40 :) Mam nadzieję ze sie spodoba :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnie zdanie, sama nie wiem czemu, rozśmieszyło mnie najbardziej w całym rozdziale....
    Czekam na next i mam nadzieję, że pojawi się szybko

    OdpowiedzUsuń