niedziela, 27 października 2013

Dwadzieścia siedem.

Nie wiem ile czasu spędziłam w Jego uścisku. Nie chciałam liczyć tych chwil i nie chciałam aby przestał trzymać mnie w ramionach. Byłam cholernie szczęśliwa, bo przy Nim czułam się bezpieczna. Jego zapewnienia były tak realistyczne, że byłam w stanie uwierzyć w każde jego słowo. Jednak życie nauczyło mnie być ostrożną.
- Ja to wszystko załatwię - szepnął jeszcze mocniej przyciskając mnie do swojego torsu.
- Proszę nie rób nic głupiego - poderwałam się i spojrzałam głęboko w jego oczy.
Odwrócił wzrok.
- Obiecaj mi, że nie zrobisz nic głupiego - ujęłam jego twarz w dłonie zmuszając do patrzenia na mnie - obiecaj...
- Nie mogę Ci tego obiecać...
- Dlaczego? - spytałam nerwowo.
- Bo obiecałem sobie, że nie pozwolę Cię skrzywdzić, nawet gdy musiałbym się posunąć do czysto siłowych czynów.
- Zibi, proszę... - zrobiłam najbardziej maślane oczy jakiekolwiek ktokolwiek kiedykolwiek zrobił.
Nie odpowiedział nic. Nachylił się delikatnie nade mną i przyłożył usta do mojego czoła.

~*~

Dopiero gdy zyskał stu procentową pewność, że dziewczyna usnęła, powoli wypuścił ją z ramion i położył na łóżku. Jeszcze raz całując ją w czoło nakrył kołdrą i chwycił za swój telefon.
Bartek zjawił się w jego pokoju z prędkością światła.
- Co się dzieje? - zapytał podniesionym głosem wpadając do pomieszczenia.
- Cicho. Aga śpi...
Kurek rozejrzał się po pokoju, a widząc leżącą na łóżku rudowłosą lekko się uśmiechnął. Wyglądała tak bezbronnie i zarówno tak pięknie. Podszedł do niej i z największą delikatnością odgarnął z jej twarzy włosy.
- Mamy problem. Darek nachodzi Cecylię w domu i wysyła sms do Iśki - Zbyszek wyjął z kieszeni bluzy telefon rudowłosej i podał go przyjmującemu.
- Jutro musimy przekonać aby poszła na policje. Inaczej tego nie zakończymy.
Bartosz zachował zimną krew. Doskonale zdawał sobie sprawę, że taka zabawa w kotka i myszkę nie skończy się dobrze dla Agnieszki.

Czuwał przy niej całą noc. Oddelegował Kubiaka to innego pokoju, by ten przypadkiem nie obudził dziewczyny. Zegarek wskazywał kilka minut po północy, a Aga nerwowo poruszyła się na łóżku. Zaczęła ciężko oddychać.
- To tylko zły sen - szepnął głaszcząc pukle jej rudych włosów.
- Bądź przy mnie - odparłam niepewnie łapiąc go za dłoń.
Przysunęła się do ściany robiąc miejsce dla siatkarza. On dość nieśmiało objął ją ramieniem pozwalając dziewczynie przybrać wygodną pozycję. Teraz, gdy miał ją tak blisko siebie, nie mógł skupić się na niczym innym. Zanurzył nos w jej puklach wdychając zapach brzoskwiniowego szamponu. Serce zabiło mu szybciej, gdy dziewczyna obróciła się do niego przodem. Nie spała. Miała szeroko otwarte oczy, które patrzyły wprost w jego. Uśmiechnął się do niej promiennie gładząc kciukiem jej policzek. Następnie przejechał nim po jej jasnoróżowych ustach. Dłonią pogładził jej alabastrową skórę na ramieniu.
- Jesteś piękna – wyszeptał nie spuszczając z niej wzroku.
Dobrze, że było ciemno i Zbyszek nie zauważył jak twarz Agnieszki oblała się jednym wielkim rumieńcem. Uniosła się nieznacznie i pocałowała go w policzek. Trwali twarzą w twarz przez kilka chwil. Drażniła nosem skórę jego policzka, a wydychanym powietrzem owładnęła jego usta. Teraz już nie mógł się powtrzymać. Przybliżył się do niej maksymalnie i teraz to On doprowadzał ją do szaleństwa swoim oddechem. Rozchyliła wargi, które on po chwili delikatnie musnął swoimi. Błyskawicznie się odsunęła opierając plecy o zimną ścianę.
- Przepraszam – mruknął siadając na brzegu łóżka.
- Zibi.. – niepewnie ułożyła dłoń na jego ramieniu.
Zerwał się z miejsca i zaczął nerwowo krążyć po pokoju. Podszedł do drzwi łazienki i kilkakrotnie uderzył w nie pięściami. Był zły na samego siebie, że nie udało mu się opanować tego rosnącego z każdą sekundą pożądania. Zakazany owoc smakuje przecież najlepiej. 
Ona też wstała i podchodząc do siatkarza przytuliła się do jego pleców. Poczuł bijące od niej ciepło.
Teraz mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że jest zakochany. Chwycił jej ręce które zaplotły się na jego torsie. Ogarnęło go niepohamowany szczęście. Przyłożył jedną z jej dłoni do swojego szybko bijącego serca, po czym odwrócił się przodem do niej.

~*~

Ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej, a on objął mnie w pasie. Światło księżyca wpadające przez niezasuniętą zasłonę oświecało nasze wpatrzone w siebie twarze. Nachylił się i zetknął nasze czoło. Między naszymi ciałami nie było miejsca aby wetknąć nawet gazetę. Oboje nie potrafiliśmy unormować oddechów. Jego ciepłe wargi przylgnęły do moich. Delikatnie muskaliśmy nasze usta nawzajem, nie odważając się na głębszą penetracje naszych jam ustnych.
- Chodźmy spać – szepnął całując moje czoło i jeszcze mocniej mnie przytulając – jesteś zmęczona, a jutro chcielibyśmy z Bartkiem zawieźć Cię na policje. Musisz złożyć zeznania.
Nie odpowiedziałam. Mocniej wtuliłam się w jego rozgrzany tors. Bałam się, że gdy rano się obudzę, jego może już nie być.
Poczułam jak moje nogi odrywają się od ziemi. Zakręciłam je wokół bioder siatkarza w czasie gdy on niósł mnie w stronę łóżka. Przykrył mnie szczelnie kołdrą, a gdy chciał odejść chwyciłam mocno jego dłoń, zatrzymując go.
- Nie odchodź – jęknęłam kładąc głowę na jego klatce piersiowej. 





***
Za dużo tej miłości.
Za dużo tutaj, za mało w realu.
Cóż za ironia.
Chcę do mojego wirtualnego świata w którym wszyscy są szczęśliwi, a My najbardziej.


Miłej edukacji przez najbliższe dni ;* 

środa, 23 października 2013

Dwadzieścia sześć.

Dziwnie czułam się wchodząc na stołówkę, gdy kilkanaście par oczu zwróconych było w moim kierunku. Czułam się głupio. Strasznie głupio. Ale i tak nad tym uczuciem przewyższał wstyd. Cholerny wstyd. Doskonale zdawałam sobie sprawę, z tego, że oni wszyscy wiedzą dlaczego „siedzę im na głowie”, wiedzą dlaczego Zbyszek aż za bardzo się mną opiekuje. W przeciwnym razie nie zorganizowaliby dla mnie tego wszystkiego i to w tak krótkim czasie.
Powoli zaczynałam zmieniać zdanie o siatkarzach. Odkrywałam w nich pozytywnych, pomocnych ludzi, a nie tylko pochłoniętych piłką, zaniedbujących rodzinę sportowców.
- Usiądziemy z wszystkimi, czy wolisz osobno? – zapytał Zbyszek wyrywając mnie tym z letargu przemyśleń.
- Jak wolisz – mruknęłam uciekając wzrokiem.
Bartman dostawił mi krzesełko obok Kurka, a sam poszedł „do okienka” po porcje naszych obiadów.
Długo wahałam się, ale  w końcu doszłam do wniosku, że do idealna pora, aby podziękować chłopakom.
- Chciałabym Wam wszystkim, bardzo podziękować za wszystko co dla mnie zrobiliście. Obiecuję nie wchodzić Wam w drogę i nie przeszkadzać w treningach.
- Aga, nie musisz Nam za nic dziękować. Stałaś się dla Nas jak rodzina i czujemy się zobowiązani Ci pomóc – Krzysiek posłał w moim kierunku przepiękny, szczery uśmiech.
- Ja i tak przepraszam Was za kłopot i dziękuję, że tak ciepło mnie przyjęliście – delikatnie uniosłam kącki warg do góry.
- Czuj się jak u siebie – dorzucił kolejny z zawodników.
Przy posiłku odkryłam ich kolejną cechę. Są niesamowicie mocno ze sobą zżyci i aż nadto gadatliwi. Co chwilę sypali żartami i naśmiewali się z ostatnio zrobionych trenerowi żartów.
Na początku czułam się nieswojo, jednak po jakimś czasie żartobliwa atmosfera udzieliła się i mi. Zaczęłam niepewnie uśmiechać się pod nosem, co nie uszło uwadze Bartmanowi.

Godziną przerwę po obiedzie Zbyszek poświęcił na oprowadzenie mnie po Ośrodku. Po krótce opowiadał o kolejnych budynkach, a po blisko czterdziestu minutach spaceru, usiedliśmy na ławeczce przy fontannie.
- I jak Ci się tutaj podoba? – po kilku chwilach ciszy i wpatrywania się w wytryskającą do góry wodę siatkarz zaczął rozmowę.
- Ładnie tu macie – odparłam zgodnie z prawdę ucinając temat.
Zakochałam się w tym niewielkim parku, po środku którego znajdował się mały stawik z drewnianym pomostem, nad którym rosła stara wierzba płacząca.
Niestety Zbyszek musiał uciekać na trening, a mi cudem udało się namówić Go, na moje pozostanie na świeżym powietrzu. Musiałam Mu obiecać, że za równe pół godziny zamelduje się na hali.
Gdy tylko siatkarz zniknął z pola mojego widzenia wstałam z ławki i przespacerowałam się nad staw. Usiadłam na pomoście. Widok był naprawdę nieziemski. Zaczęłam zachwycać się najdrobniejszymi rzeczami: parą łabędzi przecinającą taflę, drzewami odbijającymi się w wodzie jak w lustrze i tym zapachem świeżo skoszonej trawy roznoszącym się dookoła. Wtedy też doszłam do jeszcze jednego, dzisiejszego dnia, wniosku: muszę cieszyć się chwilą, bo z tych pojedynczych chwil składają się wszystkie moje wspomnienia.
I wszystko byłoby nadal dobrze, gdyby nie dźwięk, który wydobył się z mojego telefonu. Wyjęłam go z kieszeni i wręcz zamarłam czytając treść wiadomości.

„Nie myśl, ze ten fagas Cię gdzieś wywiezie.
Znajdę Cię wszędzie, więc prędzej czy później będziesz moja.
Przecież on nie mógł Cię wywieźć gdzieś daleko, ma te swoje treningi.
Już nie pamiętasz jak mówiłaś mi, że nienawidzisz sportu i sportowców?
Przede mną nie uciekniesz.”

Darek – szepnęłam sama do siebie czując jak złość ogarnia cały mój organizm. Zacisnęłam mocno pięści, próbując się nie popłakać. Ze strachem wypisanym na twarzy błyskawicznie udałam się na halę.  Starałam się nie dać po sobie nic poznać. Nie chciałam jeszcze bardziej niepokoić ani Bartka, ani Zbyszka.
Wieczorem, po kolacji, pękłam, nie wytrzymałam. Zerwałam się z obleganego wcześniej łóżka i zastukałam do drzwi naprzeciwległego pokoju. Byłam poirytowana, bo nikt nie otwierał. Spojrzałam na naklejoną na drzwi kartkę, na której wyraźnie pisało: Zbyszek Bartman i Michał Kubiak J.
- Pewnie się kąpie – zagadnął przechodzący obok mnie siatkarz, dzielący wraz ze mną mękę rudych włosów.
Rudym się nie wierzy… ale rudy rudemu chyba może?
- Kubi jest na pokerze, więc w pokoju nie ma nikogo. Spokojnie możesz wejść – uśmiechnął się i zniknął za drzwiami sąsiedniego pokoju.
Zapukałam jeszcze raz, ale i tym razem nie uzyskałam odzewu. Klamka ani drgnęła. Zacisnęłam zęby, wzięłam głęboki oddech i niczym złodziej wtargnęłam do pomieszczenia. Już na progu prawie wywróciłam się o leżący na podłodze laptop, który chwilę później delikatnie odłożyłam na najbliższe łóżko. Rozejrzałam się po „czterech ścianach” w których panował jeden wielki bałagan.
- No co Misiu, brakuje Wam gracza do pokera?
Niespodziewanie z łazienki wyszedł Zbyszek. Wyglądał niczym młody bóg. Biodra przepasane  miał ręcznikiem, a drugim wycierał swoje czarne włosy. Po nagim torsie spływały kropelki wody, a ja… ze zdenerwowania przygryzłam dolną wargę. Dziwiłam się samej sobie… kolejny raz przyłapałam się na intensywnym myśleniu o Bartmanie. I to nie byle jakim myśleniu. Bałam się. Po prostu się bałam, bo Zibi zaczął w pewnym sensie mnie intrygować. Zaczął mi się podobać.
SZIIIIT.
Nawet nie zorientowałam się, że na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Poczułam jak płoną mi policzki i w jednej chwili najbardziej interesującym obiektem stały się czubki moich kapci.
Wtedy mój telefon znów dał o sobie znać. Odetchnęłam z ulgą, gdy nadawcą SMSa okazała się Cecylia. Treść wiadomości nie przyniosła jednak, tak wyczekiwanej ulgi.
- Hej Słońce, co się stało? – Bartman od razu zauważył zmianę mojego nastroju.
Jednym krokiem znalazł się obok mnie , by po chwili unieść mój podbródek do góry. Napotkałam jego zielone źrenice, a zielony to przecież kolor nadziei.
- Aguś.. – szepnął błagalnie.
Pociągnął mnie za rękaw rozciągniętego swetra i oboje usiedliśmy na łóżku.
- Dostałam smsa od Darka, jak mieliście trening – pociągnęłam nosem, a nadgarstkiem otarłam spływające po moich policzkach łzy – a teraz CeCe… on był u nich…
- Wszystko będzie dobrze. Obiecuje.
Zamknął mnie w szczelnym uścisku. I wtedy do moich nozdrzy dostał się zapach jego żelu pod prysznic. Niby nic takiego, a ja poczułam nagły przypływ euforii. Przez mój organizm przeszła fala ciepła, a kąciki ust same uniosły się do góry. Czułam się głupio. Znowu.



Boże, Aga… co z Tobą się dzieje? O.o
Boże, Magdaa.... co z Tobą się dzieje? O.o



Nie wystarcza mi już kubek herbaty, czy frugo kiślu.
Nie wystarcza mi już ciepła kołdra i towarzystwo bełchatowskiej pszczółki.
Nie wystarczają mi już klasyczne przeboje Lady Pank, czy Myslovitz.
Nie wystarcza mi już Julian, który ocierając się o moją nogą wymusza jedzenie.
To za mało, bo zdałam sobie sprawę, że mogę mieć więcej…

Więcej zamknięte w jednej osobie. 

sobota, 19 października 2013

Dawdzieścia pięć.

Rano, punkt o dziewiątej czarne Audi zaparkowało na podjeździe. Słysząc pukanie do drzwi zaczęłam powoli znosić moją walizkę po schodach.
- Daj, pomogę Ci  - Zbyszek przejął mój bagaż i odstawił go pod drzwi.
W korytarzu ujrzałam krzywo uśmiechającego się Bartka. Odwzajemniłam gest, wymuszając uniesienie kącików warg do góry. Zdawałam sobie sprawę, że Kurek już o wszystkim wie.
- Wszystko będzie dobrze, Mała – zapewnił przytulając mnie do siebie.
Panicznie bałam się Darka. Przed oczami ciągle miałam widok chłopaka, którego kiedyś pobili, bo nie miał pieniędzy na uregulowanie długu. Przez całą nocą ledwo co zmrużyłam oczy, bo cały czas zastanawiałam się, czy Marczewski przypadkiem nie stoi pod oknem.
Błyskawicznie znalazłam się w Zbyszkowym samochodzie. Szczerze powiedziawszy nie bardzo spodobał mi się pomysł siatkarza. Chciałam te wakacje spędzić w spokoju w rodzinnym domu, a nie wśród kilkunastu wielkich gabarytem mężczyzn, przy których wyglądałam co najmniej śmiesznie. Z drugiej strony panicznie bałam się Darka, bo wiem do czego tak naprawdę jest w stanie się posunąć.
Usiadłam na tylnym siedzeniu podciągając nogi pod klatkę piersiową. Objęłam je rękami i przymykając oczy zaczęłam płakać. Łzy bezsilności spływały potokiem po moich policzkach. Po chwili za kierownicą usiadł właściciel samochodu, a obok mnie pojawił się Bartek.
- Nie płacz Mała – szepnął obejmując mnie ramieniem.
Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej, wiedząc, że i jemu mogę w pewien sposób zaufać. Nie jestem w stanie zaufać mu maksymalnie, bo życie nauczyło mnie, żeby nie przywiązywać się do ludzi, choć i tak bardzo szybko to robię.

~*~

Zbyszek co chwilę spoglądał w lusterko, a widząc zapłakaną Age, serca mu się krajało. Nie chciał aby cierpiała, bo wtedy cierpiał też i on.

Natomiast w ośrodku robota wręcz paliła się w rękach. Siatkarze, a przynajmniej ci polscy, mają w sobie bardzo pozytywną cechę bezinteresownej pomocy. Kubiak z Ignaczakiem zaangażowali się maksymalnie i kierowali wszystkimi pracami. Skombinowali od pań sprzątaczek (a wręcz wykradli z ich kantorka) nowo zakupione przez właściciela zasłony i firankę. Krzysiek osobiście przymocował lekko ruszającą się półkę nad łóżkiem. Zagumny przyniósł ze swojej kolekcji kilka naprawdę świetnych książek. Piotrek wziął się za odkurzania dywanu, a Kosok pilnował by na zawieszoną na balustradzie balkonu pościel nie spadła z nieba niechciana niespodzianka. Michał Kubiak od samego rana chodził po okolicznych łąkach i zbierał kwiaty, które później umieścił w szklanym wazonie na szafce nocnej. Postarali się. Naprawdę zależało im na tym, aby Aga czuła się tutaj swobodnie, jak we własnym domu.

- Gdzie jest ten młot?! – Wrona od dobrych kilku minut czekał przed budynkiem na Kłosa, który był w trakcie wypełniania przydzielonej mu misji.
W końcu zza rogu wyłonił się zziajany Karol.
- No wreszcie Ty ślamazaro – Andrzej nie omieszkał przysłodzić swojemu najlepszemu przyjacielowi – bez ciebie Iśka nie mogłaby normalnie funkcjonować.
- No wiem, dlatego to zadanie dostałem ja: Super Karollo, a nie ty: pozbawiony wszelkich nadludzkich umiejętności zwykły śmiertelnik – dumnie wypiął pierś – w dziesięć minut do kiosku i z powrotem. Jest moc.
- Nie pierdol, tylko dawaj te baterie. Trzeba je czym prędzej włożyć do zegarka.

~*~

Droga, która normalnie zajmuje jakieś siedem minut, tym razem trwała pół godziny. Zbyszek jechał jak najdłuższą drogą obawiając się, że Darek  może nas śledzić.
W końcu zaparkował samochód na parkingu za Ośrodkiem, a do budynku weszliśmy tylnym wejściem. Bartek niósł moją walizkę, a ja rozglądając się dookoła po ścianach korytarza szłam za Zbyszkiem w stronę windy. Wjechaliśmy na trzecie piętro – należące wyłącznie do siatkarzy.
Na jednej ze ścian wisiało ogromnych rozmiarów zdjęcie reprezentacji, a obok kilka mniejszych przedstawiających śmieszne momenty z ich życia.
Bartman przekręcił klucz w drzwiach z numerem 70, po czym pchnął je do przodu, ukazując wnętrze pomieszczenia. Pokój nie był jakiś ogromnych rozmiarów. Na prawo, wzdłuż ściany, stało pojedyncze łóżku (gdyż drugie jak się dowiedziałam zostało wyniesione przez niejakiego Winiarskiego i Jarosza).  Na przeciwległej do wejścia ścianie znajdowało się wyjście na niewielki balkonik, na którym stał wiklinowy stoliczek i dwa krzesła, a obok przeszklonych drzwi, już wewnątrz pomieszczenia, na małej komodzie stał telewizor. Na lewo od wejścia znajdowały się drzwi do łazienki, szafa i stare biurko, które również zostało tu specjalnie przyniesione.
- Chyba powinnam podziękować Waszym kolegą – uśmiechnęłam się niemrawo przejeżdżając ręką po idealnie złożonej na łóżku pościeli.
- Jeszcze będzie ku temu okazja, a teraz w spokoju się rozpakuj – Kurek podał mi mój bagaż i wyszedł z pomieszczenia.
- W razie czego ja jestem w pokoju naprzeciwko, a Bartek w 74. Na wszystkich drzwiach masz tabliczki, kto gdzie mieszka..
- Zbyszek, nie trzeba było – przerwałam mu.
- Nie marudź. Teraz jesteś pod moja opieką – pocałował mnie w czoło – przyjdę za jakiś czas i zabiorę Cię na obiad.

Zostałam sama. Wyjęłam z walizki kosmetyczkę i przeszłam do łazienki. Prysznic, toaleta, umywalka z lusterkiem. Praktyczne, urządzone w niezłym guście wnętrze. Rozpakowałam kosmetyki, po czym przeszłam do układania ubrań.
Męczyła mnie jedna, jedyna sprawa…
- Ile będę musiała spędzić tu czasu? – zagaiłam, gdy Zbyszek wrócił do mojego pokoju.
- Dopóki nie skończę zgrupowania, później pojedziemy do Rzeszowa – odparł obserwując każdy mój ruch – może Darek zapomni.
- Będziesz mnie pilnował 24 na dobę? – mruknęłam.
- To nie tak Iśka… martwię się o Ciebie, bo cholernie mi na Tobie zależy – wyznał głęboko patrząc mi w oczy.  




Opiekuńczy Bartek?
Opiekuńczy Zbyszek?
Ahaha, chciałabym mieć takich dwóch opiekuńczych siatkarzy, a najlepiej to całą dwunastkę
Potrzebuje towarzystwa na jesienne wieczory.. ;c
Inaczej rozpierol psychiczny mnie zniszczy.

Jadę jutro na mecz SKRA vs. EFFECTOR.
I to mnie trzyma przy życiu.
#GOSKRA!


Trzymajcie się w te jesienne chłodne dni ;*

M. 

sobota, 12 października 2013

Dwadzieścia cztery.

Usiedliśmy na łóżku i chwilę milczeliśmy. Zaczęłam rozglądać się po otaczających nas czterech, zielonych ścianach. Na jednej z nich wisiał oprawiony w antyramę dużych rozmiarów kolaż ze zdjęć.  Szybko zlokalizowałam poszukiwane zdjęcie. Zrobiliśmy je pierwszego dnia naszego spotkania. Miałam dziewiętnaście lat i kolejny raz po śmierci taty uciekłam z domu. Obrałam trasę na Kraków i tam właśnie spotkałam Darka. Los chciał abyśmy rok później spotkali się w Rzeszowie.
- Znasz go, prawda? – z letargu wspomnień wydarł mnie głos Zbyszka.
Kiwnęłam twierdząco głową, podchodząc do biurka, z którego wyjęłam album. Wyciągnęłam odpowiednie zdjęcie.
- To Darek. Poznaliśmy się kiedyś w Krakowie, a później okazało się, że będziemy studiować na tym samym wydziale. To zdjęcie zrobiliśmy niedawno. Jakieś trzy miesiące temu. Wyjechaliśmy sobie na weekend pod namioty. Ja, on i jego koledzy. Naprawdę go kochałam i przez ten cały czas myślałam, że to z nim kiedyś stworzę rodzinę. Okazało się, że jestem w ciąży. Byłam w stanie wychować to dziecko, ale on przyszedł kiedyś do mojego mieszkania, położył kopertę na stół i powiedział, że albo usunę dziecko, albo już więcej go nie zobaczę – przerwałam opowiadanie i otarłam łzy rzęsiście spływające po moich policzkach – usunęłam. Cierpiałam, ale tłumaczyłam sobie, że nie miałam wyboru. Byłam ślepo zapatrzona w Darka i nie widziałam po za nim świata. Teraz wiem, że byłam głupia. W końcu zaczęłam interesować się skąd on wziął tak dużą kwotę pieniędzy. I to był mój największy błąd. Darek był dilerem narkotyków. Gdy tylko zorientował się, że „znam prawdę” zaczął mnie zastraszać. W końcu namierzyła ich policja. Miał sprawę w sądzie. Myślałam, że to koniec, że już nigdy nasze drogi się nie skrzyżują. Myliłam się. On jak zwykle za pewne przez swoje kontakty wyszedł z więzienia. Cecylia nic nie wie i proszę nie mów jej.
Zbyszek nie odezwał się ani słowem. Siedział i wpatrywał się w zdjęcie, na którym ze szczerym uśmiechem całowała Darka w policzek. Wtedy było jeszcze dobrze, wszystko się układało, ale te kolejne miesiące były już tylko katorgą. Wychodziłam z mieszkania z obawą, że któryś z kolegów Darka może na mnie napaść, bo wiem za dużo.
- Obiecuję, że ten typek już nigdy Cię skrzywdzi – wyszeptał nieśmiało Bartman, przytulając mnie do siebie.
Poczułam jak jego usta odciskają się na moim czole, a dłonie mocniej zaciskają na talii.
Poniekąd kamień spadł mi z serca, bo czułam się dziwnie ukrywając to przed wszystkimi. Teraz przynajmniej Zbyszek zna prawdę.
- Uważam, ze powinnaś powiedzieć o wszystkim swojej siostrze. Ona ma prawo wiedzieć.
- Nie, Zbyszku. Nie chce jej martwić. Nie wiem jak ona zareaguje – broniłam się, chwytając każdej możliwej deski ratunku.
- Pomyśl jak ona martwi się teraz.
Dał mi powód do przemyślenia tej sprawy. I miał racje. Powinnam jej powiedzieć, ale tak cholernie bałam się jej reakcji. Co zrobi jak dowie się, że usunęłam dziecko? Co jeśli mnie znienawidzi? Z drugiej strony po Bartmanie też mogłam spodziewać się takiej reakcji.
- Pójdę z Tobą – oznajmił ściskając mocno moją dłoń w swojej.
Niepewnie, na nogach jak z waty, zeszłam na dół. Tomek usypiał w salonie Lenę, a CeCe akurat skończyła obsługiwać klienta w sklepie. W trójkę usiedliśmy w kuchni, po czym drżącym głosem zaczęłam opowiadać, to co przed chwilą usłyszał też Zbyszek. Siatkarz nieustannie dodawał mi otuchy trzymając mnie za rękę.
- Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałaś? Pomoglibyśmy Ci – oznajmiła z wyrzutem.
- Przepraszam, ale nie miałam pojęcia co zrobić w tej sytuacji. Tak bardzo się bałam.
Wpadłam w objęcia starszej siostry, która poniekąd była dla mnie jak matka.

~*~

Dopiero gdy Agnieszka zniknęła z ich pola widzenia Zbyszek przedstawił Cecylii swój plan. Chciał zabrać rudowłosą do Ośrodka, aby móc mieć na nią oko. Tutaj, w domu, może  być narażona na niespodziewaną wizytę Dariusza. Bartman nie krył swoich obaw, ze były chłopak
Agi doskonale wie gdzie ona mieszka i może ją nachodzić. Obiecał, że jeszcze dziś uzgodni wszystko z trenerem i jutro rano przyjdzie po dziewczynę.
Przed wyjściem zajrzał jeszcze do Iśki. Upewniając się, że śpi kucnął przy jej łóżku i wplątał dłoń w jej rude, kręcone włosy.
- Kocham Cię i chcę dla Ciebie jak najlepiej – wyszeptał całując na dobranoc jej skroń.
Gdy tylko dotarł do Ośrodka, od razu udał się do Anastasiego. Wyjaśnił mu wszystko od początku, po czym szkoleniowiec musiał uzgodnić wszystko z właścicielami i innymi wpływowymi osobami. W końcu Zbyszek otrzymał wiadomość o zgodzie. Aga miała w zamian pomagać przy treningach, ale to był już pikuś. Ważne, że będzie miał dziewczynę na oku.
Tego wieczora miał do załatwienia jeszcze jedną sprawę. Zapukał do drzwi odpowiedniego pokoju i poprosił Bartka na rozmowę. Postanowił mu o wszystkim opowiedzieć, bo wiedział jak przyjmującemu zależy na szczęściu i dobru Agnieszki.
- Nie chcę aby reszta zadawała zbędnych pytań – podsumował atakujący.
- Trzeba im to jakoś pobieżnie wytłumaczyć. Myślisz, że on ją obserwuje?
Zibi pokiwał twierdząco głową.
- Podjadę jutro po nią samochodem. Cecylia obiecała, że wszystko jej wytłumaczy. Do Ośrodka wrócę dłuższą drogą.
- Pojadę z Tobą – zadeklarował Kurek.

Zbyszek miał stuprocentową rację, myśląc, że Darek obserwuje Agę. Mężczyzna zatrzymał się w pensjonacie prawie naprzeciwko rodzinnego domu Misztalów. Udało mu się zdobyć pokój z widokiem na podwórko. Widział jak siatkarz opuszcza jej dom i był wstanie wyjść wtedy ze swojego pokoju i dorwać Bartmana. Opanował się jednak i postanowił się trzymać swojego planu. Planu, którego celem było odzyskanie miłości swojego życia, którą niewątpliwie była dla niego Agnieszka.




AHAHA, nie ogarniam swojej głupoty i moich głupich pomysłów dotyczących się tego opowiadania i Siatkówka jest bowiem… Komplikuje sobie tylko życie.
Nie lubię weekendów, bo sprawiają, że tęsknie.
Trzymajcie się siatkomaniacy i oglądajcie PlusLigę.
Btw, komu kibicujecie?


Pzdr, M. 

poniedziałek, 7 października 2013

Dwadzieścia trzy.

Biegł ile sił w nogach, a przecież sportowcy mają jej bardzo dużo. To jednak było nieistotne. Cały ten szalony pościg był jak szukanie igły w stogu siana. Agnieszka mogła przecież pobiec w każdą stronę, a On nie miał zielonego pojęcia, w którą drogę ma się udać.
- Szukasz Agi? – Kłos pośpiesznie zgasił mentolowego cygareta – mijała nas chwilę temu i szczerze mówiąc, chyba nieźle musiałeś ją wkurwić.
- W którą stronę pobiegła? – bez ceregieli, wręcz krzyknąłeś na środkowego.
- W stronę tej alejki co prowadzi na wzgórze – rzucił Wrona podając Karolowi opakowanie gum do żucia.
- Dzięki chłopaki – rzucił atakujący będąc już kilka metrów dalej.

~*~

Wystraszyłam się. To stanowczo nie był ani Bartman, ani Kurek. Ten mężczyzna nie był aż tak potężnie zbudowany jak siatkarze.
- Gdzie tak uciekasz Kochanie?
Rozpoznałam ten głos. Serce zaczęło mi szybciej bić, a mózg nagle przestał „pracować”.
- Jak mnie tu znalazłeś? – wychrypiałam próbując uwolnić się z Jego uścisku.
- To nie było zbyt trudne, Głuptasku. Zapomniałaś, że dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych? Doskonale wiem, że  Cecylia to Twoja jedyna rodzina i tylko tu, do tej zatęchłeś dziury mogłaś się udać. Nie zapomniałem o Tobie. Ciągle Cię pragnę i potrzebuje. Tęskniłem, Skarbie – wyszeptał wprost do mojego ucha, przygryzając przy okazji jego płatek.
- Jeszcze do Ciebie nie dotarło, że między nami koniec? – krzyknęłam odpychając Go od siebie.
- Jaki koniec? To dopiero początek. Początek naszego nowego życia – nawet głos Mu nie zadrżał. Mówił to z taką pewnością siebie jakby całe nasze życie miał już zaplanowane. A następnie przyciągnął mnie ponownie do siebie układając dłonie na moich biodrach.
- Zostaw mnie! Ja już nie chce mieć z Tobą nic wspólnego.
- Zmieniłem się. Odkąd się rozstaliśmy stałem się inny. Aguś, Kicia. Kocham Cię.
Próbował mnie pocałować. Widziałam jak Jego twarz nieubłagalnie zbliża się do mojej. Zapaliła mi się czerwona lampka ostrzegawcza. Wzięłam potężny zamach i z impetem uderzyłam dłonią w jego policzek. Nawet nie drgnął, tak jakby mój cios nie sprawił na nim nawet najmniejszego wrażenia.
- Chciałem po dobroci, ale widzę, ze Ty ciągle lubisz na ostro – jego iście złowieszczy śmiech odbił się echem po otaczających nas zewsząd drzewach.
I właśnie jedno z tych drzew posłużyło Darkowi z pomocą. Przycisnął mnie do niego tak mocno, że kora wręcz wbijała mi się w plecy. Nie zwracał uwagi na moje krzyki i prośby. Na siłę „wpychał” swój język do mojej jamy ustnej dłońmi błądząc wysoko pod moją bluzą. Zamknęłam ze strachu oczy, gdy poczułam jak jego dłoń wędruję pod gumkę moich legginsów.
Zamknęłam się w swoim własnym świecie, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, o tym co za chwilę może się stać. Zacisnęłam mocniej powieki, a On coraz śmielej zapędzał się w swoich poczynaniach.
- Kocham Cię – zapewniał niemalże zrywając ze mnie bluzę.
Niespodziewanie siła z jaką naciskał na moje ciało zniknęła. Odważyłam się otworzyć oczy i dopiero wtedy zorientowałam się, ze Darka nie ma przede mną. Był za to kilka metrów dalej, przyciśnięty do ziemi przez Bartmana.
Zaczęli się bić. Zadawali sobie mnóstwo ciosów, począwszy od tych w twarz, kończąc na brzuchu i kroczu. Darek zdawał sobie sprawę, że nie da rady pokonać siatkarza, odepchnął go i czym prędzej się ulotnił, krzycząc, że jeszcze mnie dopadnie.
- Zbyszek, zabierz mnie stąd – wyszeptałam dławiąc się własnymi łzami.
Zaprowadził mnie do domu, a widząc przerażony wyraz twarzy Cecylii rzucił tylko później i biorąc mnie na ręce wniósł na piętro do mojego pokoju.
- Zostań – poprosiłam widząc, że Zibi chce opuścić pomieszczenie.
Bez chwili zawahania wrócił i usiadł na skraju łóżka.

Martwił się? Miał wyrzuty sumienia? Możliwe. Był w podobnej rozsypce psychicznej i emocjonalnej co ja. Z największą delikatnością jaką mogłam z siebie wykrzesać przysunęłam się do Niego. Siedząc za Nim biłam się z własnymi myślami, nie wiedząc czy wrócić na poprzednie miejsce, czy zostać. Ostatecznie emocje wzięły górę. Oplotłam rękami klatkę piersiową Bartmana, przykładając głowę do Jego pleców. 
Trwaliśmy w takim uścisku dość długo. Chyba nawet za długo. Nawet nie zauważyłam kiedy moje powieki stały się ciężkie, aż w końcu opadły, a ja zostałam pochłonięta przez igraszki samego Morfeusza.

~*~

Nie potrafił do końca określić co tak właściwie działo się z Jego organizmem. Ułożył rudowłosą na łóżku i przykrył jej ciało kołdrą. Wyszedł, uprzednio całując Ją w czoło.
Natychmiastowo skierował kroki do kuchni, gdzie siedziała reszta domowników.
- Co się tam stało? - Cecylia nerwowo zerwała się z miejsca i podbiegła do atakującego.
- Jakiś chłopak chciał ją... zgwałcić - ostatnie słowo z ledwością przeszło Mu przez gardło - wyglądało na to, że Aga zna napastnika. Nie wiecie kto chciał to zrobić? 
- Iś, nigdy się nam za bardzo nie zwierzała, przyjeżdżała czasami, ale tylko na weekendy. Gdy do niej dzwoniłam tłumaczyła się, że jest zajęta i musi się uczyć... Zbyszku, dziękuję Ci, że przy niej byłeś.
- Po części, Agnieszka uciekła z hali przeze mnie - siatkarz usiadł na krześle i schował twarz w dłoniach - wykonałem o jeden krok za dużo. Cholera jasna - trącił nogą leżącą na podłodze zabawkę Lenki. 
- Najważniejsze jest to, że Agnieszce nic nie jest. On teraz Cię potrzebuje. Idź do Niej - polecił Mu Tomek i tyle widziano atakującego w kuchni. 

Minęła godzina. Agnieszka zaczęła powoli otwierać swoje niebieskie oczy, które szybko powędrowały na siedzącego przy łóżku Bartmana. Uśmiechnął się delikatnie, ściskając mocniej rękę dziewczyny, którą trzymał prawie przez cały czas pobytu w Jej pokoju. 
- Dziękuję - wyszeptała, doskonale wiedząc, że czeka Ją jeszcze poważna rozmowa z siatkarzem.




Jestem taka okrutna. 
Wybaczcie, ale mam totalną rozjebkę psychiczną. 

piątek, 4 października 2013

Dwadzieścia dwa.


„Rezygnujemy z kogoś, bo boimy się przyszłości, boimy się tego kim będziemy. Odrzucamy osoby, które nas kochają, które chcą naszego dobra. Odrzucamy je, ponieważ się boimy."


Wzięłam głęboki oddech nie chcąc rozerwać stojącego za mną Bartmana na milion kawałeczków. Jego dłonie dotknęły mojego ciała, co spowodowało te cholerne palpitacje serca, istny stan przedzawałowy, a przecież to tylko lekkie muśnięcie przedramienia, ułożenie do zagrywki ręki… przecież to tylko Zbigniew Bartman, jeden z tych pieprzonych sportowców, którzy zawsze wszystko psują.
Czemu musi tak być? Czemu On musi mnie jednocześnie pociągać i wzbudzać niechęć, odrazę? Czemu pragnę Jego obecności jednocześnie Go nienawidząc?
- Podrzuć piłkę do góry i po prostu w nią uderz – instruował choć ja puszczałam jego uwagi mimo uszu.
Byłam zbyt zajęta myśleniem właśnie o Nim i to jest chyba najgorsze.
- Aga? Słuchasz mnie?
- Tak, tak. Uderzam, podrzucam… - wymamrotałam szurając butami.
- Hej, Słoneczko, co jest? – zaniepokoił się i natychmiastowo odwrócił mnie przodem do siebie.
To jest jednak nieistotne. Istotniejsze jest nazwanie mnie „słoneczkiem”. Gdybym właśnie coś piła lub jadła – grunt, że tego nie robiłam – na pewno zawartość mojej jamy ustnej wylądowałaby na pachnącej tak cholernie ładnymi perfumami bartmanowej koszulce.
Zrobiło się dziwnie niezręcznie. Nie chciałam podnosić do góry głowy i napotykać jego zielonych tęczówek. To by mnie zniszczyło. Mnie i mój mur, który tak rzetelnie budowałam przez kilka ostatnich lat.
- Spójrz na mnie, proszę.
Nie chciałam tego usłyszeć, a jeszcze bardziej „bolało” mnie ich wykonanie.
Stres? Obwa przed tym co nastąpi? Strach? Niepewność? Nieśmiałość?
Nie mogłam pozwolić na zburzenie muru okalającego moje serce, musiałam być silna,  musiałam się mu przeciwstawić.
- Ja chyba muszę już iść – wyszeptałam, bo tylko takie natężenie głosu mogłam z siebie wydobyć.
Odwróciłam się na pięcie i chciałam iść w stronę wyjścia z Sali, jednak Zbyszek szybko połapał się o co chodzi i błyskawicznie złapał mnie za rękę.

~*~

Nie mógł pozwolić Jej odejść. Nie teraz gdy dostał od Kurka zielone światło i obietnice, że przyjmujący nie będzie się wtrącał. To było jak znak z niebios.
Zauważył strach w Jej oczach, a przecież nie chciał tego. Potarł kciukiem po Jej policzkach i nagle zapragnął zbliżyć się do dziewczyny, poczuł smak Jej warg, dać Jej swoją miłość, bo bez wątpienia zakochał się w Agnieszce. Poczuł jak przez Jej ciało przeszły dreszcze i w niemal ostatniej chwili zmienił drogę do Jej ust, na policzek.
- Siatkówka to nie moja bajka, Zbyszku – rzuciła i zabierając swoje rzeczy pośpiesznie wyszła z Sali.

Nie był zaskoczony Jej zachowaniem, doskonale zdawał sobie sprawę, że tak to się może skończyć. Usiadł na najniższej trybunie i ukrył twarz w dłoniach. Chciał być sam i wszystko przemyśleć.  
- Stary, co jest? - nawet nie zorientował się, gdy na krzesełku obok usiadł Kubiak.
- Zawaliłem Misiek, rozumiesz? Zawaliłem - mruknął nawet nie racząc spojrzeć na przyjaciela.
- No to nie wiem co tu jeszcze robisz. Biegnij za Nią, Kretynie!

~*~

Wręcz wybiegłam z hali, taranując po drodze sprzeczającą się w najlepsze dwójkę siatkarzy. Uśmiechnęłam się do nich krzywo i pognałam dalej, przed siebie. Ucieczka to było jak na razie jedyne, według mnie, słuszne rozwiązanie. 
Zatrzymałam się dopiero w chwili, gdy moje ciało zostało zamknięte w szczelnym uścisku. Uścisku męskich ramion.