środa, 23 października 2013

Dwadzieścia sześć.

Dziwnie czułam się wchodząc na stołówkę, gdy kilkanaście par oczu zwróconych było w moim kierunku. Czułam się głupio. Strasznie głupio. Ale i tak nad tym uczuciem przewyższał wstyd. Cholerny wstyd. Doskonale zdawałam sobie sprawę, z tego, że oni wszyscy wiedzą dlaczego „siedzę im na głowie”, wiedzą dlaczego Zbyszek aż za bardzo się mną opiekuje. W przeciwnym razie nie zorganizowaliby dla mnie tego wszystkiego i to w tak krótkim czasie.
Powoli zaczynałam zmieniać zdanie o siatkarzach. Odkrywałam w nich pozytywnych, pomocnych ludzi, a nie tylko pochłoniętych piłką, zaniedbujących rodzinę sportowców.
- Usiądziemy z wszystkimi, czy wolisz osobno? – zapytał Zbyszek wyrywając mnie tym z letargu przemyśleń.
- Jak wolisz – mruknęłam uciekając wzrokiem.
Bartman dostawił mi krzesełko obok Kurka, a sam poszedł „do okienka” po porcje naszych obiadów.
Długo wahałam się, ale  w końcu doszłam do wniosku, że do idealna pora, aby podziękować chłopakom.
- Chciałabym Wam wszystkim, bardzo podziękować za wszystko co dla mnie zrobiliście. Obiecuję nie wchodzić Wam w drogę i nie przeszkadzać w treningach.
- Aga, nie musisz Nam za nic dziękować. Stałaś się dla Nas jak rodzina i czujemy się zobowiązani Ci pomóc – Krzysiek posłał w moim kierunku przepiękny, szczery uśmiech.
- Ja i tak przepraszam Was za kłopot i dziękuję, że tak ciepło mnie przyjęliście – delikatnie uniosłam kącki warg do góry.
- Czuj się jak u siebie – dorzucił kolejny z zawodników.
Przy posiłku odkryłam ich kolejną cechę. Są niesamowicie mocno ze sobą zżyci i aż nadto gadatliwi. Co chwilę sypali żartami i naśmiewali się z ostatnio zrobionych trenerowi żartów.
Na początku czułam się nieswojo, jednak po jakimś czasie żartobliwa atmosfera udzieliła się i mi. Zaczęłam niepewnie uśmiechać się pod nosem, co nie uszło uwadze Bartmanowi.

Godziną przerwę po obiedzie Zbyszek poświęcił na oprowadzenie mnie po Ośrodku. Po krótce opowiadał o kolejnych budynkach, a po blisko czterdziestu minutach spaceru, usiedliśmy na ławeczce przy fontannie.
- I jak Ci się tutaj podoba? – po kilku chwilach ciszy i wpatrywania się w wytryskającą do góry wodę siatkarz zaczął rozmowę.
- Ładnie tu macie – odparłam zgodnie z prawdę ucinając temat.
Zakochałam się w tym niewielkim parku, po środku którego znajdował się mały stawik z drewnianym pomostem, nad którym rosła stara wierzba płacząca.
Niestety Zbyszek musiał uciekać na trening, a mi cudem udało się namówić Go, na moje pozostanie na świeżym powietrzu. Musiałam Mu obiecać, że za równe pół godziny zamelduje się na hali.
Gdy tylko siatkarz zniknął z pola mojego widzenia wstałam z ławki i przespacerowałam się nad staw. Usiadłam na pomoście. Widok był naprawdę nieziemski. Zaczęłam zachwycać się najdrobniejszymi rzeczami: parą łabędzi przecinającą taflę, drzewami odbijającymi się w wodzie jak w lustrze i tym zapachem świeżo skoszonej trawy roznoszącym się dookoła. Wtedy też doszłam do jeszcze jednego, dzisiejszego dnia, wniosku: muszę cieszyć się chwilą, bo z tych pojedynczych chwil składają się wszystkie moje wspomnienia.
I wszystko byłoby nadal dobrze, gdyby nie dźwięk, który wydobył się z mojego telefonu. Wyjęłam go z kieszeni i wręcz zamarłam czytając treść wiadomości.

„Nie myśl, ze ten fagas Cię gdzieś wywiezie.
Znajdę Cię wszędzie, więc prędzej czy później będziesz moja.
Przecież on nie mógł Cię wywieźć gdzieś daleko, ma te swoje treningi.
Już nie pamiętasz jak mówiłaś mi, że nienawidzisz sportu i sportowców?
Przede mną nie uciekniesz.”

Darek – szepnęłam sama do siebie czując jak złość ogarnia cały mój organizm. Zacisnęłam mocno pięści, próbując się nie popłakać. Ze strachem wypisanym na twarzy błyskawicznie udałam się na halę.  Starałam się nie dać po sobie nic poznać. Nie chciałam jeszcze bardziej niepokoić ani Bartka, ani Zbyszka.
Wieczorem, po kolacji, pękłam, nie wytrzymałam. Zerwałam się z obleganego wcześniej łóżka i zastukałam do drzwi naprzeciwległego pokoju. Byłam poirytowana, bo nikt nie otwierał. Spojrzałam na naklejoną na drzwi kartkę, na której wyraźnie pisało: Zbyszek Bartman i Michał Kubiak J.
- Pewnie się kąpie – zagadnął przechodzący obok mnie siatkarz, dzielący wraz ze mną mękę rudych włosów.
Rudym się nie wierzy… ale rudy rudemu chyba może?
- Kubi jest na pokerze, więc w pokoju nie ma nikogo. Spokojnie możesz wejść – uśmiechnął się i zniknął za drzwiami sąsiedniego pokoju.
Zapukałam jeszcze raz, ale i tym razem nie uzyskałam odzewu. Klamka ani drgnęła. Zacisnęłam zęby, wzięłam głęboki oddech i niczym złodziej wtargnęłam do pomieszczenia. Już na progu prawie wywróciłam się o leżący na podłodze laptop, który chwilę później delikatnie odłożyłam na najbliższe łóżko. Rozejrzałam się po „czterech ścianach” w których panował jeden wielki bałagan.
- No co Misiu, brakuje Wam gracza do pokera?
Niespodziewanie z łazienki wyszedł Zbyszek. Wyglądał niczym młody bóg. Biodra przepasane  miał ręcznikiem, a drugim wycierał swoje czarne włosy. Po nagim torsie spływały kropelki wody, a ja… ze zdenerwowania przygryzłam dolną wargę. Dziwiłam się samej sobie… kolejny raz przyłapałam się na intensywnym myśleniu o Bartmanie. I to nie byle jakim myśleniu. Bałam się. Po prostu się bałam, bo Zibi zaczął w pewnym sensie mnie intrygować. Zaczął mi się podobać.
SZIIIIT.
Nawet nie zorientowałam się, że na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Poczułam jak płoną mi policzki i w jednej chwili najbardziej interesującym obiektem stały się czubki moich kapci.
Wtedy mój telefon znów dał o sobie znać. Odetchnęłam z ulgą, gdy nadawcą SMSa okazała się Cecylia. Treść wiadomości nie przyniosła jednak, tak wyczekiwanej ulgi.
- Hej Słońce, co się stało? – Bartman od razu zauważył zmianę mojego nastroju.
Jednym krokiem znalazł się obok mnie , by po chwili unieść mój podbródek do góry. Napotkałam jego zielone źrenice, a zielony to przecież kolor nadziei.
- Aguś.. – szepnął błagalnie.
Pociągnął mnie za rękaw rozciągniętego swetra i oboje usiedliśmy na łóżku.
- Dostałam smsa od Darka, jak mieliście trening – pociągnęłam nosem, a nadgarstkiem otarłam spływające po moich policzkach łzy – a teraz CeCe… on był u nich…
- Wszystko będzie dobrze. Obiecuje.
Zamknął mnie w szczelnym uścisku. I wtedy do moich nozdrzy dostał się zapach jego żelu pod prysznic. Niby nic takiego, a ja poczułam nagły przypływ euforii. Przez mój organizm przeszła fala ciepła, a kąciki ust same uniosły się do góry. Czułam się głupio. Znowu.



Boże, Aga… co z Tobą się dzieje? O.o
Boże, Magdaa.... co z Tobą się dzieje? O.o



Nie wystarcza mi już kubek herbaty, czy frugo kiślu.
Nie wystarcza mi już ciepła kołdra i towarzystwo bełchatowskiej pszczółki.
Nie wystarczają mi już klasyczne przeboje Lady Pank, czy Myslovitz.
Nie wystarcza mi już Julian, który ocierając się o moją nogą wymusza jedzenie.
To za mało, bo zdałam sobie sprawę, że mogę mieć więcej…

Więcej zamknięte w jednej osobie. 

2 komentarze:

  1. Genialny ;) Aż chce się więcej... Czekam na next! A ona mogłaby pójść na policje a nie się patyczkuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny, genialny, zajebisty! Po prostu wspaniały! Szkoda mi Agaty ;c Ale Bartman jest blisko to nic nie może jej się stać ;)
    Zapraszam do siebie jeśli czytasz oczywiście, jak nie to przepraszam:
    http://ona--to--on--siatkarska--przygoda.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń