wtorek, 5 listopada 2013

Dwadzieścia dziewięć.

Będzie źle. Będzie jeszcze gorzej niż teraz. Będą jeszcze bardziej szare dni, niż te podczas których egzystujesz teraz. Będzie najgorzej jak może być. Ale przejdziesz przez to. Po to tu jesteś, po to jesteś kobietą. By udowadniać takim dupkom jak on, że jesteś silna i przejdziesz przez to wszystko. Zapamiętaj to sobie i zdołasz jeszcze podnieść głowę ku górze i szczerze się uśmiechnąć. Już nie po to by jemu coś udowodnić, tylko dla siebie. W końcu zrobisz coś dla siebie, dla swojego serca, i dla swojego szczęścia, pamiętaj.


Bał się. Zbigniew Bartman się bał. To przecież z lekka niedorzeczne. On nie powinien nawet wiedzieć co to strach. Nie powinien o tym myśleć. On nie może się bać.
Zmieniła Go. Od samego początku ta  znajomość nie wróżyła nic dobrego, a teraz może skończyć się jeszcze gorzej. Bartman już nie myślał jako jednostka, tylko o sobie. Nie był tym zadufanym w sobie Mięśniakiem. Teraz ważna była dla Niego Agnieszka i przysiągł sobie, że wyciągnie ją z tych kłopotów nawet za cenę swojego życia.
Zbigniew Bartman był zakochany. Cholernie zakochany.

Błyskawicznie poruszał palcami na dotykowym ekranie telefonu.
- Cecylia, odbierz no – niecierpliwił się z każdym sygnałem.
Skrótowo wyjaśnił jej zaistniała sytuację, z nadzieją, że może będzie wiedzieć gdzie jest jej siostra.
Bingo!
Zaczęli biec. Podwyższona na maksymalny pułap adrenalina dodawała im sił. W dali rysowała im się drewniana chatka, więc jeszcze bardziej przyśpieszyli. Ostatnie metry pokonali za pewne szybciej niż Usain Bolt podczas pobijania rekordu świata.
- Na trzy – porozumieli się i już po chwili otworzyli drewniane skrzypiące drzwi.
Rozejrzeli się po pomieszczeniu, w którym za pewne nikt już dawno nie przebywał. Metrowy kurz mieszał się wzajemnie z grubymi pajęczynowymi nićmi.
Odetchnął z ulgą widząc całą i zdrową Agnieszkę siedzącą na drewnianych schodach. Zamknął ją w swoim uścisku dziękując Bogu, że nic jej się nie stało.
- Nigdy więcej tego nie rób – wyszeptał zakładając  kosmyk jej włosów za ucho.
- Wracam do domu – oznajmiła i zabierając album opuściła chatkę.
Zamurowało go. Wbiło w te spróchniałe deski.

Bartek ruszył za dziewczyną, ale ta  grała niedostępną. Nie pozwoliła mu się nawet zbliżyć na milimetr. Coś się w niej zmieniło. Coś pękło. I ani Bartman, ani Kurek nie wiedzieli co się dzieje. A powód był jeden: sport. Sport, którego ona znów zaczęła unikać jak ognia, a to wszystko przez wracające z zawrotną prędkością wspomnienia. I strach nasilający się z każdą minutą.

~*~

Uciekanie od problemów odziedziczyłam w genach po tatusiu. Jestem jedynym w swoim rodzaju mistrzem nie załatwiania do końca spraw.
Spakowałam do walizki wszystkie rzeczy, które zaledwie kilka dni temu przywiozłam do spalskiego ośrodka. Niepostrzeżenie opuściłam hotel, dziękując w duchu, że reszta siatkarzy wyciska właśnie siódme poty na siłowni. Wcisnęłam Cecylii bajeczkę o wypadku wyimaginowanej, nigdy nie istniejącej koleżanki, której teraz potrzebna jest moja pomoc i opieka.
Nie zważałam już na czyhającego na mnie Darka. Musiałam stąd jak najprędzej wyjechać, bo czułam, że z dnia na dzień Zbyszek staje mi się coraz bliższy.

Garbus znów miał wyruszyć w daleką podróż. Walizka znalazła swoje miejsce w bagażniku, a na siedzeniu pasażera umieściłam przekazaną przez CeCe wałówkę, która za pewne zapełni całą moją lodówkę i wystarczy na następny rok mojego samotnego życia.
Ostatnie ckliwe słowa i pożegnania, puste obietnice o szybkich odwiedzinach, choć i tak zobaczymy się pewnie dopiero na Boże Narodzenie.
Szybko rozpoznałam zbliżającą się w naszym kierunku sylwetkę Bartmana. Czym prędzej wsiadłam do samochodu i zanurkowałam w torebce w celu odnalezienia kluczyków. Otworzył drzwi auta, gdy uruchamiałam silnik.
- Iśka, co Ty wyprawiasz? – smutek obecny w tonie jego głosu zawirował mi w głowie.
- Wracam do Rzeszowa – wbiłam wzrok w bliżej nieokreślony punkt usytuowany gdzieś za przednią szybą.
- Nie zrobisz mi tego – jęknął błagalnie – nie rozumiesz, że Cię kocham?
Zakuło mnie w sercu. Szybko zniwelowałam łzy cisnące mi się do oczu. Nie przekona mnie do pozostania. Nie teraz, gdy zebrałam odwagę na wyjazd i na odcięcie się od świata sportu i miłości.
- Kocham Cię – powtórzył dobitnie ujmując moją twarz w dłonie i zatapiając swoje wargi w moich.
Tego chciałam uniknąć; poczucia jego bliskości, smaku ust, obecności jego ciała.
- Powiedz, że nic do mnie nie czujesz, a nie będę Cię zatrzymywał – przełknął głośno ślinę nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.
- Nie kocham Cię.
Kipiałam pewnością siebie. Do mistrzostwa w uciekaniu od problemów mogę spokojnie dorzucić złoty medal w okłamywaniu ludzi, którzy są dla mnie bardzo ważni. Cholernie lubię utrudniać sobie życie.

Odpaliłam silnik i ruszyłam przed siebie. Nie odważyłam się by spojrzeć w lusterko. Dodając gazu wjechałam na główną ulicę zostawiając cały siatkarski świat w tyle. Nie czułam się z tym dobrze. Bo czy osoba na siłę uciekająca od miłości może czuć się szczęśliwa?

Zatrzymałam samochód na niewielkim parkingu spalskiego cmentarza. Z torebki wyjęłam zabrany z letniskowej chatki album, w którym błyskawicznie odnalazłam zdjęcie z dzieciństwa. Błądziłam między nagrobkami szukając pomnika rodziców, a gdy wreszcie go znalazłam po prostu rozpłakałam się jak małe dziecko. Nie modliłam się, nie wspominałam, nie myślałam. Wypłakałam zapas łez na kolejne dziesięć lat. Przejechałam palcem po uśmiechniętych twarzach rodziców uwiecznionych na fotografii, po czym włożyłam je pod wazon ze sztucznymi kwiatami.
Oddaliłam się pośpiesznie nie chcąc nic rozpamiętywać. Wspomnienia sprawiają ból. Pojawiają się w najmniej odpowiednich momentach, powodując naszą rozsypkę emocjonalną i psychiczną. A do tego nie mogłam dopuścić. Musiałam być silna lub przynajmniej sprawiać takie wrażenie.

Kolejny postój zrobiłam w centrum Rzeszowa. Było już późno, ale jakimś cudem trafiłam jeszcze w godziny otwarcia księgarni. Kupiłam gruby notatnik, na który mogłam wylać wszystkie moje złości, żale i radości. I wylałam. Bo to był jedyny sposób na podzielenie się tym co leży mi na sercu.


„Jestem skończoną idiotką, ale tak, kocham Zbigniewa Bartmana i  nie  mogę się pozbyć jego zapachu i faktury warg tak namiętnie napierających na moje.”



***
I to by było na razie na tyle.
Idę sobie chorować ;<
Trzymajcie się Mośki ;*

5 komentarzy:

  1. No jak ona mogła wyjechać sobie i zostawić Zibiego, szczególnie po tym jak wyznał jej miłość. Mam nadzieję, że się opamieta ...
    Pozdrawiam;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogła wyjechać?! Nie WAŻNIEJSZE jest JAK mogła powiedzieć mu że go nie kocha PROSTO W OCZY! Mam nadzieję że zmieni zdanie... Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyczuwam, ze Zbyszek nie odpuści, a Aga zrobiła chyba największy błąd jaki mogła. Przecież nie może bronić się przed tym uczuciem. Ono będzie jeszcze bardziej rosło, a taka separacja nic nie da.
    Pozdrawiam
    [faith-hope-volleyball.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. No, to teraz kicha.Zbychu został sam , czekam na następny;)
    Pozdrawiam i zdrówka życzę;)

    OdpowiedzUsuń
  5. świetne? jak ona mogła wyjechać?
    do następnego :)

    OdpowiedzUsuń