Będzie źle.
Będzie jeszcze gorzej niż teraz. Będą jeszcze bardziej szare dni, niż te
podczas których egzystujesz teraz. Będzie najgorzej jak może być. Ale
przejdziesz przez to. Po to tu jesteś, po to jesteś kobietą. By udowadniać
takim dupkom jak on, że jesteś silna i przejdziesz przez to wszystko.
Zapamiętaj to sobie i zdołasz jeszcze podnieść głowę ku górze i szczerze się
uśmiechnąć. Już nie po to by jemu coś udowodnić, tylko dla siebie. W końcu
zrobisz coś dla siebie, dla swojego serca, i dla swojego szczęścia, pamiętaj.
Bał się. Zbigniew Bartman się bał. To przecież z lekka
niedorzeczne. On nie powinien nawet wiedzieć co to strach. Nie powinien o tym
myśleć. On nie może się bać.
Zmieniła Go. Od samego początku ta znajomość nie wróżyła nic dobrego, a teraz
może skończyć się jeszcze gorzej. Bartman już nie myślał jako jednostka, tylko
o sobie. Nie był tym zadufanym w sobie Mięśniakiem. Teraz ważna była dla Niego
Agnieszka i przysiągł sobie, że wyciągnie ją z tych kłopotów nawet za cenę
swojego życia.
Zbigniew Bartman był zakochany. Cholernie zakochany.
Błyskawicznie poruszał palcami na dotykowym ekranie
telefonu.
- Cecylia, odbierz no – niecierpliwił się z każdym
sygnałem.
Skrótowo wyjaśnił jej zaistniała sytuację, z nadzieją, że
może będzie wiedzieć gdzie jest jej siostra.
Bingo!
Zaczęli biec. Podwyższona na maksymalny pułap adrenalina
dodawała im sił. W dali rysowała im się drewniana chatka, więc jeszcze bardziej
przyśpieszyli. Ostatnie metry pokonali za pewne szybciej niż Usain Bolt podczas
pobijania rekordu świata.
- Na trzy – porozumieli się i już po chwili otworzyli
drewniane skrzypiące drzwi.
Rozejrzeli się po pomieszczeniu, w którym za pewne nikt
już dawno nie przebywał. Metrowy kurz mieszał się wzajemnie z grubymi
pajęczynowymi nićmi.
Odetchnął z ulgą widząc całą i zdrową Agnieszkę siedzącą
na drewnianych schodach. Zamknął ją w swoim uścisku dziękując Bogu, że nic jej
się nie stało.
- Nigdy więcej tego nie rób – wyszeptał zakładając kosmyk jej włosów za ucho.
- Wracam do domu – oznajmiła i zabierając album opuściła
chatkę.
Zamurowało go. Wbiło w te spróchniałe deski.
Bartek ruszył za dziewczyną, ale ta grała niedostępną. Nie pozwoliła mu się nawet
zbliżyć na milimetr. Coś się w niej zmieniło. Coś pękło. I ani Bartman, ani
Kurek nie wiedzieli co się dzieje. A powód był jeden: sport. Sport, którego ona
znów zaczęła unikać jak ognia, a to wszystko przez wracające z zawrotną
prędkością wspomnienia. I strach nasilający się z każdą minutą.
~*~
Uciekanie od problemów odziedziczyłam w genach po tatusiu.
Jestem jedynym w swoim rodzaju mistrzem nie załatwiania do końca spraw.
Spakowałam do walizki wszystkie rzeczy, które zaledwie
kilka dni temu przywiozłam do spalskiego ośrodka. Niepostrzeżenie opuściłam
hotel, dziękując w duchu, że reszta siatkarzy wyciska właśnie siódme poty na
siłowni. Wcisnęłam Cecylii bajeczkę o wypadku wyimaginowanej, nigdy nie
istniejącej koleżanki, której teraz potrzebna jest moja pomoc i opieka.
Nie zważałam już na czyhającego na mnie Darka. Musiałam
stąd jak najprędzej wyjechać, bo czułam, że z dnia na dzień Zbyszek staje mi
się coraz bliższy.
Garbus znów miał wyruszyć w daleką podróż. Walizka
znalazła swoje miejsce w bagażniku, a na siedzeniu pasażera umieściłam
przekazaną przez CeCe wałówkę, która za pewne zapełni całą moją lodówkę i
wystarczy na następny rok mojego samotnego życia.
Ostatnie ckliwe słowa i pożegnania, puste obietnice o
szybkich odwiedzinach, choć i tak zobaczymy się pewnie dopiero na Boże
Narodzenie.
Szybko rozpoznałam zbliżającą się w naszym kierunku
sylwetkę Bartmana. Czym prędzej wsiadłam do samochodu i zanurkowałam w torebce
w celu odnalezienia kluczyków. Otworzył drzwi auta, gdy uruchamiałam silnik.
- Iśka, co Ty wyprawiasz? – smutek obecny w tonie jego
głosu zawirował mi w głowie.
- Wracam do Rzeszowa – wbiłam wzrok w bliżej nieokreślony
punkt usytuowany gdzieś za przednią szybą.
- Nie zrobisz mi tego – jęknął błagalnie – nie rozumiesz,
że Cię kocham?
Zakuło mnie w sercu. Szybko zniwelowałam łzy cisnące mi
się do oczu. Nie przekona mnie do pozostania. Nie teraz, gdy zebrałam odwagę na
wyjazd i na odcięcie się od świata sportu i miłości.
- Kocham Cię – powtórzył dobitnie ujmując moją twarz w
dłonie i zatapiając swoje wargi w moich.
Tego chciałam uniknąć; poczucia jego bliskości, smaku
ust, obecności jego ciała.
- Powiedz, że nic do mnie nie czujesz, a nie będę Cię
zatrzymywał – przełknął głośno ślinę nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.
- Nie kocham Cię.
Kipiałam pewnością siebie. Do mistrzostwa w uciekaniu od
problemów mogę spokojnie dorzucić złoty medal w okłamywaniu ludzi, którzy są
dla mnie bardzo ważni. Cholernie lubię utrudniać sobie życie.
Odpaliłam silnik i ruszyłam przed siebie. Nie odważyłam
się by spojrzeć w lusterko. Dodając gazu wjechałam na główną ulicę zostawiając
cały siatkarski świat w tyle. Nie czułam się z tym dobrze. Bo czy osoba na siłę
uciekająca od miłości może czuć się szczęśliwa?
Zatrzymałam samochód na niewielkim parkingu spalskiego
cmentarza. Z torebki wyjęłam zabrany z letniskowej chatki album, w którym
błyskawicznie odnalazłam zdjęcie z dzieciństwa. Błądziłam między nagrobkami
szukając pomnika rodziców, a gdy wreszcie go znalazłam po prostu rozpłakałam
się jak małe dziecko. Nie modliłam się, nie wspominałam, nie myślałam.
Wypłakałam zapas łez na kolejne dziesięć lat. Przejechałam palcem po
uśmiechniętych twarzach rodziców uwiecznionych na fotografii, po czym włożyłam
je pod wazon ze sztucznymi kwiatami.
Oddaliłam się pośpiesznie nie chcąc nic rozpamiętywać.
Wspomnienia sprawiają ból. Pojawiają się w najmniej odpowiednich momentach,
powodując naszą rozsypkę emocjonalną i psychiczną. A do tego nie mogłam
dopuścić. Musiałam być silna lub przynajmniej sprawiać takie wrażenie.
Kolejny postój zrobiłam w centrum Rzeszowa. Było już
późno, ale jakimś cudem trafiłam jeszcze w godziny otwarcia księgarni. Kupiłam
gruby notatnik, na który mogłam wylać wszystkie moje złości, żale i radości. I
wylałam. Bo to był jedyny sposób na podzielenie się tym co leży mi na sercu.
„Jestem skończoną idiotką, ale tak, kocham
Zbigniewa Bartmana i nie mogę się pozbyć jego zapachu i faktury warg
tak namiętnie napierających na moje.”
***
I to by było na razie na tyle.
Idę sobie chorować ;<
Trzymajcie się Mośki ;*
No jak ona mogła wyjechać sobie i zostawić Zibiego, szczególnie po tym jak wyznał jej miłość. Mam nadzieję, że się opamieta ...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;D
Jak mogła wyjechać?! Nie WAŻNIEJSZE jest JAK mogła powiedzieć mu że go nie kocha PROSTO W OCZY! Mam nadzieję że zmieni zdanie... Czekam na next!
OdpowiedzUsuńWyczuwam, ze Zbyszek nie odpuści, a Aga zrobiła chyba największy błąd jaki mogła. Przecież nie może bronić się przed tym uczuciem. Ono będzie jeszcze bardziej rosło, a taka separacja nic nie da.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
[faith-hope-volleyball.blogspot.com]
No, to teraz kicha.Zbychu został sam , czekam na następny;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zdrówka życzę;)
świetne? jak ona mogła wyjechać?
OdpowiedzUsuńdo następnego :)