Codziennie rano wstaję , ubieram się , układam lekko pofalowane
włosy i maluje rzęsy – ale nie patrzę prosto w oczy . Boję się , że zobaczę w
nich iskierki miłości .
Zamknęłam drzwi za Bartkiem, po czym z sypialni wzięłam
laptopa i rozsiadłam się na balkonie. Promienie słoneczne przenikały przez moją
skórę nagrzewając cały organizm. Związałam włosy w wysoką kitkę i wystukałam na
klawiaturze trzy słowa. Praca w Rzeszowie. Przez półtorej godziny szperałam po
Internecie w poszukiwaniu odpowiedniej oferty pracy. Spisałam kilka adresów
korporacji szukających recepcjonistek. Nie miałam zbyt dużego doświadczenia,
ale przecież zawsze warto spróbować. Całe popołudnie pisałam i drukowałam
kolejne CV, by już następnego dnia udać się na pierwszą rozmowę kwalifikacyjną.
Zaczęłam od niewielkiego hotelu prowadzonego przez stare małżeństwo. Usytuowana blisko centrum
odrestaurowana kamienica przykuwała wzrok.
Stres zjadał mnie od środka, więc biorąc głęboki wdech
nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. U progu przywitała mnie elegancko ubrana
kobieta w wieku około pięćdziesięciu lat, a po chwili podpisywałam już umowę o
pracę. Nie spodziewałam się, że uda mi się to aż tak szybko. Podziękowałam pani
Mari, a już następnego dnia miała stawić się za ogromną drewnianą ladą.
W drodze powrotnej zrobiłam zakupy w jednym z
supermarketów. Ciągle nie mogłam uwierzyć, że udało mi się znaleźć pracę za
pierwszym razem!
Zostawiłam torby w kuchni i szybko drapnęłam z szafki
moją komórkę. Długo wahałam się, czy wysłać wiadomość, ale w końcu nacisnęłam
send i wiadomość powędrowała do Spały. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
Już kilka minut później siedziała na balkonie z telefonem przy uchu, a po
„drugiej stronie” Kurek już po raz piętnasty gratulował mi podjętej pracy.
- Bartek muszę kończyć, ktoś dobija się do mieszkania –
oznajmiłam podążając w stronę drzwi.
- Trzymaj się Mała. Wpadnę za niedługo do Ciebie –
cmoknął do telefonu, po czym się rozłączył.
Włożył komórkę do kieszeni spodni i otworzyłam drzwi.
Sparaliżował mnie strach. Nie mogłam wykonać ani jednego
ruchu. Nie drgnęła nawet na milimetr. Stał na klatce buńczucznie się
uśmiechając. Biła od niego ta cholerna pewność siebie.
- Nie wpuścisz mnie? – oparł się jedną ręką o framugę
drzwi.
Otworzyłam je szerzej, robiąc mu miejsce na wejście do
mieszkania. Znał je już na pamięć. Nie musiałam prowadzić go do salonu, bo sam
znał drogę. Usiadł na kanapie poklepując miejsce obok siebie.
- Jak za dawnych czasów, prawda? – uśmiechnął się
obejmując mnie ramieniem.
- Po co przyszedłeś? – odsunęłam się na według mnie
bezpieczną odległość kilkudziesięciu centymetrów.
- Bo chcę naprawić to wszystko co było między nami.
Wyczułam skruchę w jego głosie. Szczerą chęć poprawy
naszych stosunków.
- Nie wiem czy da się jeszcze cokolwiek naprawić –
mruknęłam podciągając nogi pod klatkę piersiową.
- Przypomnij sobie jak było nam razem dobrze – chwycił
moją dłoń i zamknął ją w uścisku swojej.
- Było do czasu. Darek zepsułeś wszystko tymi cholernymi
narkotykami – wygarnęłam mu.
- Zmieniłem się. Skończyłem z trawką. Jestem już innym
człowiekiem, ale tak samo bardzo Cię kocham – jego ciemne oczy patrzyły na mnie
z nadzieją wprawiając mój mózg w osłupienie, istną hipnozę.
- Daj mi czas – ocknęłam się i wstałam z kanapy.
- Ile tylko będziesz chciała – również się podniósł.
Próbował pocałował mnie w policzek na pożegnanie, ale
szybko się odsunęłam i zamknęłam za nim drzwi.
I znów wszystko co sobie poukładałam runęło jak budynek
podczas trzęsienia ziemi. Usiadłam na kanapie z pudełkiem świeżo zakupionych
lodów czekoladowych. Zaczęłam płakać z tej pieprzonej bezsilności i
bezradności. Nie radziłam sobie z własnym życiem. Uciekałam od problemów, które
życie stawiało przede mną na co drugim kroku. Uciekłam od miłości, której tak
bardzo nie chciałam. Bo miłość rani.
Zadaje ból. Wykorzystuje. Wysysa z człowieka resztki życia. Miłość nie daje
radości i szczęścia. Czasem daje tylko poczucie bezpieczeństwa, takie
minimalne, które z czasem również zanika. Bo miłość nie istnieje. Bo czym niby
jest ta wielka miłość, którą tak wszyscy się zachwycają? Ktoś kiedyś
powiedział, że według matematyki jest
problemem, według historii wojną, według chemii reakcją, według sztuki sercem,
według sportu dozwolonym dopingiem. Mi wersja pierwsza odpowiada najbardziej.
Miłość to problem, cykl następujących po sobie kłopotów, które powoli,
stopniowo wyniszczają człowieka.
Pudełko lodów miało się już na wykończeniu, a ja ciągle
nie mogłam pogodzić się z tymi szamotającymi we mnie uczuciami i emocjami. Bo
co ja właściwie czułam? Poniekąd smutek i tęsknotę za… Zbyszkiem, ulgę, że
udało mi się zamknąć dopływ tlenu i stłumić w zarodku wszelkie przywiązania do Bartman,
strach przed kolejnymi dniami i obawę przed nachodzącym mnie Darkiem. Wszystkie
buzujące we mnie uczucia skumulowały się, a ja nie potrafiłam się z nimi
uporać. Byłam słaba psychicznie. Nie umiałam stawić czoła samej sobie.
Przegrałam tą walkę z kretesem.
- Za zdrowie zakochanych – stuknęłam kieliszek napełniony
po brzegi polską wódką o butelkę.
„Zatopić smutki w kieliszku wódki? Tylko
czym ja się smucę?
Nie mam chłopaka. Nie mam problemu. Amen.”
***
soł, mamy następny rozdział, w którym to Iśka zaczyna już nie ogarniać własnego życia.
u mnie jest podobnie, więc pjona Aga, żyjemy w tym samym świecie.
A jednak się pojawił i namieszał.... Mam nadzieję że Bartman też się pojawi.... Czekam na next!
OdpowiedzUsuńBiedna, ale wciąż jej nie rozumiem. Darek teraz jej nie da spokoju, a Zbyszek za nią tak tęskni. Ona w sumie za nim też. Czuję, ze Zibi wyciągnie od Bartka, gdzie Iśka jest i niedługo zawita w Rzeszowie. Bardzo tego chcę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
[faith-hope-volleyball.blogspot.com]
Nie ogarniam jej, koleś ją tak skrzywdził,a ta mu daje szanse, nie ogarniam ;D
OdpowiedzUsuńA ja cholernie ją rozumiem ;/ z resztą niech Daruś miesza :D może tak wymiesza, że Iśka będzie z Bartkiem ;p (wiem, wiem. za dużo wyobraźni i bezcelowej nadziei ;D)
OdpowiedzUsuńZapraszam na 11 rozdział do mnie :D
http://opowiadanie-o-asseco-resovii.blogspot.com/