piątek, 1 listopada 2013

Dwadzieścia osiem.

Czasem jest lepiej, gdy o niektórych rzeczach po prostu nie wiemy.

Leniwie powracałam z krainy snu do normalnego życia. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, a dłonią błądziłam po prześcieradle. Nie było go obok mnie.  Usiadłam na skraju łóżka rozglądając się dookoła.
Zniknął. Zostawił mnie. Opuścił.
Zwinęłam z krzesła swoją bluzę i wyszłam na korytarz. Panowała tu względna cisza. Nikt się nie krzątał, ani nie krzyczał. Tak jakby nikogo tutaj nie było.
Weszłam do swojego pokoju i postanowiłam się odświeżyć. Drapnęłam z półki czyste ubrania i zamknęłam się w łazience. Chłodna woda spływała po moim ciele, a ja powoli analizowałam to co wczoraj się wydarzyło. Ciągle miałam w pamięci smak jego ust, jego zapach i bliskość ciała.
To była tylko chwila słabości  - powtarzałam w myślach jak mantrę. To było jedyne racjonalne wytłumaczenie, choć w podświadomości chciałam aby powodem tego wydarzenia było uczucie, choć minimalne, ale zawsze uczucie.
Ubrałam dżinsowe spodenki i biały top. Wiążąc włosy w kucyk wyszłam z zaparowanego pomieszczenia.
Wypuściłam w ręki szczotkę widząc siedzącego na łóżku Zbyszka.
- Nie chciałem Cię budzić, ale musiałem iść na trening – wstał i podniósł leżący na podłodze grzebień.
- Która godzina? – zaskoczona zaczęłam szukać swojego telefonu.
- Po jedenastej – uśmiechnął się niemrawo – zejdziemy na śniadanie, a później pojedziemy na policję. Cecylia obiecała, że też będzie.
- Musimy? Przecież oni i tak nic nie zrobią – bezradna otworzyłam drzwi pokoju.
Zeszliśmy na stołówkę, która również świeciła pustkami. Zawodnicy regenerowali sił w swoich pokojach lub u masażysty. Oboje byliśmy nieobecni i praktycznie się nie odzywaliśmy. Czułam, że Zbyszek chce poruszyć temat wczorajszej nocy, ale nie bardzo wie jak się do tego zabrać. Ja sama postanowiłam nie zaczynać tego tematu, bo w tym momencie nie miałam do końca sprecyzowanej tej sytuacji.
Przed Ośrodkiem czekał już na nas Bartek. Otworzył przede mną drzwi do samochodu, po czym sam zajął miejsce kierowcy. Tym razem to Bartman towarzyszył mi w podróży siedząc obok mnie. Na komendzie byliśmy pół godziny później. Chwilę później dotarła też do nas Cecylia. Składanie zeznań to naprawdę żmudna procedura. Facet siedzący za masywnym biurkiem wypytywał się mnie praktycznie o wszystko, by na końcu stwierdzić, że i tak praktycznie nic nie może zrobić, bo nie ma wystarczających dowodów. Zdenerwowana opuściłam pomieszczenie.
- I co? – Bartek zerwał się  z krzesełka i podszedł do mnie.
- I nic.. Nie mają dowodów. Nie mogą nic zrobić. Niech się pani nie martwi. Bla, bla, bla – odparłam znudzona.
- Może jak zobaczy, że byłaś na policji to sam odpuści – CeCe próbowała podtrzymać mnie  na duchu – obstawiam, że już go więcej nie zobaczysz.
- To już nie chodzi o mnie, a o Was. O Ciebie, Lenkę…
- O nas się nie martw. My mamy Tomka – uśmiechnęła się – a teraz muszę już jechać. Lenka jest ostatnio strasznie niegrzeczna.
- Przepraszam, to nie tak miało wyglądać. Miałam Ci przez te wakacje pomagać.
- Radziliśmy sobie wcześniej, poradzimy sobie i teraz – siostra przytuliła mnie na pożegnanie, po czym wsiada do swojego samochodu i odjechała.
Chwilę później my również byliśmy w drodze powrotnej, a do Ośrodka dotarliśmy wprost na porę obiadową. Jakoś nie miałam ochoty na jedzenie, więc zaszyłam się w swoich czterech kątach. Byłam przygnębiona. Zostałam w sytuacji bez jakiegokolwiek sensownego wyjścia. Każdy impuls, każda myśl, sprawiała, że zaczęłam coraz bardziej fiksować. Żyłam w izolatce, zamknięta za metalowym ogrodzeniem, które rzekomo miało dać mi bezpieczeństwo. Niezauważalnie opuściłam budynek mieszkalny i wybrałam się na spacer. Znów przysiadłam na drewnianym pomoście, a bose stopy spuściłam do wody. Przymknęłam oczy łapiąc promienie słoneczne.

~*~
- Cześć – przywitał się siadając obok niej.
Skinęła głową robiąc mu odrobinę więcej miejsca. Milczeli. Ona była lekko speszona jego obecnością, on nie wiedział jak zacząć ten nurtujący go temat.
- Ładny mamy dziś dzień – o dziwo to Agnieszka zaczęła rozmowę – idealny na spacer.
- Jeżeli chcesz to możemy się przespacerować – rzucił szybko i już po chwili szli ramie w ramie w stronę wyjścia z Ośrodka.
Wstąpili do jej domu, z którego zabrała kilka książek i wałówkę od Cecylia. Nie zabawili tam długo, bo Bartkowi trochę spieszyło się na trening.
Przemierzali kolejne spalskie uliczki śmiejąc się w najlepsze z najbłahszych rzeczy. Nawet nie zauważyli, gdy upłynęły dwie godziny.
- Jestem już spóźniony – jęknął siatkarz – przepraszam Cię, ale musimy wracać.
- Nie mogę tutaj jeszcze chwilę zostać? – zrobiła maślane oczka próbując jakoś zbajerować Kurka.
- Aguś, uwierz mi, że lepiej i dla mnie i dla Ciebie będzie jak wrócisz ze mną – mocno ją przytulił, dając do zrozumienia, że przy nim może czuć się bezpieczna.
- Jesteś tak samo przewrażliwiony jak Bartman – odepchnęła go i ile sił w nogach pobiegła przed siebie.
Zrobiła najgłupszą rzecz z możliwych. Ale miała już dość swoistego zamknięcia i siatkarzy, którzy dmuchają i chuchają na nią jak na najcenniejszy diament. Chciała się oderwać od ciągłej kontroli i obserwacji. Choć na chwilę zapomnieć o Darku. Darku, który miał ją teraz jak na widelcu.

Kurek rzucił się w szalony pościg za rudowłosą. Jednak mimo to, że był sportowcem nie znał Spały na wylot. Aga się tu urodziła i wychowała, więc doskonale wiedziała, gdzie znajdują się najlepsze kryjówki. Załamany i przestraszony nie na żarty wybrał numer Bartmana. Starał się mu jak najspokojniej wyjaśnić zaistniałą sytuację, ale i to nic nie dało, bo Zbyszek naprawdę się zdenerwował. Czym prędzej znalazł się na miejscu i zaczął wydzwaniać do dziewczyny. Bezskutecznie. Zostawił na jej poczcie milion wiadomości głosowych, a kolejny milion zalegał jej skrzynkę smsów.

~*~

Byłam wolna. Choć przez chwilę mogłam cieszyć się nieograniczoną swobodą i mieć pewność, że zaraz nie zamkną mnie w czterech ścianach pokoju. Wiem, że zarówno Bartek jak i Zbyszek chcą dla mnie jak najlepiej, ale ja po prostu nie umiem żyć z myślą, że jestem prawie jak w więzieniu.

Dotarłam do jednego z miejsc przywołujących mi dzieciństwo. Mały domek letniskowy na skraju lasu prawie w ogóle się nie zmienił odkąd byłam tutaj kilka lat temu. Klucz ciągle znajdował się pod wycieraczką w niewielkim zagłębieniu w drewnianym ganeczku.






Aga jest głupia. 
Ja też jestem głupia.
Wszyscy są głupi.
Miłość jest głupia, co nie zmienia faktu, że i tak kocham.
debilizm.

3 komentarze:

  1. Ohohooo. Wyczuwam, że takiej okazji Darek nie zmarnuje ;/ Polska policja oczywiście nic nie może zrobić, bo ''nie ma dowodów''. Eh... biedni Zbyszek i Bartek. Cholernie się o nią martwią, a Aga sobie ucieka. Okej, rozumiem że ma dość siedzenia pod kluczem, ale chyba zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji, co nie? Czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam
    [faith-hope-volleyball.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć :)
    Jeśli masz wolną chwilkę, to chciałabym Ciebie serdecznie zaprosić na mojego nowego bloga:
    http://if-only-you-could-be-here.blogspot.com/
    Pozdrawiam Kukulka :D

    OdpowiedzUsuń
  3. siemka świetne opowiadanie. Czytam i czekam na następny rozdział :)
    pozdrawiam i zapraszam na http://love-volleyball-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń