Nie mów "obiecuję", tylko "postaram się" - jak
nie wyjdzie to mniej zaboli .
Nie życzę sobie, aby pani koledzy bili się w nocy pod
blokiem - dźwięczało
w moich uszach - następnym
razem zadzwonię na policje! Siłą
wyciągnęłam od Kurka adres Bartmana i ruszyłam w stronę osiedla Kemity.
Zapukałam i czekałam. Co z tego, że jeśli zaledwie ósma, jak od dobrej godziny
napastuje mnie natrętna sąsiadka - plotkara całego osiedla.
Otworzył mi zaspany z lekko opuchniętą twarzą i odklejającym się plastrem znad skroni. Był całkowicie zaskoczony moją wizytą.
Wpuścił mnie do środka, po czym zamknął mieszkanie i wskazał drogę, którą miałam się udać. Usiadłam na wysokim krześle przy kuchennej wyspie i nerwowo wystukiwałam palcami jakiś bliżej nieokreślony rytm.
- Chcesz coś do picia? - zapytał włączając elektryczny czajnik.
- Bartman odbiło Ci, czy co? - fuknęłam mierząc go lodowatym spojrzeniem.
- Przecież proponuje Ci tyko coś do picia - zmieszany stanął na przeciwko mnie.
Gdyby nie oddzielający nas blat za pewne już dawno naparłby na mnie swoim ciałem.
- Fajnie się biło pod blokiem? - warknęłam odwracając wzrok w kierunku wychodzącego na park kuchennego okna.
- Skąd wiesz? - spuścił głowę podpierając się dłońmi o wyspę.
- Staśka od samego rana o tym trąbi. Chciała iść z tym na policję.
Nastała cisza trwająca kilka minut. Przez ten czas wzajemnie mierzyliśmy się spojrzeniami.
- Przepraszam, ale to on zaczął - westchnął w końcu siadając na krześle obok mnie.
- Oboje zachowaliście się gorzej niż dzieci - burknęłam dokładnie lustrując jego twarz - zdezynfekowałeś to chociaż?
Pokiwał przecząco głowę. Wskazał mi w której szafce ma apteczkę, z której po chwili wyjmowałam już wodę utlenioną. Namoczyłam chusteczkę i delikatnie docisnęłam ją do rany. Przecież lepiej później niż wcale.
Otworzył mi zaspany z lekko opuchniętą twarzą i odklejającym się plastrem znad skroni. Był całkowicie zaskoczony moją wizytą.
Wpuścił mnie do środka, po czym zamknął mieszkanie i wskazał drogę, którą miałam się udać. Usiadłam na wysokim krześle przy kuchennej wyspie i nerwowo wystukiwałam palcami jakiś bliżej nieokreślony rytm.
- Chcesz coś do picia? - zapytał włączając elektryczny czajnik.
- Bartman odbiło Ci, czy co? - fuknęłam mierząc go lodowatym spojrzeniem.
- Przecież proponuje Ci tyko coś do picia - zmieszany stanął na przeciwko mnie.
Gdyby nie oddzielający nas blat za pewne już dawno naparłby na mnie swoim ciałem.
- Fajnie się biło pod blokiem? - warknęłam odwracając wzrok w kierunku wychodzącego na park kuchennego okna.
- Skąd wiesz? - spuścił głowę podpierając się dłońmi o wyspę.
- Staśka od samego rana o tym trąbi. Chciała iść z tym na policję.
Nastała cisza trwająca kilka minut. Przez ten czas wzajemnie mierzyliśmy się spojrzeniami.
- Przepraszam, ale to on zaczął - westchnął w końcu siadając na krześle obok mnie.
- Oboje zachowaliście się gorzej niż dzieci - burknęłam dokładnie lustrując jego twarz - zdezynfekowałeś to chociaż?
Pokiwał przecząco głowę. Wskazał mi w której szafce ma apteczkę, z której po chwili wyjmowałam już wodę utlenioną. Namoczyłam chusteczkę i delikatnie docisnęłam ją do rany. Przecież lepiej później niż wcale.
Skrzywił się nieznacznie i syknął, gdy płyn rozlał się po
przeciętej i obdartej skórze. Jego wzrok cały czas utkwiony był na mojej
twarzy. Zaczęło mnie to krępować. Moje ruchy stały się ociężałe, aż w końcu
woda utleniona wylądowała na Zbyszkowych spodenkach.
- Przepraszam – szepnęłam naklejając na jego czoło nowy
plaster i szybko zbierając do apteczki wszystkie bandaże.
- Poczekaj – chwycił moją dłoń, gdy zmierzałam już w
kierunku nad okapowej szafki – dlaczego taka jesteś? Dlaczego boisz się mi
zaufać?
- Może po prostu nie chce? – bezradnie wzruszyłam
ramionami.
- Nie kłam. Nie rozumiem dlaczego ciągle uciekasz i
wypierasz się od miłości wszystkim czym tylko się da.
- Ja nie potrafię kochać – westchnęłam przymykając oczy.
- Czemu nie chcesz nawet spróbować? – nalegał, dopytywał,
prosił. Zależało mu, tak cholernie bardzo mu zależało, a ja nie potrafiłam tego
docenić.
- Bo boję się, że z tego nic nie wyjdzie, a ja zostanę
sama ze swoimi problemami i Twoją obecnością w umyśle, której za nic nie będę
umiała się pozbyć.
- A co jeśli obiecam Ci, że nigdy Cię nie zostawię? – wstał
i przyparł mnie do rzędu kuchennych szafek.
- W dzisiejszych czasach obietnice są nic nie warte –
zadarłam głowę do góry próbując spojrzeć w jego zielone oczy.
- Udowodnię Ci, że moje są – odparł z ogromną pewnością
swoich słów.
Przysunął się jeszcze bliżej mnie. Nasze usta dzieliły
milimetry, a jego oddech owiewał mój nos, co wprawiało mnie w istną katorgę. Cholernie
chciałam aby mnie pocałował, bo pomimo tego, że wmawiam sobie, że miłość nie
istnieje, brakuje mi bliskości płci przeciwnej, silnych ramion i poczucia, że
jest się dla kogoś kimś ważnym, ważniejszym niż cały świat.
Najpierw delikatnie musnął wargami mój policzek. Nosem wodził
po czole i brodzie, by ni stąd ni zowąd, bez żadnych uprzedzeń, wbić się w moje
usta. Ten pocałunek całkowicie nas
pochłonął. Nie minęło kilka sekund, a siedziałam już na blacie z nogami
zaplecionymi wokół jego bioder. Robiło się coraz bardziej namiętniej,
temperatura naszych ciał stopniowo wzrastała, a jego wargi zjechały na moją
szyję. Oprzytomniałam, gdy po mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Czym
prędzej zeskoczyłam na podłogę i zanim Zbyszek wpuścił swojego gościa do środka
ja już byłam na zewnątrz i zmierzałam ku mojemu mieszkaniu z totalnym mentlikiem
w głowie.
~*~
Zanim wszedł do mieszkania spojrzał jeszcze na zbiegającą
w dół klatki schodowej postać rudowłosej. Później przeniósł dłoń na stojącego w
korytarzu zdenerwowanego Bartmana.
- Przeszkodziłem w czymś? – zapytał z chytrym uśmieszkiem
doskonale wiedząc, że Zibi jest na niego maksymalnie wkurwiony.
- Nie, piliśmy tylko herbatę – parsknął – wchodzisz, czy
przyszedłeś postać na klatce?
- I jak tam sprawy sercowe? – zagaił Kubiak nalewając
sobie do szklanki stojącego w lodówce soku. Czuł się jak u siebie w domu, a
zresztą gdzie on się nie czuje jak w domu?
- Nie chcę na nią naciskać, bo naprawdę mi na niej zależy
– westchnął opierając się o parapet.
- Czyli nie pójdziesz ze mną dzisiaj do klubu?
- Nie. Zamierzam odwiedzić dzisiaj Agę – uśmiechnął się
pod nosem w głowie przygotowując plan na dzisiejszy wieczór.
aaaaaaaaaaaa :) super!!!!
OdpowiedzUsuńKuurde, zaraz wejde do tego twojego opowiadania i przypie*dole Adze, żeby się w końcu ogarnęła. Zbyszek serio tak się stara i w ogóle, a ta się boi... ;/ Kuurdee nooo.
OdpowiedzUsuńczekam na ciag dalszy.
Pozdrawiam ;*
[faith-hope-volleyball.blogspot.com]
Brawo Zibi! Walcz! A Ada nich się ogarnie.... Czekam na next!
OdpowiedzUsuńNiech Ada wreszcie zrozumie, ze Zbyszek sie stara, walczy. Powinna dam mu szanse. Mysle ze Zibi przugtuje cs specjalnego na wieczor i otworzą się przed sobą i będą razem. Już z niecierpliwością, czekam na następne! :)
OdpowiedzUsuńA ja się Adze nie dziwię. Czasem trudno zaufać, nie pomyśleć i nie bać się konsekwencji. Z niecierpliwością czekam na następne rozdziały na twoich blogach ;pp
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://opowiadanie-o-asseco-resovii.blogspot.com/
Ale ta Aga jest rozumiem że trudno jej zaufać ale czy Zbyszek już pokazał jej że może na niego liczyć :P Czekam na następny
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
http://jestesdlamniestworzony.blogspot.com/
Pozdrawiam i Całuję :*
Zibi walcz! Nie wolno się poddawać, jak się kogoś kocha no! :*
OdpowiedzUsuńCzekan na kolejny ^^
Pozdrawiam i życzę Wesołych świat! ;3